Początek końca "Ozark": czy to wciąż jeden z najlepszych seriali Netfliksa? Oceniamy pierwszą połowę 4. sezonu
4. sezon serialu "Ozark" (a dokładniej: jego pierwsza połowa) nareszcie pojawił się na Netfliksie. Siedem nowych odcinków powoli prowadzi nas do wielkiego finału, który odpowie na nurtujące widzów pytanie: w jaki sposób (i czy w ogóle) rodzina Byrdów zostanie rozliczona ze swoich coraz liczniejszych grzechów? Recenzujemy początek końca produkcji z Jasonem Batemanem w jednej z głównych ról.
OCENA
"Ozark" to bez wątpienia netfliksowa wyższa półka - jeden z seriali-perełek, wyróżniających się na tle przeważającej części oryginalnej oferty serwisu. Najnowszy sezon, na szczęście, w żaden sposób nie psuje tej produkcji, choć trudno wystawić ocenę czemuś, co stanowi zaledwie połowę ostatniego rozdziału opowieści (wciąż nie wiemy, kiedy odbędzie się premiera ostatnich siedmiu epizodów). To, co twórcy zaserwowali nam w ostatni piątek, wciąż pozostaje niezwykle angażującym dramatem, zręcznie budującym napięcie thrillerem oraz dziwacznym peanem na cześć rodziny zarazem.
Ozark: sezon 4., część 1. - recenzja. To nie może skończyć się dobrze
Rodzina Byrde'ów zdążyła już przywyknąć do tego, że nieustannie brnie przez sięgające kolan bagno, którego brzeg znajduje się gdzieś hen, daleko, poza zasięgiem wzroku. Z każdym kolejnym krokiem zanurzali się w nim coraz głębiej... a w pewnym momencie zaczęli się w nim urządzać. Wreszcie jednak gdzieś na horyzoncie zamajaczył suchy, twardy ląd - oto głowa kartelu Navarro chce po cichu wycofać się z biznesu, obiecując Marty'emu i Wendy wolność, jeśli tylko mu pomogą i umożliwią ugodę z FBI.
Oczywiście, spełnienie woli bezwzględnego zbrodniarza, Omara Navarro, graniczy z cudem. Jeśli jednak można kogoś określić mianem specjalistów w radzeniu sobie w sytuacjach bez wyjścia, to właśnie Byrdów - bohaterowie wracają do Ozark i zabierają się do pracy, czując na karku oddechy stróżów prawa i nieobliczalnego siostrzeńca Omara, Javiego.
Rozczarują się wszyscy ci, którzy oczekują rewolucji - nic z tego. To wciąż to samo obłożone zimnym, ponurym filtrem "Ozark", w którym nie ma mowy o dystansie czy przymrużeniu oka. Tu zbrodnia jest niczym innym jak właśnie zbrodnią, a rzadkie przebłyski humoru nigdy nie rozładowują permanentnego napięcia. Chwile wytchnienia bohaterów to tylko pozory - cisza przed burzą. W powietrzu nieustannie unosi się niepokój.
Cieszy, że twórcy konsekwentnie i skrupulatnie rozwijają każdego z bohaterów. Żadna z postaci nie jest przez nich lekceważona, przeciwnie; kolejne zachowania i decyzje są logicznym efektem wcześniejszych interakcji, konfliktów i wydarzeń, utrzymując pożądane wrażenie obcowania z ludźmi z krwi i kości (nawet jeśli poszczególne ich cechy zdają się nieco przerysowane, a sytuacje, w które są uwikłani, nierealne).
"Ozark" wciąż może poszczycić się paletą fascynujących, mniej lub bardziej odpychających charakterów. Każdy z Byrde'ów (i nie tylko) przeszedł mniej lub bardziej spektakularną transformację - na czele z coraz bardziej bezwzględną Wendy i buntującym się przeciw rodzinnym zbrodniom Jonahem. Fenomenalnie portretująca swoje postacie obsada to niezmiennie jeden z filarów jakości tej produkcji - Bateman, Laura Linney, Lisa Emery czy wybitna, wcielająca się w moją ulubioną Ruth Langmore, Julia Garner, to wisienki na torcie wiarygodności.
"Ozark" może poszczycić się gronem naprawdę zdolnych scenarzystów; autentyzm postaci stoi w opozycji do co i rusz mniej autentycznych fabularnych wolt. A jednak ekipa wciąż potrafi je sprzedać: za każdym razem okazują się one odpowiednio ekscytujące i interesujące. Seansom "Ozark" (między innymi właśnie za sprawą sprawnie podtrzymywanego napięcia) zawsze towarzyszą emocje - i wierzę, że nie zmieni się to wraz z premierą drugiej połowy finału.
Czy Byrdowie unikną zapłaty za swoje winy?
"Ozark" obejrzycie na Netfliksie.