REKLAMA

"Przesilenie zimowe" to najsympatyczniejszy film ostatnich lat. O takie komedie nic nie robiłem

Instant Christmas classic - inaczej "Przesilenia zimowego" określić się po prostu nie da. Nie dość, że bawi bardziej niż dwie części "Kevina" razem wzięte, to jeszcze daje więcej ciepła niż "Kominki w twoim domu" na Netfliksie.

przesilenie zimowe recenzja co obejrzeć
REKLAMA

"Przesilenie zimowe" nie musi wcale być klasykiem świątecznym, bo jako klasyk noworoczny sprawdzi się równie dobrze. Rozpoczynając się w przeddzień Bożego Narodzenia, akcja toczy się na przełomie 1970 i 1971 roku. Już sama czołówka wyjęta jest z lat 70., a w dalszej części filmu stojący za kamerą Alexander Payne rezygnuje z krystalicznie czystego cyfrowego obrazu na rzecz mieniącego się na ekranie ziarna. Ta retrostylówka ogrzewa widzów nostalgicznym ciepłem, które podbija jeszcze prostota podejmowanej opowieści.

Fabuła rozgrywa się w męskim liceum z internatem dla bogatych chłopców. A nikt nie lubi tych rozwydrzonych bachorów bardziej niż Paul, próbujący wbić im do głowy historię starożytną. Nie mógł zgodzić się na przepuszczenie syna wpływowego i hojnego darczyńcy, który zasponsorował Akademii Barton salę gimnastyczną. Z tego właśnie względu dyrektor wyznacza go do pilnowania uczniów pozostających w szkole na czas ferii świątecznych. Żadnemu z zainteresowanych się to nie podoba.

Więcej o filmach świątecznych poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA

Przesilenie zimowe - recenzja filmu

"Przesilenie zimowe" to taki świąteczny "Klub winowajców". Bo każdy z piątki nastolatków reprezentuje inny typ osobowości. Payne poświęca tylko chwilę, aby zarysować łączące ich relacje. Bohaterowie nie będą przez to mieli okazji odkryć przed nami głębi swojej osobowości, ani zaprzyjaźnić się ze sobą. Przynajmniej nie wszyscy. Na łaskę Paula zdany zostaje jedynie Angus, którego matka była akurat zajęta z nowym partnerem i nie mogła wyrazić zgody, aby poleciał z resztą chłopaków na narty. Niepocieszony nauczyciel musi więc zorganizować mu jakoś czas, a on ma zamiar wystawić jego cierpliwość na ciężką próbę. Dzięki temu zaczną się lepiej poznawać i rozumieć nawzajem.

Przesilenie zimowe - film - recenzja - co obejrzeć?
REKLAMA

To oczywiście komedia charakterów, której humor wynika ze zderzenia przeciwstawnych osobowości. Konflikt klasowo-pokoleniowy zmierza jednak w stronę zawieszenia broni. Payne podkreśla bowiem paralele między swoimi bohaterami i nigdy nie ucieka w sitcomowe wyolbrzymiania stereotypów. "Przesilenie zimowe" staje się przez to filmem bardzo wrażliwym. Możemy się więc pośmiać, kiedy Angus zadziera z barowymi osiłkami i prosi Paula o pomoc. Ale za chwilę przyjdzie nam wysłuchać refleksyjnej pogadanki na temat weteranów wojny w Wietnamie. Żartobliwy ton pozwala reżyserowi niwelować melodramatyzm, a melodramatyzm chroni żarty przed prostackim wydźwiękiem.

Sympatia - to słowo klucz do zrozumienia idei "Przesilenia zimowego". Ten film nie ma nam nic więcej do zaoferowania. Bo nawet krzywe spojrzenie na szkolną kucharkę, kończy się uwrażliwieniem ucznia na jej traumę związaną ze stratą syna. Za sprawą Mary reżyser śmiało flirtuje tu zresztą z kontekstami wczesnych lat 70. Nie tylko podbija widmo wojny w Wietnamie, ale może też poruszyć temat rasowych nierówności w USA. Chociaż sama bohaterka gra drugie skrzypce i zawsze służy ironiczną puentą do przedstawianych wydarzeń, ma do przejścia równie ciekawą drogę, co Paul i Angus. Bo to opowieść czuła na wszelkie psychospołeczne niuanse, które z każdą minutą coraz chętniej uwydatnia, aby uderzyć w nas z większą mocą.

"Przesilenie zimowe" czerpie swoją emocjonalną siłę ze scenariusza Davida Hemingsona. Reżyser tu ani nie pomaga, ani tym bardziej nie przeszkadza. Payne nawet przecież w domagającym się formalnego szaleństwa "Pomniejszeniu" stawiał na przejrzystość opowieści. Podobnie w tym wypadku rozsmakowuje się w statycznym ujęciach, często wręcz informacyjnych. To jednak pomaga w wydobyciu pełni potencjału z błyskotliwych dialogów. Wcielający się w rolę nauczyciela Paul Giamatti dostaje też przez to szansę, aby błysnąć na ekranie. Paul w jego wykonaniu staje się bohaterem tyleż ironicznym, co tragicznym. Aktor stopniowo odziera go z groteskowej osobowości wrednego belfra, zdobywając nasze współczucie i zrozumienie.

W "Przesileniu zimowym" nie ma fajerwerków, co staje się jego największym atutem. Film nie chce nikogo przytłoczyć. Nastawiony jest raczej na rozleniwienie widza, przez co toczy się dość niemrawo i mógłby być chwilę krótszy, bardziej zwięzły. Nie znajdziemy w nim jednak fałszywych nut, dzięki czemu wprawia w przyjemny letarg. Aż szkoda się z niego budzić.

Film w ramach abonamentu obejrzysz tutaj:
SkyShowtime
SkyShowtime
SkyShowtime
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA