Pixar robi przełomowy film i szuka do roli transpłciowej nastolatki. To nie poprawność polityczna, mniejszościom trzeba oddać głos
Nowy film Pixara jeszcze nawet nie ma tytułu, a już topi światłowody. Wszystko przez ogłoszenie castingowe, które wywołało ogromne poruszenie w sieci. Jedni są nim podeskcytowani, drudzy zastanawiają się jak produkcja zostanie sprzedana w Chinach.
Profil Trans March wrzucił na Twittera ogłoszenie, które na początku wyglądało jak prowokacja. Jednak zostało potwierdzone przez produkcję. Poszukiwana jest osoba do zdubbingowanie Jess – 14-letniej, zabawnej, współczującej, transpłciowej dziewczynki. Poszukiwane są aktorki, które mają od 12 do 17 lat, są energiczne, dobrze czują się przy mikrofonie i potrafią „autentycznie sportretować 14-letnią transpłciową dziewczynę”.
Należy zauważyć, że studio i tak ostrożnie napisało oświadczenie, bo de facto nie szuka tylko i wyłącznie transpłciowych 14-latek. Niektórzy się zastanawiają, na czym polega różnica w głosach trans-dziewczyn i zwykłych dziewczyn, w komentarzach możemy przeczytać, że „każda transpłciowa dziewczyna to dziewczyna, więc każda dziewczyna może ją zagrać”. Myślę, że może tutaj chodzić o kwestie zmieniającego się głosu w okresie dojrzewania.
I choć nie wiadomo, z której produkcji pochodzi ogłoszenie, to niektórzy spekulują, że może chodzić o film „Turning Red”, który ma zaplanowaną datę na przyszły rok. Jego główna bohaterka zamienia się w pandkę rudą, zwierzę znane z logo przeglądarki Firefox. Jednak trudno mi w to wierzyć, bo zwykle najpierw znajduje się aktorów, a dopiero później kręci z nimi animację, w której bohaterowie naśladują ich mimikę.
Hollywood się zmienia i jest to dobry trend: mniejszości na ekranie są już niemal zawsze grane przez swoich reprezentantów.
Nowy trend w Hollywodzie jest taki, by w rolach obsadzać aktorów z danej grupy społecznej np. osobę LGBT ma grać osoba LGBT, a czarnoskórą postać w animacji ma dubbingować osoba czarnoskóra (m.in. z tego powodu zmieniono aktorów w „South Parku” i „Big Mouth”). Ma to swoje plusy, bo wreszcie skończą się żarty o „chłopie przebranym za babę”, a tak na poważnie – mniejszości będą mieć na ekranie swoich reprezentantów. Z drugiej strony, budzi to sporo kontrowersji, ponieważ aktor ma odgrywać daną postać. Złośliwi szydzą, że jak w takim razie teraz znaleźć kogoś, kto wcieli się w postać orka?
Pojawiają się też problemy, które trudno przeskoczyć, by nie zostać nazwanym rasistą lub transfobem. Pixar chce uniknąć marginalizacji osób istniejących w społeczeństwie, ale i skandali. Tak jak było to ostatnio przy dubbingu oscarowego „Co w duszy gra?”. Jedna z głównych postaci to po raz pierwszy Afroamerykanin. Tymczasem w Europie dubbingowali go biali aktorzy.
W Danii i Portugalii wybuchły afery – w tym drugim kraju nagrano wokal raz jeszcze z aktorem o ciemnym kolorze skóry. W Polsce dubbing z Tomaszem Kotem nie oburzył nikogo, bo znalezienie czarnoskórego aktora mówiącego płynnie po polsku i do tego umiejącego grać głosem graniczyłoby z cudem.
Nie przeszedł jednak bez echa skandal związanych z filmem „Naprzód”. W jedną z drugoplanowych bohaterek, policjantkę Spectre, wcieliła się lesbijka Lena Wiathe – to też była pewna rewolucja. Jej postać na ekranie (notabene cyklopka) również wolała kobiety. W jednej ze scen mówi: „Niełatwo jest być rodzicem... Córka mojej dziewczyny doprowadza mnie do szewskiej pasji”. W Polskiej wersji policjantka miała „problemy z pasierbicą”. Cenzurę wprowadzono też w takich krajach jak Rosja i na Bliskim Wschodzie.
Postacie LGBT grane przez osoby LGBT nadają kreacji głębię i naturalność.
Nie popadajmy w skrajności, a wyobraźmy sobie teraz, jak spłycona i sztuczna byłaby postać Jules w „Euforii”, gdyby nie zagrała jej Hunter Schafer. Jak nieprzekonująca byłaby postać haktywistki Nomi z „Sense8”, gdyby zamiast Jamie Clayton wzięto kogoś cispłciowego (czyli kogoś, kto identyfikuje się z płcią przypisaną mu po narodzinach; następuje zgodność płci biologicznej z tożsamością płciową).
Jeżeli w scenariuszu dana bohaterka lub bohater są LGBT i ma to znaczenie fabularne, bo np. zmaga się z hejtem lub wykluczeniem, to obsadzenie w produkcji „tęczowej” osoby, nie jest tylko polityczną poprawnością, ale nadaje całej kreacji drugie dno. Przynajmniej ja tak to widzę.
I tak też widzę zamysł Pixara, który zawsze podąża za społecznymi trendami i tematami. W maju zeszłego roku do bilioteki Disney+ został dodany krótkometrażowy film „Out”, w którym główny bohater jest gejem.
Teraz czeka widzów kolejny przełom, ale oczywiście znajdzie się masa ludzi, którzy zbojkotują film i zarzucą mu indoktrynację, a wręcz zachętę do tego, by chłopcy przebierali się za dziewczynki i na odwrót. Nie o to jednak chodzi w tożsamości płciowej i nowy film Pixara może to lepiej wyjaśnić niż Wikipedia.
Wszyscy jednak znamy to studio, które jeszcze nigdy nie zawodzi i od samego początku podejmuje tematy własnej tożsamości – przecież już w debiutanckim pełnometrażowym „Toy Story” w 1995 roku Buzz Astral wierzył, że naprawdę jest strażnikiem kosmosu, a nie zwykłą zabawką. W jednym z głównych wątków animacji musiał zaakceptować prawdziwego siebie. Podejrzewam, że w nowym filmie bohaterka będzie również odkrywać i poszukiwać własnego „ja”. Uniwersalne przesłanie, ale w nowej, współczesnej formie.