"Silent Twins" to film o milczących siostrach, który potrafi ogłuszyć. Intymna historia bliźniaczek opowiedziana jest z punkową energią i formalną ekstrawagancją. Nic dziwnego, że produkcja uwiodła jury festiwalu w Gdyni. Złote Lwy jak najbardziej zasłużone.
OCENA
Oczywiście, można zarzucać jury tegorocznego festiwalu w Gdyni całkowite pominięcie docenionego w Wenecji "Chleba i soli". Uzasadnione będą też wątpliwości, czy zdobywca Złotych Lwów to w ogóle film polski. W końcu mamy do czynienia z pełnometrażowym anglojęzycznym debiutem Agnieszki Smoczyńskiej (wcześniej stanęła za kamerą dwóch odcinków netfliksowego "Warrior Nun"). Nikt jednak nie będzie w stanie zaprzeczyć, że "Silent Twins" to produkcja tyleż oryginalna, co fascynująca.
Smoczyńska na kanwę bierze prawdziwą historię bliźniaczek June i Jennifer Gibbons. Dziewczynki w bardzo młodym wieku przestały komunikować się z ludźmi. Rozmawiały tylko ze sobą. Taką decyzję podjęły głównie z powodu wynikających z kwestii rasowych ostracyzmu ze strony społeczeństwa i znęcających się nad nimi rówieśników. Reżyserka niemal całkowicie pomija jednak te wątki. Scena, w której chłopak ze szkoły pluje w twarz jednej z sióstr musi nam wystarczyć, aby umieścić całą opowieść w tym właśnie kontekście.
Silent Twins - recenzja filmu
Dlaczego według Smoczyńskiej June i Jennifer zamilkły? Początkowo łatwo odczytywać ich zachowanie jako dziecięcy kaprys. Potem jednak staje się to aktem społecznego buntu - sprzeciwem wobec z góry narzuconych zasad. "Silent Twins" ma w sobie bowiem coś z filmowej ballady. Cała opowieść skonstruowana jest na zasadach: siostry Gibbons kontra reszta świata. Transgresja wynika tu z poczucia wybrakowania. Dziewczyny chcą być pisarkami, ale jak mają nimi zostać, skoro nigdy nie kochały? - pytają w pewnym momencie.
June i Jennifer dobrze czują się tylko w swoim towarzystwie, bo ze strony świata zewnętrznego ciągle spotyka je krzywda. Nawet kiedy postanawiają zmanipulować jednego chłopaka, w końcu stają się jego ofiarami. Dlatego chętnie uciekają w świat fantazji, co Smoczyńska podkreśla formalnymi fajerwerkami. Sama intymna opowieść przypomina "Fugę", ale scenom rozgrywającym się w umysłach bohaterek towarzyszą wizualne ekscesy żywcem wyjęte z "Córek dancingu". Szarzyznę dnia codziennego reżyserka przeciwstawia tu musicalowym wstawkom, feriom barw, czy nawet animacjom poklatkowym. Zderzeniem dwóch różnych poetyk, wydobywa z opowieści interesujące ją znaczenia.
Można uznać "Silent Twins" za przeszarżowane. Mamy przecież do czynienia z filmem o milczących bohaterkach, który nie znosi ciszy. Zamiast refleksji są zawroty głowy, a spokój zakłóca druzgocący hałas. To z tego przesytu produkcja czerpie jednak swoją siłę. Za jego sprawą Smoczyńska wzmacnia wydźwięk emocjonalny opowieści. Chwyta ulotność chwili i pokazuje, jak marzenia uginają się pod ciężarem rzeczywistości.
Silent Twins - film pełen sprzeczności
"Silent Twins" napędza punkowa wręcz energia. Anarchistyczne z ducha sceny pokroju spalenia sklepu wybrzmiewają na ekranie z pełną mocą, a sceny w szpitalu psychiatrycznym bolą ze zdwojoną siłą. Reżyserka udowadnia tym filmem swoją artystyczną dojrzałość, bo potrzeba nie lada dyscypliny, aby w taki sposób panować nad wszechobecnym chaosem.
"Silent Twins" jest filmem pełnym paradoksów. Zimnym i ciepłym jednocześnie. Tak arthouse'owym, jak gatunkowym. W równym stopniu ekstrawaganckim, co minimalistycznym. Hermetycznym i przystępnym zarazem. Właśnie dlatego - wybaczcie wyświechtaną kliszę - nie da się koło niego przejść obojętnie. A o to przecież w kinie chodzi.
"Silent Twins" obejrzycie w kinach.