"Pukając do drzwi" już na ekranach polskich kin. Czy warto było czekać na nowy horror twórcy "Szóstego zmysłu"? Nie. Serio, to kolejna wpadka w dorobku M. Night Shyalamana. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia. Ale reżyser ma też na koncie kilka udanych filmów. Zamiast sięgać po najnowszą produkcję sygnowaną jego nazwiskiem, lepiej obejrzeć te właśnie tytuły.
Początek "Pukając do drzwi" jest zupełnie inny od reszty filmu - intrygujący. Oto mała dziewczynka, gdzieś na leśnej polanie łapie koniki polne. Trzyma je w słoju i skrupulatnie opisuje ich cechy. Zabawę przerywa mężczyzna o aparycji Dave'a Bautisty. Leonard chce się niby z Wen zaprzyjaźnić, ale rozmowę kończy słowami: "nie ponosisz winy za nic, co się wydarzy". I już wiemy, że byliśmy świadkami pierwszego starcia delikatności i niewinności z niepohamowaną, niszczycielską siłą.
Po chwili z lasu wyłania się trójka postaci. Każda z nich trzyma w rękach chałupniczą broń, przypominającą średniowieczne narzędzia tortur. Razem z Leonardem atakują położony w środku lasu domek, w którym Wen wypoczywa wraz z ojcami - Ericiem i Andrew. Mężczyźni będą musieli zdecydować, który z nich zginie. Jeden musi, bo inaczej nadejdzie koniec świata. Tak przynajmniej twierdzą agresorzy.
M. Night Syamalan - co obejrzeć zamiast Pukając do drzwi?
Czy czworo jeźdźców apokalipsy są tymi, za kogo się podają? Czy atak ma podłoże homofobiczne? O co w tym wszystkim chodzi? M. Night Shyamalan robi to, co zwykle - posługuje się niedopowiedzeniami, myli tropy i zwodzi nas na manowce. Nie wychodzi mu to jednak najlepiej. Sam się chyba w tym wszystkim gubi, bo jest nie tylko aż nazbyt ambiwalentny, ale też delikatny. Te wszystkie wątpliwości, które raz za razem próbuje w nas wzbudzić, nie mają szans zaistnieć. Coś tu ciągle się nie zgadza. Z tego właśnie powodu finałowy twist zamiast wyciągać na wierzch drugie dno opowieści, obnaża jedynie, że reżyser nie ma nam tak naprawdę nic ciekawego do powiedzenia.
Szósty zmysł
Nie tak to miało wyglądać. Shyamalan z finałowych twistów uczynił swój znak rozpoznawczy. One wywracały jego historie do góry nogami. Pozwalały nam spojrzeć na nie zupełnie inaczej. Tak było w "Szóstym zmyśle". Jak to tam zadziałało! Dostaliśmy nową perspektywę. Przy ekstremalnej czujności podczas seansu dałoby się ten zwrot akcji przewidzieć, ale to nieważne. Bo przecież nawet znając zakończenie, ten film wciąż ogląda się znakomicie.
"Szósty zmysł" zapewnił Shyamalanowi ciepłe miejsce w sercach kinomanów na całym świecie. To było coś świeżego, oryginalnego - istne objawienie. Nikomu nieznany wcześniej reżyser nagle został okrzyknięty "nowym Stevenem Spielbergiem". To przecież jego idol. Wejść w jego buty mu się jednak nie udało, bo ten cały entuzjazm okazał się przedwczesny.
Film obejrzycie na iTunes.
Niezniszczalny
Jeszcze przez jakiś czas Shyamalan czarował nas kinową niesamowitością w autorskim ujęciu. "Niezniszczalny" może i drugim "Szóstym zmysłem" nie był, ale to wciąż kawał solidnego filmu. W dodatku superbohaterskiego. To był 2000 rok, a więc reżyser wyprzedził całą współczesną modę na trykociarskie produkcje o ładnych parę lat. Dał się poznać jako geek, a do tego znowu... oj znowu udało mu się nas zaskoczyć.
Jak to się mówi, nosił wilk razy kilka... O ile finałowe twisty początkowo się jeszcze sprawdzały, chwilę potem stały się gimmickiem - sztuczką, kuglarskim chwytem. Może i w "Osadzie" tragedii jeszcze nie było, ale "Zdarzenie" to już zupełnie inna kwestia. Samo wspomnienie tego ekothrillera wywołuje zażenowanie. M. Night, ty tak na serio?
Film obejrzycie na Disney+ i Chili.
Split
Niestety, "Pukając do drzwi" ma więcej wspólnego ze "Zdarzeniem" niż dobrymi filmami Shyamalana. Pomijając już apokaliptyczne fascynacje, w obu produkcjach finałowy twist nie nadaje już nowego spojrzenia. On ma sprawić, żebyśmy uwierzyli w opowiadaną historię. Dlatego wszelkie niuanse zastępuje nieznośna dydaktyka. Ech, a przecież miało być inaczej.
Dzisiaj kariera Shyamalana definiowana jest kolejnymi wpadkami. Bardzo długo reżyserowi nie udawało się odzyskać dawnego blasku. Aż w końcu coś się zmieniło. Po tragicznym "1000 lat po Ziemi" przyszła "Wizyta". Była całkiem niezła, ale to "Split" pokazał, że twórca wrócił wreszcie na właściwe tory. Tutaj scenariusz zadziałał jak trzeba, reżyseria dała radę, a całość na swych barkach dzielnie udźwignął James McAvoy i mnogie osobowości jego bohatera.
Film obejrzycie na Netflix, Amazon Prime Video i Premiery Canal+.
Glass
Sceptycy mogli jeszcze twierdzić, że "Wizyta" i "Split" to wyjątki potwierdzające regułę, a Shyamalan zaraz znowu zaliczy jakąś wpadkę. I faktycznie krytycy nie przyjęli już "Glass" z takim entuzjazmem, co poprzednie tytuły. Ale to przecież idealne zakończenie trylogii (jej wcześniejsze części to "Niezniszczalny" i "Split"). Przednia zabawa popkulturowymi motywami i oczekiwaniami widza. Igranie z całą superbohaterską konwencją i ambitny crossover. Po prostu: kinowa moda w autorskim ujęciu. W dodatku okazuje się zgrabnym metakomentarzem do naszej fascynacji przygodami trykociarzy.
Film obejrzycie na Disney+ i Chili.
Servant
Po serii wpadek "Wizyta", "Split" i "Glass" były czymś nowym w dorobku Shyamalana - czymś na kształt pokuty. Jakby reżyser chciał wyrazić skruchę i postanowił trzymać swoją megalomanię w ryzach. No i potem przyszło "Old". W tym filmie pewny siebie twórca wchodzi w rolę demiurga (grany przez niego epizod dobitnie to udowadnia). Sens historii traci dla niego znaczenie, liczą się tylko tanie sztuczki i czarowanie pozą. Tak samo to wygląda w "Pukając do drzwi".
Z najnowszych tytułów sygnowanych nazwiskiem Shyamalana na uwagę zasługuje jedynie serial "Servant". Reżyser nie tylko stanął za kamerą kilku odcinków, ale też pełni rolę showrunnera (u boku Tony'ego Basgallopa) i producenta wykonawczego. Czuć tu jego rękę i produkcję (a przynajmniej jej dwa pierwsze sezony) ogląda się jednym tchem.
Serial obejrzycie na Apple TV+.