REKLAMA

Netflix chce banować za dzielenie się kontem, ale sam nie wie jak. Polacy, możecie spać spokojnie

Od pewnego czasu Netflix testuje, jak ograniczyć możliwości dzielenia się kontem przez swoich subskrybentów. Na początku wiosny dowiedzieliśmy się, że w przyszłości może pojawić się konieczność uiszczenia dodatkowych opłat za udostępnianie hasła innym. Pierwsze testy odbywają się już w Peru, Kostaryce i Chile. Wygląda jednak na to, że plan jest, póki co, nieskuteczny.

netflix dzielenie się kontem współdzielenie testy
REKLAMA

Netflix rozpoczął zażartą walkę o subskrybentów - wszystko przez to, że po raz pierwszy od ponad dekady serwisowi ubyło ich ponad 200 tys. w stosunku poprzedniego kwartału. W efekcie notowania akcji serwisu potężnie runęły, a co gorsza firma spodziewa się jeszcze większego spadku w kolejnym kwartale. Wszystko to wiąże się też ze znacznie niższymi niż oczekiwane przychodami.

Przedstawiciele serwisu wskazali kilka przyczyn zaistniałej sytuacji - jednym z nich jest współdzielenie hasła przez znaczną część klientów. Chodzi tu o ponad 100 mln profili dzielonych poza gospodarstwem domowym. To powszechna praktyka, choć w gruncie rzeczy sprzeczna z regulaminem Netfliksa. Dotychczas włodarze firmy nie przejmowali się tym zanadto - można się jednak było spodziewać, że podobne okoliczności sprowokują rychłą zmianę tego liberalnego podejścia.

REKLAMA

Netflix mówi "nie" dzieleniu się kontem. Testy trwają

W marcu pisaliśmy już o pierwszych testach ograniczenia możliwości współdzielenia kont, które w założeniu brzmiały całkiem sensownie. Klienci Netfliksa w wybranych krajach (Peru, Kostaryka, Chile) mogli dodać dwóch dodatkowych userów do swoich kont za drobną dopłatą do abonamentu (np. 2,99 USD w przypadku Kostaryki). Kierownictwo wdrożyło nową politykę poza obszarem swoich największych rynków, by w razie czego nie narażać się na zbyt duże straty. Netflix miał pracować nad "zrozumieniem użyteczności nowej funkcji". Inna sprawa, że samo wdrożenie tego w innych krajach miałoby potrwać nawet rok, a dyrektor operacyjny stwierdził, że firma ma teraz bardziej koncentrować się na przychodach, niż na fiksacji w kwestii indywidualnej liczby abonentów.

Plan brzmiał racjonalnie - to przecież uczciwa propozycja dla subskrybentów, którzy nadużywali możliwości dzielenia konta na kilka profili, np. handlując nimi w sieci i składając się na nie z kimś nieznajomym. Z kolei przyjaciele i dalsza rodzina wciąż mogliby zrzucać się na subskrypcję, tym razem w pełni uczciwie.

Netflix

Netflix i udostępnianie haseł. Nowy plan nie działa

REKLAMA

Ostatnio sprawą zainteresował się serwis "Rest of World", który skontaktował się z klientami biorącymi udział w tych testach. Okazuje się, że choć cała usługa wciąż funkcjonuje sprawnie (znaczy się - po staremu), to już kwestia dzielenia kont nie jest w żaden sposób przez nikogo weryfikowana. Ponad dwa miesiące po pierwszym ogłoszeniu nowej formuły, klienci wciąż jeszcze nie otrzymali jednolitego komunikatu dotyczącego nowych opłat i nie wydają się podlegać tym samym zasadom.

Dla niektórych wzrost cen wystarczył, by przekonać ich do natychmiastowego anulowania subskrypcji. Inni nadal dzielą się swoimi kontami między gospodarstwami domowymi bez żadnych konsekwencji i poinformowaniu o zmianie polityki.

I tak na przykład Carlos Luque, specjalista ds. komunikacji z Limy, dzieli się swoim kontem z rodzicami, bratem i dziewczyną, którzy mieszkają w różnych miejscach. Żaden z nich nie został powiadomiony o jakichkolwiek zmianach w polityce serwisu, a sam Luque nie został obciążony dodatkową opłatą. Gabriela A. z Limy również dzieli się swoim kontem z dwójką przyjaciół, którzy mieszkają poza jej domem. Chociaż ci znajomi otrzymali powiadomienie mówiące im, że muszą zweryfikować swoje konta, po prostu "pominęli" tę wiadomość, a Gabriela nadal płaci tę samą ogólną stawkę za ich trójkę.

Zróżnicowane doświadczenia użytkowników z powiadomieniami i opłatami sugerują, że Netflix może testować różne wersje wdrażania tej opcji na różnych klientach lub wręcz nie zdefiniował jeszcze w pełni nowych warunków korzystania z usługi.

Problemem okazuje się na przykład definicja "gospodarstwa domowego", która według Netfliksa dotyczy wyłącznie grupy osób mieszkających pod tym samym adresem. Rzecz w tym, że niektórzy subskrybenci interpretują to zupełnie inaczej, podobnie jak… organy rządowe we wspomnianych krajach. Tamtejsze urzędy domagają się od Netfliksa doprecyzowania terminu, który w danym momencie jest w ich opinii czymś pustym.

W związku z tym raczej nie ma co liczyć na powszechną uczciwość użytkowników, którym raczej nie będzie się chciało rezygnować z wygodnego (i - mimo wszystko - nieco tańszego) nawyku. Problem w tym, że sytuacja może sprowokować włodarzy do mniej przyjemnych rozwiązań, takich jak ograniczenia geolokalizacyjne.

Być może Netflix spróbuje najpierw doprecyzować regulamin i opracować sposób na egzekwowanie jego przestrzegania. Może się to jednak okazać znacznie trudniejsze, niż ktokolwiek sądził. Choć trochę nie chce mi się wierzyć, by w swojej obecnej sytuacji serwis odpuścił tę kwestię, może się okazać, że zostanie ona jeszcze bardziej odroczona. Tak czy owak, Polacy, którym te zmiany nie w smak, jeszcze przez dłuższy czas będą mogli spać spokojnie.

Póki co znacznie lepszym i bliższym do zrealizowania pomysłem jest wprowadzenie znacznie tańszego pakietu z reklamami - może on zwabić tych, których odstrasza obecna (i stale rosnąca) cena. Poza tym warto byłoby posłuchać opinii odbiorców i zabrać się do pracy nad jakościowym kontentem, który przyciągnie zmęczonych zalewem paździerzy i coraz bardziej poirytowanych widzów. Miejmy nadzieję, że Ted Sarandos i spółka zdają sobie z tego sprawę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA