REKLAMA

Putin nie zasłużył na nic lepszego. Film Vegi to najobrzydliwsza rzecz, jaką widziałem

"Putin" stawia co prawda poważne pytania na temat tyranii rosyjskiego dyktatora, ale Patryk Vega szuka na nie odpowiedzi w niepoważny sposób. Zamiast refleksji mamy tanie efekciarstwo, które tylko uwydatnia, że twórca nie ma nam nic ciekawego do powiedzenia.

putin patryk vega film recenzja premiera
REKLAMA

W swojej trylogii o XX-wiecznych tyranach Aleksander Sokurow demitologizuje Adolfa Hitlera ("Moloch"), Włodzimierza Iljicza Lenina ("Cielec") i Hirohito ("Słońce"), uwypuklając ich fizyczne słabości, niedoskonałości i wszystkie fizjologiczne potrzeby. Patryk Vega mógł pójść podobną ścieżką. W pierwszej scenie "Putina" przenosimy się do 2026 roku (sic!) i widzimy tytułowego bohatera w jednostce medycznej - słabego, schorowanego, trzęsącego się, w pełnej pielusze. Choć fekalnego humoru w dalszej części filmu nie brakuje, zamiast ironicznej cielesnej komedii reżyser wybiera drogę metafizycznego dramatu, uśmiechając się w stronę twórczości Andrieja Tarkowskiego. Odniesienia do niej serwuje w taki sposób, że zamiast zachwycać filmoznawczą erudycją, doprowadza widzów do wymiotów. Dostajemy bowiem produkcję obrzydliwą - tak pod względem ideologicznym, jak i stylistycznym.

Trudno zdecydować, od czego zacząć krytykę "Putina", bo ten film nie działa na żadnym (dosłownie na żadnym) poziomie. Zmienia się w totalny bełkot, jakby reżyser bał się przyznać, co tak naprawdę myśli o swoim bohaterze. Po krótkim wybiegu w przyszłość cofamy się do dzieciństwa przyszłego dyktatora, kiedy to tęsknie spogląda on na przybitego do krzyża Jezusa i pragnie zostać ochrzczonym. Te sentymenty będą przewijać się przez całą produkcję, żeby na koniec uderzyć widza z całą mocą. Bo Vega znowu daje tu wyraz swoim religijnym fiksacjom. Pokazuje, jak siły wyższe walczą o duszę rosyjskiego tyrana, rysując jego niejednoznaczny portret.

REKLAMA

Putin - recenzja filmu Patryka Vegi

Vega pokazuje swojego bohatera jako człowieka żyjącego urojeniami. Chętnie korzysta przy tym z narzędzi wykształconych już przez rosyjskich mistrzów. Za dyktatorem ciągle podążają zjawy przyjaciela z dzieciństwa i kobiety poznanej na radioaktywnych terenach. To one podpowiadają mu, jak ma się zachowywać, ciągle nakłaniają go do złego, a w ich zachowaniach ciągle pobrzmiewają echa "Mistrza i Małgorzaty". O ile jednak wszelkie metafory Michaił Bułhakow wykorzystywał do krytyki stalinowskiej Rosji, o tyle polski reżyser zdejmuje z Putina odpowiedzialność za jego czyny. Ba! Momentami nawet go usprawiedliwia. Widząc go jako człowieka bezkompromisowego, za wszelką cenę dążącego do osiągnięcia swoich celów, nieraz nawet spogląda na niego z podziwem.

Putin - Patryk Vega - recenzja

Daleki jestem od stwierdzenia, że Vega stworzył laurkę dla Putina. Trudno tak naprawdę dojrzeć jego prawdziwe intencje. Być może poczuł w sobie zbuntowanego artystę, być może nazbyt dał się ponieść ambicjom, być może mania wielkości go przerosła. Niezależnie od przyczyny "Putin" to film nieudolny, osiągający efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego. Kiedy w łaski mera Leningradu główny bohater wkupuje się papierem toaletowym, reżyser próbuje absurdem ośmieszać system, w którym "jest co jeść, ale nie ma się czym podcierać". Zamiast kąśliwej ironii, dostajemy jednak żart, jaki nawet w "Świecie według Kiepskich" by nie przeszedł.

Na ile "Putin" jest zgodny z prawdą? Pojęcia nie mam i nie ma to najmniejszego znaczenia, bo ta opowieść po prostu się nie broni. Vega z logiki robi kurtyzanę, w głębokim poważaniu mając jakiekolwiek związki przyczynowo-skutkowe. Dostajemy chaotyczny i nieuporządkowany strumień myśli reżysera, który przeskakuje między kolejnymi epizodami z życia swojego bohatera w taki sposób, że szybko czuje się przesyt. Seans przypomina więc dzień w pracy - po dwóch godzinach mija zaledwie 15 minut.

W tej wycieczce po najmroczniejszych zakamarkach bardziej duszy niż umysłu Putina najbardziej brakuje przewodnika. Vega jak zwykle próbuje szokować tylko po to, aby szokować. Za tym szokiem nic się nie kryje. Do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, bo przecież reżyser nieraz już niósł dla nas bomby, które okazywały się niewypałami. Tym razem zachowuje się jednak, jakby nagle zapomniał podstaw filmowego rzemiosła. Nawet kamerę ustawia w przypadkowych miejscach. W scenach rozmów opartych na ujęciu/przeciwujęciu bohaterowie nieraz mówią do ściany. Zamiast na swojego interlokutora, spoglądają gdzieś w siną dal.

Oglądanie filmu staje się tym bardziej męczące, że to opowieść o charyzmatycznym przywódcy, który charyzmy w ogóle nie posiada. Putin najlepiej wypada w materiałach archiwalnych, bo poza tym staje się sztuczną figurą - nie ma mimiki, jego ruchy są powolne, nie reaguje na to, co dzieje się dookoła. Nie jest to w żadnym stopniu zarzut w stronę wcielającego się w niego Sławomira Sobalę. Vega nałożył na niego deepfake'ową twarz rosyjskiego dyktatora, co z pewnością wiązało się z ograniczeniem jego aktorskich narzędzi. Ta niesamowitość uderza po oczach, nawet jeśli reżyser próbuje zakryć wszelkie niedostatki wizualne nadmiarem filtrów i efektów cyfrowych. Sepii jest tu więcej niż na starych fotografiach waszych babci.

"Putin" balansuje gdzieś na granicy oglądalności. Okazuje się zbyt żałosny, żeby dało się do niego podejść ironicznie. Otwierający go cytat staje się więc proroczy. Tak jak według Johna Miltona umysł może sprawić, że niebo stanie się piekłem, a piekło niebem, tak Vega wypacza każdą swoją ambicję w pretensję, przekształcając film w wyrób filmopodobny.

"Putin" już w kinach.

Więcej o filmach poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
  • Tytuł filmu: Putin
  • Rok produkcji: 2024
  • Czas trwania: 109 minut
  • Reżyser: Patryk Vega
  • Aktorzy: Tomasz Dedek, Justyna Karlowska, Thomas Kretschmann
  • Nasza ocena: 1/10
  • Ocena IMDB: 3,8/10
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA