Monty Python nie chce cenzurować swoich żartów. Oni są mistrzami we wkurzaniu ludzi
Członkowie grupy Monty Pythona nigdy się nie hamowali. Jeśli dało się coś wyśmiać, oni to robili, nie przejmując się żadnymi utyskiwaniami oburzonych widzów. Chociaż czasy świetności mają już za sobą, a ich żarty w dzisiejszym krajobrazie społeczno-kulturowym mogą być jeszcze gorzej odbierane niż kiedyś, nie zamierzają schodzić z raz obranej ścieżki.
"Żywot Briana" to najpopularniejszy i najbardziej kontrowersyjny film grupy Monty Pythona. W końcu pewnym krokiem wchodzi na tereny - delikatnych przecież - uczuć religijnych katolików. Opowiada o tytułowym Brianie, który zostaje omyłkowo wzięty za Jezusa. Nic więc dziwnego, że podczas pokazów w Stanach Zjednoczonych środowisko duchownych protestowało pod kinami, a na kilku rynkach europejskich produkcja została nawet zakazana.
Jak "Żywot Briana" się zestarzał? Fani tego typu humoru powiedzą, że dobrze, ale obrońcy politycznej poprawności nie podzielają ich entuzjazmu. Ba, film może dzisiaj wzbudzać większe kontrowersje niż w czasach swojej premiery. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę jeden z żartów - scenę pod tytułem "Loretta", w której jeden z bohaterów oznajmia, że chce być kobietą i zajść w ciążę. Gdy koledzy próbują go od tego pomysłu odwieść, krzyczy o opresji i możliwość wybrania sobie płci nazywa "niezbywalnym prawem każdego mężczyzny".
Czytaj także:
Monty Python sprzeciwia się cenzurze
Chwilę temu media obiegła wiadomość, że w planowanej teatralnej adaptacji "Żywotu Briana" nie będzie "Loretty". Tak miał zapewniać członek Monty Pythona John Cleese. Okazało się to jednak bujdą na resorach. Gdy brytyjski komik usłyszał o tych doniesieniach, postanowił zaprzeczyć im na swoim Twitterze.
Jak się okazuje, jakiś czas temu John Cleese powiedział podczas spotkania z widzami, że pracuje nad sztuką na podstawie "Żywotu Briana" i rok temu odbyło się czytanie najnowszej wersji z aktorami w Nowym Jorku. Każdy z nich doradzał mu, aby wyciął scenę "Loretta". Po tych wyjaśnieniach komik postawił sprawę jasno. Napisał bowiem: "nie mam zamiaru tego robić".
Przez 40 lat nie słyszałem, żeby ktoś się [na "Lorettę"] skarżył i nagle nie możemy tego robić, bo to obraża ludzi? Co ja mam z tym zrobić? Ale myślę, że wiele rzeczy, które zrobiliśmy, w jakiś dziwny sposób wyprzedzały swoje czasy
- Daily Mail cytuje wypowiedź Johna Cleese ze wspomnianego spotkania z widzami.
Czy John Cleese słusznie walczy z polityczną poprawnością?
Przekora i kontrowersje wpisane są w genotyp żartów Monty Pythona, dlatego postawa Johna Cleese'a nie powinna nikogo dziwić. Tym bardziej że nie pierwszy raz przeciwstawia się politycznej poprawności. Problemem jest jego zakrawający o dziaderstwo styl. Ostatnio wziął przecież w obronę J.K. Rowling, gdy zapytał na Twitterze, czy nienawiść działa tylko w jednym kierunku. Całą dyskusję na temat transfobicznych poglądów pisarki sprowadził niestety do absurdu, bo - jak sam stwierdził - gdy on nie zgadza się z argumentami osób transpłciowych, określa się go mianem transfoba. A co jeśli ktoś nie zgadza się z jego opinią? Czy to automatycznie czyni taką osobę "cleesefobem"?
Czytaj także: Aktor z "Harry'ego Pottera" broni Rowling: "Czy nienawiść działa w jednym kierunku?"
Z jednej strony John Cleese słusznie rzuca wyzwanie cancel culture, bo wymusiła na komikach autocenzurę, która bez wątpienia niszczy komedię. Trudo jednak jednoznacznie ocenić jego postawę, bo w sprawie "Żywotu Briana" jest jeszcze druga strona medalu. W teatralnej adaptacji sam autor wprowadził bowiem zmiany względem oryginalnej fabuły. Dodał na przykład postać żony Piłata, która zakochuje się w tytułowym bohaterze. Zrezygnował natomiast ze sceny ukrzyżowania Briana (ale spokojnie, na deskach wybrzmi Always Look On The Bright Side Of Life). Skoro uznał, że sztuka obejdzie się bez tak ikonicznego momentu z filmu, czy korona by mu z głowy spadła, gdyby usunął również "Lorettę"?