Polska komedia romantyczna podbiła Netfliksa, choć olaliście ją w kinach. To film z potencjałem
Jeśli spodziewaliście się, że "Miłość jak miód" będzie typową polską komedią romantyczną, to muszę was rozczarować. Ta produkcja zdecydowanie różni się od tych, które mieliśmy okazję dotychczas zobaczyć, co działa na jej korzyść. I chociaż chciałabym ocenić ją bardzo dobrze, to niestety nie mogę - mimo że pomysł był dobry, to komediowy gatunek niestety nie pozwolił wybrzmieć tytułowej miłości.
OCENA
Już tłumaczę, o co chodzi, ale najpierw wypada przedstawić samą produkcję - "Miłość jak miód" w reżyserii Macieja Migasa to film z cyklu "w kinach widzowie go olali, a na Netfliksie święci triumfy", który wpadł do serwisu kilka dni temu i od minionego piątku nie schodzi z TOP-ki platformy. Pierwsza myśl jest pewnie taka, że to po prostu kolejna polska komedia romantyczna, którą widzowie oglądają z braku laku. Otóż nie! I muszę przyznać, że sama byłam zaskoczona. Żałuję tylko, że to ciepłe uczucie po seansie nie zostało ze mną na dłużej, a ten film miał na to spory potencjał.
Miłość jak miód - recenzja polskiej komedii romantycznej na Netfliksie
Bohaterkami filmu "Miłość jak miód" są Majka (Agnieszka Suchora) i Agata (Edyta Olszówka), najlepsze przyjaciółki, które łączy to, że są pięćdziesiątce, przechodzą menopauzę i doświadczają w swoim życiu niemałych perturbacji. Poza tym - diametralnie się od siebie różnią. Majka jest wdową, która mieszka nad Bałtykiem, a oprócz tego, że prowadzi swoją cukiernię, pracuje również na drugi etat jako mama i babcia. Agata jest natomiast architektką wnętrz, która żyje w zgodzie z naturą w polskich Tatrach, a jej poukładane i uduchowione życie zmienia się w mgnieniu oka, gdy jej partner postanawia zostawić ją dla młodszej kobiety.
Pewnego dnia obie przyjaciółki spotykają się na pogrzebie koleżanki z liceum i wpadają na szalony pomysł - Agata przekonuje Majkę, by ta spontanicznie wyjechała w góry, natomiast ona sama decyduje się zostać nad morzem. Zamiana ról, oprócz tego, że niesie za sobą szereg komplikacji, to obfituje także w zabawne zwroty akcji i nowe wyzwania - nie tylko dla głównych bohaterek, ale również ich bliskich. Aż w końcu Majka i Agata staną przed pytaniem, czy są gotowe otworzyć się na miłość i rozpocząć nowy rozdział w życiu i czy naprawdę nie jest już na to za późno.
Zamiana ról jest motywem dobrze znanym, jednak tutaj intrygujące jest to, że w roli głównych bohaterek wystąpiły zwyczajne kobiety po pięćdziesiątce. Przełomowy wiek niesie za sobą zarówno te lepsze, jak i gorsze aspekty - jednym z nich jest menopauza, która dla wielu jest tematem tabu. Twórcy nie bali się jednak poruszyć tego aspektu, co skutkowało tym, że został w filmie przedstawiony bardzo wdzięcznie i normalnie.
Innym tematem, który został zobrazowany w produkcji (a który niejednokrotnie dzieli polskie społeczeństwo) jest rola matki i babci oraz kobiety, która zdecydowała się na niezakładanie rodziny. W pierwszym przypadku poruszono istotną kwestię tego, czy rzeczywiście obowiązkiem mamy dorosłych dzieci i babci jest opieka nad wnukami? Czy po objęciu nowej roli ma nagle zapomnieć o swoich potrzebach i w pełni poświęcić się swojej rodzinie? I z drugiej strony - czy kobieta, która zdecydowała się na życie w pojedynkę lub z partnerem nie będzie w stanie w pełni doświadczyć życia? Czy jest gorsza przez to, że postanowiła świadomie skupić się na sobie? Poprzez zamianę ról Agaty i Majki twórcy w zabawny i wzruszający sposób obrazują obydwa przypadki.
"Miłość jak miód", choć łamie tabu i eksploruje temat, który rzadko pojawia się w polskich komediach romantycznych, jest filmem, który ma swoje mankamenty. Mój jeden główny wniosek jest następujący: gdyby relacja dwóch głównych bohaterek była trzonem tej produkcji, wokół którego rozgrywałyby się kolejne wydarzenia, ten film byłby dużo lepszy (choć wtedy nie mógłby się już pewnie nazywać komedią romantyczną). I o tyle, o ile podobały mi się sceny, kiedy Agata starała się rozmawiać z dziećmi i wnukami Majki, kompletnie odmieniając ich światopogląd, a Majka postanowiła w końcu skupić się na sobie, tak relacje damsko-męskie wypadły blado i sztucznie.
O polskich filmach czytaj w Spider's Web:
Produkcja została poza tym zdominowana przez nieśmieszne żarty, które niestety nie dały w pełni wybrzmieć prawdziwym emocjom bohaterek. Przez zaszufladkowanie go w gatunku komedii romantycznej pojawiło się sporo niepotrzebnych i żenujących zabiegów, które miały być zabawne, a właściwie za każdym razem niszczyły atmosferę. Przez to nie mogłam się zdecydować, czy chcę na poważnie przeanalizować wybory bohaterek, czy jednak mam patrzeć na ich perypetie z przymrużeniem oka. Gdyby ten film był dramatem, byłby wyśmienity.
Czy warto mimo to obejrzeć "Miłość jak miód"? Zdecydowanie. Oprócz tego, że film jest powiewem świeżości wśród polskich produkcji romantycznych, eksplorując to, co rzadko jest w tego typu obrazach eksplorowane, może się również poszczycić pięknymi zdjęciami natury, które podczas seansu cieszą oko. Aby jednak tytułowa miłość wybrzmiała lepiej, warto spojrzeć na nią nie przez pryzmat relacji damsko-męskich, a pod względem miłości bohaterek do siebie samych. I choć nie jest to film z gatunku tych mocnych, o których jeszcze długo nie można zapomnieć, to zostawia po sobie przyjemne ciepło i dobre wrażenie.