Marzyłem o spotkaniu Spider-Mana i Venoma. Ale filmowe uniwersa Marvela i Sony pasują do siebie jak pięść do nosa
Coraz więcej wskazuje na to, że Marvel Cinematic Universe i sieć połączonych filmów wytwórni Sony zostaną w jakiś sposób scalone nadchodzącymi produkcjami. Kiedyś marzyłem o tym, by Spider-Man i Venom dostali prawdziwą szansę na filmową konfrontację. Dlaczego więc nie chcę, by Tom Hardy i Tom Holland spotkali się razem na ekranie?
Najbliższe miesiące na papierze zapowiadają się niezwykle ekscytująco dla fanów superbohaterskich produkcji. Do kin przed końcem roku wejdą aż cztery nowe filmy należące do MCU, Venom zmierzy się z Carnage'em w sequelu „Venoma” (o wspólnej historii obu bohaterów przeczytacie TUTAJ), a swoje tytuły szykuje też DC. Nieco bardziej uważne przyjrzenie się planom wspomnianych film pokazuje jednak, że ten piękny obrazek pełen jest rys i pęknięć.
Marvel poszedł w 4. fazie całkowicie w klonowanie swoich popularnych bohaterów, a w przypadku nowych postaci jak Shang-Chi czy Eternals musi walczyć z wyraźnym brakiem zainteresowania dużej części widzów. DC z kolei jest orężem w walce wytwórni Warner Bros. z HBO Max, dlatego kolejne tytuły powstają w olbrzymim organizacyjnym chaosie, na którego barkach trudno zbudować coś trwałego i estetycznie jednolitego. Z podobnym problem mogą się zresztą wkrótce mierzyć Sony i Marvel, którzy wydają się coraz bliżej połączenia swoich filmowych uniwersów.
Szef Sony Pictures twierdzi, że jest plan, by Spider-Man spotkał swoich kultowych przeciwników.
Rozmowa Sanforda Panitcha z portalem Variety budzi moją irytację (i spodziewam się, że z wieloma innymi fanami Marvela będzie podobnie), bo jest pozbawiona właściwie jakichkolwiek konkretów. Prezydent Sony Pictures podkreśla w niej, że nie traktują swojego uniwersum jako Spidey-verse, bo należąca do nich grupa przeszło 900 bohaterów jest mocna nawet bez Petera Parkera. I dlatego rzekomo nikt nie zatęskni za Człowiekiem-Pająkiem w trakcie oglądania „Venom 2: Carnage”.
W sumie dosyć szybko okazuje się zresztą, że to ze strony Panitcha trochę nadrabianie miną. Bo Sony i Marvel mają plan połączenia obu historii, do czego posłuży przede wszystkim film „Spider-Man: No Way Home”. Od jakiegoś czasu wiadomo, że wystąpią w nim postaci z wcześniejszych pajęczych serii Sony, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by jednocześnie dokooptować tam też tą najnowszą:
Poczekajcie na nowego „Venoma”. Nie tęsknisz wtedy za Spider-Manem. Choć będzie ekscytujące jak się w końcu spotkają, prawda? Jest na to plan. Myślę, że teraz staje się nieco jaśniejsze dla ludzi, w którą stronę zmierzamy. A gdy „Spider-Man: No Way Home” trafi do kin, to jeszcze więcej zostanie ujawnione
– podkreśla szef Sony Sanford Panitch.
Venom i Spider-Man spotkali się raz w przeszłości na dużym ekranie, co zakończyło się spektakularną klapą. Reżyser Sam Raimi nie chciał Eddiego Brocka w „Spider-Manie 3”, ponieważ nie był zainteresowany tą postacią. Wytwórnia widziała jednak popularność Venoma i wymusiła jego dołączenie do fabuły. Wszyło gorzej niż fatalnie. A przecież absolutnie nic nie wskazuje na to, by duet Tom Hardy i Tom Holland miał wypaść lepiej. Nie dlatego, że to są słabi aktorzy nienadający się do swoich ról.
Hardy ewidentnie dobrze bawi się w podwójnej roli Brocka/Venoma i wyciska z okropnie napisanych dialogów tak wiele, jak tylko się da. Z kolei Tom Holland jest jednym z ulubieńców fanów Marvel Cinematic Universe, choć po prawdzie to gra postać będącą połączeniem cech Petera Parkera i Milesa Moralesa. Ale obecne wersje Venoma i Spider-Mana funkcjonują jakby w innych światach. Ich filmy nie mogłyby być od siebie dalsze pod względem estetycznym, a i fabularnie trudno znaleźć jakieś punkty wspólne. Z jednej strony mamy nastolatka funkcjonującego w dalece posuniętej technologicznie rzeczywistości. Z drugiej będącego na dnie dziennikarza z brudnego San Francisco, który w najbliższym filmie będzie walczył z psychopatycznym mordercą obleczonym czerwoną masą CGI. Te wizje po prostu się nie łączą.
Morbius, Kraven i Venom mogliby powalczyć z Peterem Parkerem w ramach „Sinister Six”, ale ta perspektywa wydaje się bardzo oddalona.
Sony od lat kusi widzów wizją przeniesienia na duży ekran drużyny składającej się z wrogów Pajęczarza, ale do tej pory bez powodzenia. Dziennikarz Variety zapytał zresztą Panitcha o Sinister Six w kontekście niedawnej informacji, że Aaron Taylor-Johnson zagra tytułową rolę w filmie „Kraven”. Ale szef wytwórni nie był wstanie wskazać żadnych konkretów ponad: „Byłoby to cool, prawda?”. Albo mamy do czynienia z fantastyczną zasłoną dymną, albo na podobną opowieść przyjdzie nam poczekać jeszcze wiele lat. I nikt nie może dać gwarancji, że wtedy światy nowego Spider-Mana i jego przeciwników będą lepiej zintegrowane.
Można odnieść wrażenie, że Marvel i Sony chcą wszystko wyjaśnić istnieniem multiwersum. Potraktować to jako swoisty wytrych, za pomocą którego można zrobić wszystko, na co się ma ochotę. Bez żadnego poszanowania dla istniejących historii czy artystycznej wizji. Bo przecież spotkanie Człowieka-Pająka i Venoma będzie niezwykle dochodowym przedsięwzięciem, a dla wielkich hollywoodzkich studiów filmowych nie liczy się obecnie wiele więcej. Ale na takiej strategii łatwo się przejechać, bo sympatia widzów nie jest dana na zawsze. I wystarczy jedno poważne potknięcie, by ją stracić.
- Czytaj także: Chcecie dowiedzieć się więcej o Kravenie i jego relacji ze Spider-Manem? Sprawdźcie nasz artykuł o wydanym w kwietniu w Polsce kultowym komiksie „Ostatnie łowy Kravena”.