Polacy kłócą się o to, kto lepiej pomaga Ukrainie. Zamiast narzekać, po prostu działaj
Gdy za naszą wschodnią granicą rozpętało się prawdziwe piekło, wielu z nas (targanych przygnębiającą bezradnością i poczuciem zwykłej, ludzkiej - wspaniałej! - potrzeby niesienia pomocy) zaczęło działać. Zbiórki, transport, mieszkania - wbrew pozorom naprawdę wiele potrzeba tym, którzy musieli zostawić za sobą wszystko w Ukrainie, by przetrwać. Niestety, odruchom dobrych serc często towarzyszą też paskudniejsze instynkty.
Rozpoczął się wyścig, w którym - z założenia - nie ma przegranych. Wygrani są wszyscy, którzy pobiegli; każdy, kto dorzucił choć jedną, najmniejszą metaforyczną cegiełkę na pomoc Ukrainie. Można powiedzieć, że "wyścig" kojarzy się z rywalizacją - a niech i pomaganie będzie rywalizacją, przynajmniej w sensie zdrowej mobilizacji. Nigdy zaś - w sensie niezdrowego współzawodnictwa. W pomaganiu nie ma przegranych, nie ma lepszych i gorszych.
Sypnąłem tu garść frazesów typu "każdy gest się liczy" - prawda, każdy, choć jedne bardziej, a inne mniej - i wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Są też lepsze i gorsze sposoby - te realizowane niewłaściwie bez cienia wątpliwości należy naprostować, by zminimalizować ewentualne szkody i zmaksymalizować korzyści. Internet nieźle nadaje się do edukowania siebie nawzajem.
Doskonale nadaje się też - jak wiemy - do siania dezinformacji czy wyrażania opinii nie tyle krytycznych, co nieprzyjaznych, poniżających, niepotrzebnych, czasem wręcz szkodliwych. Daje pole wszystkim tym, którzy wzięli udział w wyścigu niesienia pomocy, do wyrażenia w sieciowym eterze poczucia własnej moralnej wyższości.
To powszechne zjawisko: mówimy innym, jak mają pomagać; dyktujemy zasady, przekonani o własnej racji.
Gdy mówimy o moralności, warto pamiętać, że chęć jej wykazania - będąca przy okazji chęcią utrzymania dobrego mniemania o sobie - jest czymś dobrym, pełni funkcję motywacyjną, popychającą nas do dobrego, do niesienia pomocy innym. Niestety, dość naturalne poczucie moralnej wyższości każdego z nas często objawia się toksycznie, sprawiając, że zamiast kompromisów czy współdziałań, decydujemy się na krytykę, reagujemy nietolerancyjnie, możliwe również, że przemocowo.
Wyścig pomocy w Polsce wprawił mnie w osłupienie - cudownie jest patrzeć, jak tylu moich rodaków tłumnie i bezinteresownie działa w najlepszej wierze, wyciągając pomocną dłoń do umykających w popłochu przed szaleńcem Ukraińców. Przykro jest natomiast patrzeć na serię mikrowojenek rozgrywających się na tle Festiwalu Pomocy Lepszej i Gorszej.
Muszę chyba zaznaczyć: mam pełną świadomość, że żadna i żaden z nas nie ocenia samej i samego siebie racjonalnie, często przesadnie wierząc w swoją cnotliwość i oceniając większość innych ludzi jako znacznie od siebie gorszych. To przywra każdego, z którą jedni walczą, a inni jej ulegają. Rzecz w tym, że nie jest moją intencją stawianie się gdzieś obok - chciałbym raczej przypomnieć o czymś, o czym łatwo zapomnieć (a o czym wszyscy doskonale wiemy).
Po kolei jednak.
Najpierw - lista ataków na tle Niewłaściwej Pomocy i Braku Empatii. Wątki:
- stać go, a dał tak mało;
- dał dużo i teraz się przechwala;
- ile przekazał? Nie pochwalił się, więc na pewno za mało;
- to, co dał, jest nieodpowiednie;*
- zrobił [COKOLWIEK] i mówi o tym - to ewidentnie na pokaz;
- my robimy [COKOLWIEK], a on [MNIEJ/COŚ INNEGO] - buc, definitywnie pomagamy lepiej;
- udostępnił zdjęcie niezwiązane z inwazją (zdjęcie posiłku, nagranie zabawy z psem) - nieczuły;
- jego publikacje dotyczą wyłącznie inwazji - spamuje, wymądrza się, zabiera przestrzeń, przygnębia;
- twoje słowa wsparcia i nakładka na profilowym nic nie znaczą;
- wiesz, że każdy wyraz solidarności znaczy wiele?
- dlaczego pomagasz Ukraińcom, a nie pomagasz Polakom?
- jesteś osobą publiczną? Czegokolwiek nie zrobisz - to i tak będzie za mało;
- chełpicie się tą pomocą, a nie kierujecie jej tam, gdzie naprawdę jest potrzebna;
- kulturalnie sugerujesz innym, co mogliby zrobić - twoim zdaniem - lepiej? Nie, czepiasz się. Z nudów.
* Tu warto pochylić się nad przykładem dobrych intencji sformułowanych w sposób niezręczny - i jadowitą, ale niekonstruktywną kontrą. W ostatnim czasie po sieci krąży wypowiedź stylistki mody, Karoliny Domaradzkiej. Opublikowała ona w swoich social mediach wpis, w którym oznajmia, że "osoby pozbawione estetycznej odzieży bardzo często mogą czuć wstyd i niemoc". Całość przeczytacie tutaj:
Dostało się dziewczynie, a co. Oczywiście, to wyjątkowo niefortunnie sformułowana wypowiedź, która zdaje się sugerować, że autorka gani innych za nieprzesyłanie uchodźcom wyłącznie markowych ciuchów. Tymczasem za zdaniem "W moim odczuciu potrzebne są nie tylko ciepłe kurtki, ale również piękne sukienki, marynarki i buty w idealnym stanie" może kryć się znacznie więcej. Na przykład fakt, że modą również można upodlić. To przykre, ale część z nas w ramach pomocy przeprowadza tak zwane "wietrzenie szafy", pozbywając się rzeczy podniszczonych, znoszonych, cuchnących.
Odnosząc się do powyższego: warto zatem zachęcać do oddawania czegoś, co nie sprawi, że uciekający przed wojną w Ukrainie ludzie nie włożą stopy w dziurawego buta. Oczywiście, autorka wpisu strzeliła sobie w stopę tonem wypowiedzi. Mogło jednak obyć się bez napiętnowania - szkoda, że tak wiele osób wolało skupić się wymyślaniu błyskotliwych docinków, odwracając swoją i innych uwagę od intencji stylistki - dobrze wiemy, że na granicę w wielu przypadkach wędrują worki pełne garderoby w stanie rozkładu. Cóż, to jeden z przykładów dobrych intencji, które - niewłaściwie sformułowane - otoczyły cały Internet, karmiąc pęczniejące jak opity krwią kleszcz samozadowolenie Tych Lepszych.
Czas przeznaczony na ulżenie swojemu ego moglibyśmy przeznaczyć, dajmy na to, na próbę wytłumaczenia rozmówcy kwestii, w której - naszym zdaniem - popełnia błąd. Wyłuskanie argumentów, naświetlenie perspektywy. O ile, rzecz jasna, wydaje nam się, że mamy do czynienia z czymś niewłaściwym, a nasze uwagi mogą się czemuś przysłużyć. W innym przypadku - po prostu dajmy sobie spokój.
To na swój sposób fascynujące, ale za pomoc Ukrainie obrywa się dosłownie wszystkim.
A przecież każda z tego typu głośno wyrażonych obiekcji wywołuje reakcje. Wśród licznych negatywnych następstw Festiwalu Pomocy Lepszej i Gorszej można wskazać na przykład: wyrabianie poczucie winy (tym, którzy czują, że zrobili za mało), stawianie innych w złym świetle, przenoszenie ciężaru problemu i odwracanie uwagi od elementów kluczowych, pogorszenie formy psychicznej atakowanych, demotywację. Nie, nie warto.
Nie każdy może pomagać - w ogóle. Nie każdy może pomagać tak, jak uważamy, że powinien. Nie każdy ma na pomaganie czas i środki. Nie każdy wie to, co my, tak samo jak i my nie zawsze wiemy coś, co wie ktoś inny (wait, what?) - odrzućmy zatem pokusę poddawania ocenie działalności innych w sferze wspierania naszych atakowanych sąsiadów. Powtórzę: w tym wyścigu nie ma i nie powinno być przegranych - nie mamy prawa sprawiać, by ktoś inny się tak poczuł. Znowu powtórzę: dajmy sobie i innym spokój. I pamiętajmy: mamy święte prawo do rozrywki i radości.
To nie okołokulturowe czy polityczne przepychanki. Mówimy o niesieniu pomocy w obliczu wojny, czyli krwawych i kryzysowych okoliczności - dla większości z nas całkowicie abstrakcyjnych. Nie chcę wychodzić przed szereg, ale mogę - i chcę - przypomnieć: to czas wyjątkowy, wyjątkowo paskudny. Odpuśćmy sobie, nie gnębmy się wzajemnie, nie wartościujmy działań innych i nie przenośmy dyskursu na to, co w gruncie rzeczy nieistotne.
To moment, w którym należy działać. I odpieprzyć się od siebie nawzajem.