REKLAMA

Siłowałam się ze sobą, by obejrzeć do końca tę polską komedię Netfliksa. Było warto?

Stereotypowe przedstawienie wsi, nieśmieszne dialogi i nuda - tak w skrócie można podsumować komedię romantyczną "Nic na siłę", która od kilku dni jest na samym szczycie TOP produkcji serwisu Netflix. I chociaż zapowiadało się całkiem nieźle, coś po drodze poszło nie tak. Mimo to nie żałuję, że na siłę dotrwałam do końca, bo film zostawił po sobie kilka miłych akcentów.

nic na sile recenzja polski film netflix
REKLAMA

Komedia romantyczna "Nic na siłę" w reżyserii Bartosza Prokopowicza wpadła do serwisu Netflix na kilka dni przed długim weekendem, co może niejako wyjaśnić, dlaczego większa liczba widzów zwróciła na nią uwagę. Prawda jest też taka, że polskie komedie romantyczne, bez względu na to, jakiej są jakości, zawsze przyciągną przed ekrany fanów gatunku. Tak było również i tym razem, choć wiele osób z pewnością obejrzało film Prokopowicza również dla obsady.

Oprócz tego, że w rolach głównych mogliśmy zobaczyć dobrze znane już twarze, czyli Annę Szymańczyk ("Camera Cafe. Nowe parzenie"), Mateusza Janickiego ("Pan Samochodzik i templariusze") czy Filipa Gurłacza ("1983"), to w produkcji pojawili się także kultowi artyści starszego pokolenia. W "Nic na siłę" wystąpili bowiem Anna Seniuk, Artur Barciś oraz Cezary Żak. Niestety nawet dla nich nie warto poświęcić większej uwagi tej komedii romantycznej. A szkoda.

REKLAMA

Nic na siłę - recenzja filmu serwisu Netflix

Fabuła produkcji skupia się na Oliwce (Anna Szymańczyk), wybitnej szefowej kuchni w jednej z prestiżowych wrocławskich restauracji. Kiedy kobieta pewnego odbiera pilny telefon i dowiaduje się, że jej babcia umarła, postanawia udać się do wsi Bodźki na Podlasiu, by po raz ostani ją pożegnać. Babcia Halina (Anna Seniuk) była bowiem jedną z najbliższych Oliwce osób, z którą przed laty spędzała mnóstwo czasu. Emocjonalna więź została jednak nieco naderwana przez czas oraz odległość. Mimo to Halina marzyła o tym, by jej jedyna wnuczka pozostawiła życie w centrum miasta i przeniosła się na wieś, gdzie zajęłaby się jej gospodarstwem - hodowlą zwierząt i produkcją sera.

Choć zwabiona bo Bodziek podstępem Oliwka nie ma zamiaru zostawać na wsi dłużej niż to konieczne, bohaterka stanie przed kilkoma dylematami, budząc urokliwe i chwytające za serce wspomnienia z dzieciństwa. W uporaniu się z szeregiem obowiązków, które pojawiły się przed kobietą ni stąd, ni zowąd, z pewnością nie pomoże fakt, że między nią a przystojnym rolnikiem Kubą zaczęło rodzić się głębsze uczucie. Zauroczona Oliwka nie zdaje sobie jednak sprawy, że nowo poznany mieszkaniec Podlasia skrywa pewien sekret.

Netflix: zwiastun filmu "Nic na siłę"

To, co urzeka w komedii romantycznej Bartosza Prokopowicza to piękny obraz polskiej wsi - zapierające dech w piersiach widoki, urocze drewniane chaty, a także wszechobecne zwierzaki hodowlane i sceny z jazdą na koniu. Jednym słowem - barwny krajobraz polskiej prowincji, w którym nie brakuje przyjaznych twarzy, spokoju, codzienności (z narodzinami kózki włącznie), ale też waśni i swarów oraz typowych szwagrów, którzy nie szczędzą sobie drobnych sprzeczek, pędząc bimber i snując marzenia o rozkręceniu tego biznesu. Przyjemnie patrzy się na to, jak w idealnym świecie żyją ludzie odcięci od zgiełku miasta.

Jednym z zarzutów jest jednak budowa pierwszoplanowej postaci.

REKLAMA

Chodzi tu głównie o Oliwkę - choć Anna Szymańczyk dała z siebie wszystko, niestety do jej bohaterki trudno czuć sympatię. Trudno stwierdzić, dlaczego, bo ostatecznie jest miła, sympatyczna i nieco porywcza, ale mimo to brak jej pazura i jednej konkretnej cechy, która sprawiłaby, że bohaterka nie byłaby tak blada. Da się ją lubić, lecz nie da się jej w pełni kibicować. Udało się za to uwierzyć w postać graną przez Mateusza Janickiego - emanował on spokojem, ale i pewnością siebie, co idealnie zgrało się z tym, jaki był jego bohater. Anna Seniuk - petarda. Halina jest prawdziwą, głośną, wiejską babą, która nie dość, że ma olej w głowie, to jeszcze potrafi nieźle namieszać, by postawić na swoim.

Raziło za to w oczy stereotypowe przedstawienie mieszkańców Podlasia, a także sporo sztucznych momentów, które miały być śmieszne, a wyszło zupełnie odwrotnie. Zamysł na produkcję był dobry i naprawdę można było zatopić się w pięknych obrazach, jednak z tego filmu po prostu wiało nudą, a historia była przewidywalna.

Wspomniałam jednak wcześniej, że produkcja zostawiła po sobie kilka miłych akcentów. I choć można je uznać jednocześnie za wady (przez ich nagromadzenie, a w konsekwencji - chaos) i zalety, to tych drugich jest jednak nieco więcej - z przyjemnością patrzy się bowiem na nieco uwspółcześniony obraz polskiej wsi, włączając w to związek pary jednopłciowej i rozmowy na temat ekologii. Nie ma się wrażenia, że każdy poprawny politycznie aspekt został do tego filmu wepchnięty na siłę, co działa zdecydowanie na plus. Wszystko to sprawia, że ostatecznie nie wyrywałabym się, by z entuzjazmem polecić komuś tę produkcję, ale tak zupełnie szczerze powiedziałabym: nic na siłę - można obejrzeć, ale nie trzeba.

O produkcjach Netfliksa przeczytasz więcej na łamach Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA