Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że Netflix zrewolucjonizuje sposób, w jaki emitowane są seriale. Teraz, gdy praktycznie nikt nie poszedł za jego przykładem, rozważa klasyczną, cotygodniową emisję kolejnych odcinków. Najwyższy czas, Netfliksie.
Disney+ w rekordowo niskiej cenie. Subskrypcję możesz wykupić tutaj - tylko do 19.09.
Miało być bardzo pięknie, kiedy David Fincher robił dla Netfliksa "House of Cards". Reżyser miał spore problemy w znalezieniu domu dla swojej produkcji, bo nie godził się na nakręcenie pilotażowego odcinka – albo stacja bierze całość, albo nic nie bierze. Pomysł wziął się z ambitnego założenia, że produkcja ma być w gruncie rzeczy kilkunastogodzinnym filmem, tylko dla wygody podzielonym na mniejsze całostki, czyli odcinki.
Netflix się zgodził i wykorzystał tę okazję, żeby odróżnić się od telewizji. Serwis obiecywał bowiem nie tylko treści najwyższej jakości, ale też zmianę sposobu ich konsumowania. Mniej więcej w tym czasie pojawił się termin binge-watching, który oznacza po prostu oglądanie cięgiem czy też oglądanie kompulsywne.
Czy Netflix zrezygnuje z wrzucania całych sezonów do serwisu?
Kilka dni temu pojawiła się plotka, że Netflix będzie chciał zrezygnować z jednego ze swoich największych znaków rozpoznawczych. Dlaczego? Cóż, powodów może być kilka, zaczynając od tego, że to z pewnością łatwiejsze dla samego serwisu, a kończąc na tym, że dla samej promocji serwisu lepiej, żeby widzowie dłużej żyli daną produkcją. Powody takiej decyzji nie są jednak przesadnie istotne, choćby z tego powodu, że nawet nie wiemy, czy ta plotka jest prawdziwa. Znacznie istotniejsze wydaje mi się jednak to, jaki będzie to miało wpływ na widza.
Stacje telewizyjne od wielu lat eksperymentują ze sposobem emisji produkcji w odcinkach. A to usuną reklamy, a to dostarczą od razu dwa odcinki, a to umieszczą dziesiątki powtórek w ramówce, żeby ktoś, kto przegapił, mógł nadrobić przespany epizod. Netflix poszedł jednak dalej i swoje seriale, nawet jeśli są to tylko tytuły proceduralne, zdecydował się wrzucać od razu, w całości. Sprawiło to, że w zwykle w piątek widz miał cały weekend na obejrzenie kilku godzin daje produkcji. Na początku, gdy serwisy VOD dopiero raczkowały, a serial był mniej poważanym medium niż dzisiaj, to miało sens.
Dzisiaj nie ma to już takiego znaczenia i widać to doskonale po "Rodzie Smoka" i "Pierścieniach Władzy".
Historia podawana jest po kawałeczku (jeśli tak można mówić o godzinnych odcinkach), co tydzień fani dostają nową porcję fabuły i świata. Nie ma problemu z tym, że jeśli przegapisz premierowy weekend, to ktoś jednym memem jest w stanie zepsuć ci cały seans. Cała ta wygoda, którą oferuje możliwość obejrzenia serialu, kiedy chcesz przy głośniejszych tytułach sprowadza się do tego, że i tak musisz pędzić z oglądaniem. A przy takiej liczbie produkowanych tytułów, bardzo trudno jest być na bieżąco ze wszystkimi wartościowymi serialami.
Spoilery to jednak nie wszystko. Po odejściu "Gry o tron" coraz mniej jest produkcji, które mają aż tak wielki społeczny odzew. Ekscytacja wynikająca z premiery każdej nowej odsłony trwała tygodniami. "Wiedźmin", choć tak bardzo wyczekiwany, zgasł bardzo, bardzo szybko – pomijając już ocenę, czy był to serial udany. Z „House of Cards” było przecież tak samo, z „Dark”, które idealnie nadaje się do cotygodniowej emisji – identycznie. Pomyślcie o tym ostatnim tytule, ile spekulacji i emocji mógłby budzić, gdybyśmy wspólnie analizowali go sobie odcinek po odcinku.
Idealnym rozwiązaniem jest to, które stosują Amazon Prime Video i Apple TV+. Obie platformy emitują odcinki swoich seriali co tydzień, ale przy okazji premiery dostarczają 2-3 epizody. To wystarczająco dużo, żeby z serialem się zapoznać, spędzić z bohaterami więcej czasu i zobaczyć, jak to się będzie rozgrywało po często zachowawczym pilocie.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.