REKLAMA

Koledzy gadają o "GTA III", ja oglądam nową "Rodzinę Soprano", a potem partyjka "Diablo II". Ej, zaraz, który mamy rok?

A do tego świeżo napisany news o nowym "Gladiatorze". Nostalgia pełną gębą, co? Który my właściwie mamy rok?!

nostalgia
REKLAMA

Rok mamy 2021. Tymczasem w kinach od niedawna grana jest kontynuacja "Pogromców Duchów", które swoją premierę mniej więcej w połowie lat 80. Wspomniane w tytule "Diablo II" zagościło na komputerach w 2000 roku, z kolei "Rodzina Soprano", której nieudany prequel chwilę temu trafił do kin, emitowana była w latach 1999-2007. To oczywiście czubek góry lodowej, o który, mam nadzieję, nie rozbije się kolejna wersja Titanica. Powroty, sequele, prequele po latach, remaki i remastery opanowały zbiorą wyobraźnię i co rusz słyszymy o powrocie takiej lub innej kultowego tytułu.

REKLAMA

Każdą z decyzji o przywróceniu do obiegu danego tematu lub marki można uzasadnić dobrem klienta czy fana. Remastery - to najbardziej jasne, bo gry ze względu na technologię relatywnie łatwo można wskrzesić uwspółcześnić i przede wszystkim dopasować do obecnych na rynku platform. Z uzasadnieniem kinowych czy serialowych hitów jest podobnie - niektóre tytuły aż proszą się o lepsze zakończenia, inne kultowe marki znowu potrzebują uwspółcześnienia, a historie w nich zawarte są na tyle mocne i potrzebne, aby opowiedzieć je światu jeszcze raz. Czy na pewno?

Rok 2021 to czas wspomnień i nostalgicznych powrotów

Niekoniecznie, bo wiele z tych nostalgicznych powrotów rozczarowuje. Niekoniecznie dlatego, że nie są wstanie sprostać oryginałowi, powstałemu w konkretnych czasach, okolicznościach i warunkach. W przypadku "Rodziny Soprano" i "Wszystkich świętych z New Jersey" okazało się, że twórcy po prostu nie mają wiele więcej do powiedzenia niż to, co padło w kultowym serialu. Z kolei nowa "Plotkara" okazała się być bardzo jednowymiarowa, jakby udowadniając, że nawet w tak - wydawałoby się - ponadczasowej formie, zmieniło się coś więcej, niż tylko dostęp do nowych technologii i moda.

Rzecz w tym, że utyskiwania krytyków i dystans widzów nie mają wielkiego znaczenia. Dla producentów i właścicieli danych brandów liczy się przede wszystkim to, że znaczna część marketingowej roboty jest już wykonana. Nie trzeba walczyć o rozpoznawalność danej marki, uczyć klientów, czym jest dany tytuł i przekonywać ich, że to fabuła właśnie dla nich. Do tego siła nostalgii ciągnie do kina wszystkich tych, którzy z danym tytułem mają dobre wspomnienia.

To w ogóle jest bardzo potężna siła, ta nostalgia. Pamiętam, że kiedy zobaczyłem „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy”, gdzie nawet Han Solo dziwił się, że bierze udział znowu w tej samej przygodzie, tylko wszystko w niej jest „trochę bardziej”, nawet mnie to bawiło i rozumiałem, że oczekiwania fanów to potężna siła. Nie spodziewałem się jednak, że minie zaledwie kilka lat, a z szacunku do fanów czy - powiedzmy - zachowawczych zachowań, zostanie niewiele. I wszystko to zostanie zastąpione przez bardzo zresztą wulgarne, ale jednocześnie finansowo opłacalne powroty.

REKLAMA

W kilku własnych tekstach i w tekstach moich koleżanek i kolegów z redakcji pojawiały się wątpliwości, czy to dobra droga dla popkultury, że ta coraz częściej gra po prostu bezpiecznie. A jednak serce mi zadrżało, gdy usłyszałem, że wraca „Rodzina Soprano”, że w jedną z głównych ról wcieli się syn Jamesa Gandolfiniego i że w ogóle, znowu uda nam się zajrzeć do głowy Davida Chase’a. Oczywiście za kino zapłaciłem, oczywiście byłem rozczarowany. Tyle tylko że jestem tak mocno emocjonalnie związany z tą produkcją, że gdyby powstała 2. część nieudanego filmu, to i tak bym ją zobaczył. Nostalgia.

Myślę zresztą, że te powroty, ta popkulturowa nekromancja, wcale tak szybko się nie skończy. "Content wars" czyli po prostu brutalna walka serwisów VOD, korporacji produkujących treści, telewizji i innych, często mniejszych podmiotów, trwa w najlepsze i nawet jeśli w tym czasie powstaną setki oryginalnych, świeżych treści, dostawcy i tak będą chcieli złapać nas na emocje.

Mógłbym napisać więcej, ale kolega wpada na partyjkę "Heroes III", po drodze ma kupić oranżadę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA