"Gilmore Girls" (pol. "Kochane kłopoty") to serial, który towarzyszył Amerykanom siedem lat, bo od roku 2000 do 2007. Polscy widzowie mieli szansę oglądać go m. in. w stacji telewizyjnej TVN 7. Ostatnio miłość do "Gilmore Girls" ponownie odżyła dzięki emisji wszystkich odcinków na łamach Netfliksa. Nic dziwnego, "Kochane kłopoty" to jeden z lepszych seriali obyczajowych, jakie przyszło mi oglądać. I jeden z tych, który skończył się w niesłusznym i najgorszym momencie.
Przygoda z "Gilmore Girls" czyli Lorelai i Rory Gilmore, fantastycznymi matką i córką, rozciągnęła się twórcom na 7 sezonów.
I te siedem sezonów niestety okazało się okresem zbyt krótkim - najważniejsze wątki, na których rozwiązanie czekaliśmy tak naprawdę od pierwszej serii nie zostały wyjaśnione.
Kwestia ta boli jeszcze bardziej wszystkich tych, którzy od samego początku kibicowali Lorelai i Luke'owi. Ale zacznijmy od początku.
Rory i Lorelai poznajemy w pozornie zwyczajnym dla nich dniu. Wkrótce zorientujemy się, że dwie Gilmore'ówny znajdują się w momencie przełomu i od tej pory, wraz z dorastaniem Rory i ponownym wkroczeniem w życie matki i córki rodziców Lorelai, nic już nie będzie takie samo.
Wyłącznie partnerska i kumpelska relacja matki i zaledwie kilkanaście lat od niej młodszej córki zacznie się zmieniać. Rory pójdzie do nowej szkoły, pozna pierwszego chłopaka, a Lorelai... cóż, będzie musiała pomyśleć o swoim życiu prywatnym i co trochę znieczulać się Martini podczas wizyt u swojej matki i ojca w jej rodzinnym domu.
"Gilmore Girls" to serial, który nie stara się być na siłę życiowy, który nie chce cię umoralniać i pokazywać, jak wygląda prawdziwa codzienność. To opowieść dowcipna, kochana, pełna rytuałów, bezpieczna. Sam serial można uwielbiać już choćby za miejsce, w którym rozgrywa się akcja, Stars Hollow. Stars Hollow to fikcyjne, małe miasteczko w Stanach Zjednoczonych (w tym samym miejscu kręcone są kolejne odcinki "Pretty Little Liars", które dzieją się w Rosewood).
Ta niewielka mieścina pełna jest życzliwych ludzi i dziwacznych postaci. Oprócz Lorelai i Rory mamy więc Luke'a, który prowadzi swój bar z najlepszymi burgerami pod słońcem i kawą, która dodaje najwięcej energii, Kirka, który jest męską wersją naszej kobiety pracującej czy Miss Patty, wielką damę prowadzącą lekcje tańca, która kiedyś była prawdziwą seksbombą.
W Stars Hollow wszystko toczy się innym tempem, a złe rzeczy się tu po prostu nie dzieją. Okej, stop. Dzieją się, życie bywa tu tak samo ponure, jak wszędzie, ale fakt, że dramat rozgrywa się właśnie w tym miasteczku nieco złagadza wymiar danej sytuacji. Wszyscy się tu znają, każdy ma swoje przyzwyczajenia i niekończące się kłótnie, jak Luke i Taylor, właściciel sklepu ogólnospożywczego, a później także cukierni czy Lorelai i jej współpracownik Michel, egocentryk i rodowity Francuz ze śmiesznym akcentem.
Bohaterowie "Gilmore Girls" to ludzie, których chcielibyśmy mieć wśród swych znajomych. Ba, sami chcielibyśmy już teraz, już zaraz, za chwilę spakować manatki i przenieść się do urokliwego miasteczka, w którym katolik z Żydem potrafią w przyjaźni dzielić jeden kościół.
"Kochane kłopoty" nie są serialem nowoczesnym, do jakich przyzwyczaiły nas ostatnie lata. To serial, który opowiada o losach matki i córki - wzajemnym zrozumieniu, ale też kłótniach, ich miłościach, facetach, ich nowych doświadczeniach. O ich życiu, które raz układa się cudownie, a raz źle. Główną osią fabularną jest ponowne spotkanie Lorelai ze swoimi rodzicami, od których uciekła, kiedy w wieku nastu lat, będąc jeszcze w szkole średniej, zaszła w ciążę. Moment, w którym postanowiła nie wychodzić za mąż za ojca Rory i stanowić sama o sobie, był przełomowym w jej życiu. Zaczęła pracę w hotelu, który teraz sama prowadzi i całkiem nieźle daje sobie radę. Do czasu. Schody zaczynają się wtedy, kiedy Lorelai zmuszona jest prosić rodziców o pożyczkę na szkołę dla Rory. Ich warunkiem jest kolacja w każdy piątek o 18:00 z własnymi córką i wnuczką.
Budowanie na nowo więzi będzie miało wpływ nie tylko na stan psychiczny Lorelai, ale na jej życie oraz życie Rory. Obie będą musiały odnaleźć się w wielu nowych sytuacjach i pogodzić się z tym (albo walczyć), że Emily Gilmore, matka Lorelai, to kobieta nieustępliwa i despotyczna, ale przy tym wszystkim kochająca i pragnąca jak najlepiej dla swoich bliskich.
Oprócz relacji Emily, Richard kontra Lorelai i Roy, najbardziej emocjonującym wątkiem w serialu są liczne romanse matki i córki.
Przez siedem sezonów mamy do czynienia z całą galerią ich facetów, by w końcu w finałowym odcinku serialu nie przekonać się, którego mężczyznę każda z nich wybierze. Niestety. Niemniej, mimo takiego a nie innego zakończenia, "Gilmore Girls" to serial świetny, który dostarczy dużo radości i wiele łez.
"Gilmore Girls" to oprócz wspaniałych postaci i burzliwego życia głównych bohaterek, ich rodziny, przyjaciół, facetów i wrogów, doskonały humor i cała masa smaczków związanych przede wszystkim z rytuałami Lorelai i Rory. Łzy cisną się do oczu ze śmiechu, kiedy myślimy o Paulu Ance (Real Paul Anka? No, the dog Paul Anka!), wykonywaniu telefonów przez Lorelai w barze Luke'a czy obżeraniu się przez dziewczyny świństwami podczas ich wieczorów filmowych. Każda z nas chciałaby być tak przebojowa jak Lorelai i urocza jak Rory ze swoimi sarnimi oczętami. Najbardziej charakterystyczną cechą matki i córki jest wypijanie hektolitrów kawy w każdym możliwym momencie. Co ciekawe, ani Alexis Bledel (Rory), ani Laurel Graham (Lorelai) nie cierpiały tak naprawdę tego napoju dającego kopa. Na planie zamiast kawy wypijały zatem colę.
Ten serial ma w sobie wszystko czego potrzebujemy na nieuchronnie nadchodzące coraz zimniejsze jesienne (i zimowe) wieczory - energię, ciepło, wzruszenia, radości i smutki, grupę przyjaciół i wiarę głównych postaci, że zawsze jakoś będzie. A jak? Dobrze, po prostu.
"Gilmore Girls" to moje dojrzewanie. Dorastałam razem z Rory, dlatego sentyment do tego tytułu pozostanie mi na zawsze. Gorąco polecam, by sprawdzić. Jest moc. Pozytywna.