"Planeta Singli. Osiem historii" to nowa antologia od stacji Canal+ powiązania z hitową serią komedii romantycznych. Debiutujący dzisiaj serial opowiada o poszukiwaniu miłości przez aplikacje i robi to lepiej, niż oczekiwałem. Oceniamy cztery z ośmiu odcinków produkcji dostępnej na Canal+ online.
OCENA
Oryginalna "Planeta Singli" trafiła do polskich kin w 2016 roku i z miejsca stała się jedną z najpopularniejszych współczesnych komedii romantycznych w naszym kraju. Od tego czasu powstały dwa sequele, a marka Gigant Films jak równy z równym rywalizowała z "Listami do M." o miano najbardziej uwielbianej przez Polaków produkcji w okresie świąteczno-walentynkowym. Doszło do tego, że pójście 14 lutego 2019 roku do kin na "Planetę Singli 3" było dla wielu widzów obu płci absolutną oczywistością. Producenci cyklu mogli bez przeszkód odpalać co roku kolejne części i nadal byłby to dla nich opłacalny biznes.
Michał Chaciński i spółka zdecydowali się jednak na znacznie bardziej ryzykowny ruch. Wraz z Canal+ postanowili stworzyć antologię średniometrażowych komedii romantycznych, które pokazałyby blaski i cienie randkowania przez internet. A wszystko to z udziałem zupełnie nowych i bardzo różnorodnych bohaterów. Żadna z postaci uwielbianych przez widzów nie powraca w serialu "Planeta Singli. Osiem historii", co już samo w sobie jest decyzją wymagającą odwagi. Niezły pomysł niekoniecznie musiał jednak doprowadzić do jakościowego finału, bo mowa przecież o polskich komediach romantycznych będących dla wielu z nas synonimem kiczu.
Planeta Singli. Osiem historii - recenzja:
Jak sama nazwa wskazuje, nowa antologia Canal+ liczy osiem osobnych odcinków debiutujących w tygodniowych odstępach. Przed premierą serialu otrzymałem dostęp do połowy, a dokładniej mówiąc do epizodów zatytułowanych "Zjazd absolwentów", "Test", "Detektor" oraz "Władek i Halinka". Według rozpiski dostępnej na platformie Canal+ online chodzi o odcinki nr 1, 3, 6 i 7. Do jednego z nich mają więc od dzisiaj dostęp użytkownicy tej usługi. Muszę zresztą pochwalić wybór akurat "Zjazdu absolwentów" na start, bo ze wszystkich obejrzanych przeze mnie historii ta akurat jest najlepsza.
Każda z przedstawionych opowieści kręci się wokół pierwszego romantycznego spotkania nawiązanego za pomocą znanej również z filmów aplikacji randkowej Planeta Singli. Działa ona w dużej mierze podobnie do Tindera i po przesunięciu interesującej nas osoby w prawo pozwala na podjęcie z nią konwersacji.
W "Zjeździe absolwentów" niespodziewanie porzucona przez męża kobieta postanawia wzbudzić jego zazdrość, zabierając poznanego przez aplikację młodszego faceta na wspólny zjazd ich dawnej klasy. "Test" skupia się na zawiedzionej dotychczasowymi kandydatami kobiecie, która postanawia wymyślić szereg specjalnych wyzwań dla potencjalnych partnerów na pierwszej randce. "Detektor" pokazuje udane spotkanie, które nagle zamienia się w koszmar przez przybicie policji, zaś epizod "Władek i Halinka" opowiada o burzliwym romansie dwójki emerytów.
"Planeta Singli. Osiem historii" to serial mocno bazujący na stereotypach, które wykorzystuje z lepszym lub gorszym efektem.
Do pewnego stopnia da się zrozumieć ten wybór. Opowiedzenie złożonej i jednocześnie zamkniętej historii w obrębie trwających około 40 minut odcinków nie jest łatwe i pewna skrótowość jest tu niezbędna. Zwłaszcza jeśli mamy ambicję opowiadania uniwersalnych historii na tak wielki i obszerny temat jak związki międzyludzkie. A producenci Michał Chaciński i Radosław Drabik zdecydowanie taką ambicję mieli. Ze stereotypów można natomiast korzystać mądrze lub głupio. W "Planecie Singli. Ośmiu historiach" bywa z tym bardzo różnie.
W najlepszych przypadkach dostajemy opowieść, która na bazie pewnych umownych przerysowań buduje historię przemawiającą do emocji. Jest tak właśnie w "Zjeździe absolwentów", który wyciąga coś głębszego z banalnej przypowiastki o kryzysie wieku średniego, romansie i dojrzałej kobiecie wykorzystującej młodszego amanta do wzbudzenia zazdrości ex-męża. Duża w tym zasługa grających w tym odcinku aktorów. "Zjazd absolwentów" ma z zaprezentowanych odcinków największą obsadę, ale reżyserka Aleksandra Terpińska daje jej zarazem najszerszą swobodę i najmądrzej z niej korzysta. Duże pochwały należą się zwłaszcza Izie Kunie i Piotrowi Witkowskiemu, którzy tworzą na ekranie naprawdę zgrany, trochę też nieoczywisty duet.
Muszę natomiast podkreślić, że tak jest w najlepszym przypadku. W najgorszym zaś oparcie się na schematach prowadzi do stworzenia historii pozbawionej sensu i wypełnionej chodzącymi karykaturami. Tak jest niestety w absolutnie fatalnym "Teście", który nie ma nic ciekawego do powiedzenia o w sumie ciekawym problemie wygórowanych oczekiwań na pierwszej randce. Co więcej, ten epizod nijak nie pasuje też do całej reszty (m.in. z uwagi na okropnie sztuczne sceny łamania czwartej ściany). Początkowo myślałem, że twórcy postawili sobie za cel stworzenie formalnie bardzo różnorodnej antologii. Tak jednak nie jest. Pozostałe trzy odcinki zachowują konwencję realistyczną i przedstawiają opowieści mniej lub bardziej wiarygodne.
Odcinki "Detektor" i "Władek i Halinka" wypadają pośrodku stawki, a ten drugi może was nawet wzruszyć.
Największym problemem "Detektora" jest fakt, że w sumie marnuje swój naprawdę intrygujący pomysł na fabułę i nie dość dobrze wykorzystuje Antoniego Królikowskiego, który wyraźnie czuje się dobrze w zaoferowanej mu roli. Niestety, szybko okazuje się, że syn Pawła Królikowskiego dostaje tutaj tylko kilka krótkich scenek do zagrania. Główna część historii koncentruje się bowiem na obdarzonej sarkastycznym poczuciem humoru Ewie (granej przez Martę Wągrocką) i jej relacji z pewnym policjantem. Wychodzi to nieźle, ale finalnie twórcy trochę za bardzo jadą kliszami.
Ciekawym przypadkiem jest za to "Władek i Halinka", który jako jedyny odcinek pokazuje całą historię z męskiego punktu widzenia. Przynosi to intrygujące i w kilku miejscach bardzo nieoczekiwane rezultaty. Nie mam oczywiście zamiaru narzekać na nadmiar opowieści o kobietach w nowej "Planecie Singli" (byłoby to ze wszech miar głupie), ale cieszy mnie, że w tym odcinku autorzy antologii odwrócili dotychczasową perspektywę. Przede wszystkim z uwagi na dominującą rolę Halinki we wspomnianym romansie (rodzi to okazję do wielu udanych dowcipów) i po prostu świetną rolę Witolda Dębickiego jako Władka. Opowieść o dwójce romansujących ze sobą emerytów wyreżyserowana przez Mateusza Głowackiego ma pod wieloma względami najbardziej klasyczną formułę ze wszystkich pokazanych epizodów i działa to na jej korzyść.
Największym problemem serialu "Planeta Singli. Osiem historii" jest spora nierównowaga między poszczególnymi historiami. Niektóre w ogólnym rozrachunku wypadają o wiele lepiej od innych, ale tak naprawdę żadna nie jest do końca w stanie przełamać ograniczeń czasowych i tematycznych. Na pochwałę twórców mogę powiedzieć, że wyjątkowo rzadko czułem zażenowanie, co jest standardem w trakcie seansów polskich komedii romantycznych. Być może na moją ogólną ocenę wpływ miał fakt, że "Test" obejrzałem jako pierwszy i wszystko, co po nim wydawało mi się o niebo lepsze. Natomiast finalnie trudno mi ostro krytykować serialową "Planetę Singli". Spodziewałem się czegoś dużo gorszego, a potem bawiłem się nieźle. I chyba nikt nie jest tym faktem bardziej zaskoczony ode mnie.
*Autorem zdjęcia głównego jest Paweł Drabik/Canal+.