Nie potrafię nie śmiać się z nowej inicjatywy fanów SnyderVerse. Jest niedorzeczna
Wrzucanie do jednego wora oraz wyśmiewanie wielbicieli Zacka Snydera i jego SnyderVerse jest tak samo niedojrzałe i niesprawiedliwe, jak stereotypizacja i szyderstwa z jakiejkolwiek innej grupy fanowskiej. Nie sposób jednak nie kwiknąć ze śmiechu na widok tej dziwacznej, zainicjowanej i wspieranej właśnie przez (część!) miłośników Snydera akcji. Otóż wymarzyli sobie, by SnyderVerse zostało ocalone przez... Netflixa.
Każdy fandom ma swoją grupkę toksycznych kultystów - czasem nawet dość sporą, jak choćby "Star Wars". Daleki jestem jednak od szufladkowania, krytyki czy pogardliwego nazywania wielbicieli Zacka Snydera i jego wizji DCEU "snyderbotami", choć przecież wśród nich znajduje się wielu agresywnych bojowników, takich jak choćby autorzy odrażających grafik pokroju "Death of James Gunn". I mimo tego, że uważam Snydera za nierównego twórcę, który od dłuższego czasu nie zaproponował widzom choć jednego dobrego filmu.
Nie potrafię jednak powstrzymać śmiechu na wieść o nowej akcji. Ja wiem, że po #ReleaseTheSnyderCut autorom nawet najbardziej absurdalnych fanowskich konceptów wydaje się, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko odpowiednio długo pospamują w sieci, ale ta inicjatywa jest, delikatnie pisząc, najzwyczajniej w świecie irracjonalna.
SnyderVerse: fani Snydera chcą, by DCEU Snydera trafiło do Netflixa
Niestety, ale złośliwości same cisną się na usta. Na przykład taka: fani Snydera są zdesperowani tak bardzo, że są gotowi wepchnąć swoje DCEU w ręce powszechnie krytykowanego za adaptacje Netflixa. Oczywiście, streamingowemu gigantowi od dłuższego czasu dostaje się znacznie bardziej, niż na to zasługuje. Regularnie trafiają tam naprawdę świetne filmy i seriale. Problem polega na tym, że platforma zaliczyła kilka zbyt głośnych niewypałów artystycznych ("Wiedźmin"), które zezłościły zbyt wielu subskrybentów.
Fani Snydera skierowali zrozpaczone spojrzenia właśnie w kierunku Netflixa, bowiem Snyder wciąż aktywnie współpracuje z firmą. Nie mam na myśli jedynie projektów z serii "Armia umarłych", lecz także podpisanie kontraktu first-look, który daje platformie pierwszeństwo do kupienia licencji na nowe projekty reżysera. Co więcej, pan Zack chwalił sobie współpracę z serwisem i podkreślał, że daje mu on sporo swobody. Wielbiciele artysty zwracają też uwagę, iż Netflix kupił jedno ze studiów VFX, które pracowało nad "Ligą Sprawiedliwości", a poza tym walczący o hegemonię koncern nie ma swojej wielkiej superbohaterskiej franczyzy, która mogłaby się mu przydać.
Niektórzy śmieją się, że może to dobry pomysł - bo Netflix, który nie boi się kasować na potęgę, mógłby wreszcie skasować SnyderVerse ostatecznie i zamknąć temat raz na zawsze. To zwykłe złośliwości, ale adekwatne do stopnia absurdu całej sytuacji. Tym bardziej, że inicjatywa pokrywa się namawianiem do bojkotu Jamesa Gunna i stworzonych pod jego okiem obrazów. Zaczęło się od hashtaga #FireJamesGunn, a później było coraz grubiej (wiecie: wyzwiska, groźby i inne formy przemocy werbalnej).
Twórca "Strażników Galaktyki" MCU ośmielił się bowiem oficjalnie - choć nie w stu procentach - odciąć od DCEU i zaproponować nową drogę rozwoju, zwaną teraz po prostu DCU. To zdolny filmowiec z głową na karku i toną świetnych pomysłów, nie wspominając o czymś tak oczywistym, jak miłość do komiksów. Niestety, dla niektórych to żadne argumenty.
Do wspomnianej transakcji, rzecz jasna, nigdy nie dojdzie.
Przyczyn jest... kilka, począwszy od tego, że logistycznie byłoby to naprawdę, naprawdę trudne. Najistotniejsze argumenty brzmią: Warner Bros. Discovery wciąż jeszcze nie wypuściło wszystkich filmów związanych z DCEU, które to i tak będą na swój sposób promować uniwersum Gunna. Nie wspominając o tym, że - mimo wszystko - część starych twarzy ma zostać przy swoich rolach. Potwierdzono przecież, że restart nie ma być stuprocentowy.
I w końcu: dlaczego Warner Bros. miałoby zgodzić się na równoległe prowadzenie konkurencyjnego uniwersum DC, które mogłoby podebrać studiu widownię i obniżyć zainteresowanie startem nowych projektów?
Przypomnę też, że gdy w Warner Bros. Discovery stery objął David Zaslav, studio uznało umowę z Netflixem (serwis miał płacić za produkcje Warner Bros. Discovery w ciągu 18–24 miesięcy) za niekorzystną. Wówczas zawieszono projekty, które WBD miało stworzyć dla Netflixa. Wyjątkiem są tytuły, na które umowy już zawarto (drugi "Sandman").
Nie, to po prostu nie ma szans się wydarzyć.