REKLAMA

Indiana Jones przedawkował, czyli recenzja "Mumii" z Tomem Cruise'em

Próbujesz zrobić ciasto i wrzucasz do niego wszystkie ulubione składniki, ale z piekarnika wyciągasz zakalec? Mogę się założyć, że właśnie tak czują się twórcy nowej Mumii.

Tom Cruise Mumia
REKLAMA
REKLAMA

Nie dajcie sobie wmówić, że jest to reboot Mumii z 1999 roku. Obu filmów nie łączy praktycznie nic oprócz luźnych nawiązań do starożytnego Egiptu. Poza tym oryginał jest znacznie lepszy.

Początek filmu sugeruje, że oglądać będziemy odświeżonego Indianę Jonesa. Tom Cruise wciela się bowiem w rabusia skarbów przeszłości, który niby przypadkiem trafia do ukrytego egipskiego grobowca – więzienia. Początek obfituje w elementy komediowe, rozkręcamy wątek miłosny, a amerykańscy marines równają Talibów z ziemią.

Późniejszych sekwencji nie powstydziłby się zaś Resident Evil, gdyż przez kilka minut na ekranie rządzą nieumarli. A Cruise w swoim stylu ledwo uchodzi z życiem w sekwencji samolotowej.

Mumia wygląda jakby scenarzyści nie mogli się zdecydować, które pomysły skopiować...

...w końcu zdecydowali, że wezmą wszystko, co w ostatnich latach zdobyło popularność i będą mieszać tak długo, aż powstanie lekkostrawny szejk. Mumia rzeczywiście jest lekkostrawna, ale tylko jeśli obniżycie swoje standardy - na przykład do poziomu Batman v Superman z zeszłego roku.

Przez cały seans pędzimy jak na złamanie karku chcąc odhaczyć wszystkie klisze. Niestety, finalnie brakuje nam oddechu, aby zapoznać się z bohaterami i stworzyć z nimi jakąkolwiek więź.

Tom Cruise gra, jakby to była kolejna „Misja Niemożliwa", a Annabelle Wallis bardzo szybko z niezależnej pani naukowiec przeradza się w kobietę, którą trzeba ratować z opałów. Filmu uratować nie mógł nawet świetny Russell Crowe, jako Dr Henry Jekyll, ani Sofia Boutella – główny czarny charakter, która podbiła moje serce podczas seansu pierwszego Kingsmana.

Od czasu do czasu można się na Mumii uśmiechnąć, czy nawet z zaciekawieniem wyczekiwać rozwoju wypadków, ale o filmie zapominamy zaraz po wyjściu z kina. Świetnym barometrem nastawienia widowni jest obserwacja: czy ktoś zostaje na napisy końcowe, aby wbity w fotel, podyskutować z partnerem albo samym sobą o przekazie filmu. W przypadku Mumii wszyscy widzowie szybko zebrali swoje manatki i ruszyli do codziennych obowiązków.

Mumia to typowy letni blockbuster, który wchodzi jednym uchem, a drugim wychodzi

REKLAMA

To obraz przeciętny pod prawie każdym względem, który ciężko komukolwiek polecić. Spodoba Ci się jedynie wtedy, gdy pokój masz wytapetowany plakatami z Tomem Cruise'em, a filmy wybierasz pod kątem budżetu na CGI.

Reszta może się spokojnie rozejść, co źle wróży Dark Universe, które powoli rozkręca Universal.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA