REKLAMA

"Maryja": recenzja filmu Netfliksa. Puściej tu niż na pustyni podczas 40-dniowej pokuty

„Maryja” w reżyserii D.J. Caruso to coś, co można nazwać epickim filmem biblijnym. Opowieść o matce Jezusa Chrystusa całkiem nieźle radzi sobie w TOP 10 Netfliksa. Pytanie brzmi: czy sam seans również można zakwalifikować do co najmniej niezłych?

maryja recenzja opinie film netflix
REKLAMA

Krótki fragment w AD 1 przedstawi nam stojącą na pustyni kobietę trzymającą w swych ramionach niemowlę. „Wybrano mnie, żebym przyniosła światu dar” - informuje nas głos z offu. „Największy dar w jego dziejach. Myślicie, że znacie moją historię. Wierzcie mi - nie znacie”. Chwilę później znów znajdziemy się na pustyni, ale już 18 lat wcześniej, by rzucić okiem na 40 dni postu i pokuty Joachima oraz przyjrzeć się jego spotkaniu z archaniołem Gabrielem. Boski wysłannik oznajmi, że modły Joachima i jego żony wreszcie zostaną wysłuchane: doczekają się córki. Rzecz jasna, nie ma nic za darmo. Kolejne dwie godziny „Maryi” przedstawią historię biblijnej matki Jezusa (w tej roli Noa Cohen) od czasów jej dzieciństwa w Nazarecie aż do narodzin samego Zbawiciela.

REKLAMA

Maryja: recenzja filmu dystrybuowanego przez Netfliksa

Jako materiał źródłowy Caruso wskazuje Protoewangelię Jakuba, czyli apokryficzny utwór spisany w drugiej połowie II wieku. Nic dziwnego: Pismo Święte nie daje zbyt wielu punktów odniesienia, jeśli chodzi o postać Matki Boskiej. Autor scenariusza, Timothy Michael Hayes, stworzył aż 74 wersje skryptu, konsultując się z różnymi przywódcami religijnymi oraz uczonymi - chrześcijańskimi, żydowskimi i muzułmańskimi. Nie sposób zatem nie oczekiwać od obrazu tego typu prawdziwej, monumentalnej „boskości” - to miał być religijny epos, któremu daleko do powierzchowności. Być może nawet inspirujący, a już z całą pewnością kreślący pogłębiony portret jednej z najważniejszych postaci w historii chrześcijaństwa. Maryja, której w kinie zazwyczaj przypadała rola drugiego czy trzeciego planu, zasłużyła chyba na dzieło, które zwróci jej honor.

Maria - Netflix
REKLAMA

Nic z tego. „Maryja” to nudnawa inscenizacja apokryficznych i biblijnych fragmentów; adaptacja prosta, napuszona i nadęta, w której z rzadka tylko można doszukać się czegoś nieprzewidywalnego. Mimo tego, że film narusza doktrynę katolicką, bo nie pokazuje związku Marii z Józefem jako czystego, w gruncie rzeczy nie próbuje wypełnić luki między Maryją jako symbolem a Maryją jako osobą. Zamiast pełnokrwisteg portretu młodej kobiety, pełnej lęków i niepewności, która nagle musi udźwignąć olbrzymią odpowiedzialność, zmienić się, uporać z emocjonalnym ciężarem i odnaleźć w sobie siłę, otrzymujemy wydmuszkę: płaski scenariusz, frustrujący bylejakością coming-of-age (albo raczej: coming-of-age wannabe), uderzający w tony przerysowanego melodramatu. Z okropnie (podkreślę: OKROPNIE) napisanymi, topornymi dialogami.

Każdy komponent tego filmu budzi poczucie niedosytu. Z jednej strony twórcy upchali w tych dwóch godzinach naprawdę sporo, jeśli chodzi o historyczne czy apokryficzne wydarzenia; z drugiej - zabrakło im czasu, by dołożyć warstw, wzmocnić fundamenty, uczłowieczyć. I to mimo tego, że odtwórcom głównych ról - Cohen i Ido Tako, który wciela się w Józefa - udaje się momentami wzbudzić empatię i niepokój wywołany tym, z czym ich bohaterowie się mierzą, przez co muszą przejść.

Rozwój charakterologiczny bohaterów nie istnieje, nie można też oprzeć się wrażeniu, że obraz od czasu do czasu przeistacza się w mdłe, monumentalne kazanie, rujnując tempo i uniemożliwiając widzowi wyzbycie się obojętności. Wrażenie rozmachu osiągnięto dzięki anamorficznemu obiektywowi szerokoekranowemu: skala biblijnej scenerii kręconego w Maroku filmu faktycznie prezentuje się nieźle, ale daleko jej do imponującej. Przyzwoitej warstwie wizualnej nie udaje się uratować tego rozczarowująco powściągliwego seansu. Podobnie jak Anthony’emu Hopkinsowi w roli króla Heroda - artysta, jak zwykle, daje z siebie wszystko, ale to wciąż za mało, by dźwignąć z kolan film stworzony bez odrobiny kreatywności (i pełen jednowymiarowych postaci). Pusto, głucho, bez serca - a przecież potencjału nie brakowało.

Czytaj więcej o nowościach w streamingu:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA