REKLAMA

Sprawdź, czy widziałeś wszystkie. Najlepsze filmy z lat 80.

Lata 80. to przede wszystkim czas ekspansji nowoczesnego kina rozrywkowego. To wtedy filmowcy nauczyli się marzyć i komunikować z młodym, żądnym przygód widzem. I takie też były ówczesne filmy. Nie tak wybitne pod względem artystycznym, jak w poprzednich dekadach, ale zabierające widownię do magicznych krain.

et film spielberg
REKLAMA
REKLAMA

Wściekły byk

wsciekly byk

Filmowa biografia Jake’a LaMotty (jedna z najlepszych ról Roberta De Niro). Był on jedną z kultowych postaci sceny sportowej, a dzięki filmowi Martina Scorsese dołączył do kultowych postaci kina. Jest on niczym siła natury, dzikie zwierze, tytułowy wściekły byk. Jego zachowania często wydają się pozbawione logiki, sensu, zdają się absurdalne, głupie, porywcze. Ale taki właśnie był Jake LaMotta. To stanowiło o jego wyjątkowym charakterze i charyzmie. To człowiek zdolny do wszystkiego, nieobliczalny, osiągający wszystko, czego zechce i to za wszelką cenę. Nie sposób go lubić. Ale nie da się być względem niego obojętnym. A to już zasługa roli De Niro oraz fenomenalnej reżyserii Scorsese, który dopracował do perfekcji niemalże każdy szczegół w każdym kadrze swego filmu. Wirtuozerskie i wbijające w fotel sceny walk na ringu należą do jednych z najlepszych w historii kina.

Powrót do przyszłości

powrot do przyszlosci

Jeśli miałbym wybrać film, który zdefiniował lata 80. oraz to, jak je dziś postrzegamy, to bez zawahania wskazałbym na "Powrót do przyszłości". To jeden z trzech filmów, które sprawiły, że pokochałem kino, jako ekspresję, która jest w stanie przenieść odbiorcę do kompletnie innego świata. Robert Zemeckis i Steven Spielberg (jako producent) dali światu jedną z najwspanialszych przygód, jakie widziało kino. Marzenia o podróżach w czasie towarzyszą nam nie od dziś. Twórcy filmu nie podeszli do nich na poważnie, ale z lekkością, finezją, fantazją i przymrużeniem oka stworzyli blockbustera idealnego. Precyzyjnie skonstruowanego, pełnego ciepła, humoru i brawurowej zabawy.

Ran

ran akira kurosawa

Ostatnie wielkie dokonanie Akiry Kurosawy. Oglądając "Ran" żałuję, że mistrz nie urodził się kilka dekad później, bo ciekawi mnie, jak dzisiaj wyglądałby jego filmy. "Ran", mający ponad 30 lat, jest zachwycająco piękny. Niewiele znam filmów, które by mnie tak oczarowały wizualnie i porwały do swego świata. Feeria barw, wspaniałe kostiumy, scenografia oraz przede wszystkim genialne wyczucie logistyczne sprawiły, że Kurosawa nawet z wielkich, pełnych rozmachu bitew potrafił wydobyć artystyczne obrazy, pełne brawury, symetrii oraz formalnej ekwilibrystyki.

Wszystko to było przemyślane do ostatniej sekundy. Kurosawa planował i przygotowywał "Ran" przez 10 lat (!). Same kostiumy do filmu szyto przez 2 lata. Tego typu produkcyjnego ogromu nie zastąpią nawet najlepsze efekty specjalne i to widać gołym okiem. Kto jeszcze nie widział, niech koniecznie nadrobi zaległość.

Amadeusz

amadeusz milos forman

Pisałem we wstępie, że lata 80. w kinie nie należały do najlepszych pod względem artystycznym. Oczywiście podtrzymuje to zdanie, jest jednak kilka wyjątków, które zdają się zaprzeczać tej tezie. Do takich należy arcydzieło Milosa Formana "Amadeusz". To przede wszystkim opowieść o psychologicznej bitwie wybitnego muzyka Antonio Salieriego oraz Wolfganga Amadeusza Mozarta. Pierwszy na swój talent pracował całe życie. Drugi został nim obdarzony przez los/Boga.

Relacja Mozart-Salieri zawsze przypominała mi duet Tom-Jerry, w którym to pozornie niewinna mysz tak naprawdę była czarnym charakterem, a bogu ducha winny kot Tom chciał mieć święty spokój. Podobnie Salieri, chciał być uznany za geniusza – pracował na to całe życie, które przez to pełne było wyrzeczeń. Ale los postawił mu na drodze Mozarta, który geniuszem się po prostu urodził, a w dodatku był chamem, hulaką, bawidamkiem i na dobrą sprawę nie zasłużył sobie na swoją pozycję.

Aktorsko Amadeusz to prawdziwa uczta. F. Murray Abraham jako Salieri oraz Tom Hulce jako Amadeusz tworzą tu naprawdę popisowe kreacje. Dołóżmy do tego wspaniałe kostiumy, fenomenalne sekwencje koncertów granych przez Mozarta i wybitną reżyserię, a dostaniemy jeden z najlepszych filmów w historii kina.

Rób co należy

rob co nalezy film

Choć czasy świetności Spike’a Lee dawno już minęły, to należy pamiętać, że jego początki były znakomite. "Rób co należy" to jego szczytowe osiągnięcie i jeden z najlepszych filmów, jakie widziałem. Lee był w latach 80. jednym z nielicznych autorów w kinie amerykańskim, który miał swój własny język filmowy. Pełen kolorów, oparty na kapitalnym, teledyskowym montażu, nietypowych ujęciach, wirtuozersko nakręconych sekwencjach, zanurzony w poetyce i slangu afroamerykańskich wielkomiejskich gett. Całość oplata hip-hopowy soundtrack, który odegrał niemałą rolę w promocji tej muzyki i jej drodze do mainstreamu.

Ale "Rób co należy" to nie tylko brawurowa zabawa z formą i stylistyczna popisówka – to także ważny i dający do myślenia głos krytyki pod adresem społeczności afroamerykańskiej, którą toczy rasizm i uprzedzenia, niewiele gorsze niż w przypadku białych Amerykanów. Lee jest tu absolutnie bezkompromisowy. Pokazuje rzeczy niewygodne, uderza pięścią w stół, pobudza do dyskusji, prowokuje. Ale nie robi tego w krzykliwy sposób.

Lśnienie

lsnienie film

Stanley Kubrick nie ma zbyt wielu filmów w swoim artystycznym CV, ale za to może się poszczycić arcydziełami niemalże w każdym gatunku. Po czarnej komedii, kinie wojennym, groteskowej symfonii na cześć przemocy, mistrzowskim science-fiction, kryminałach i filmie kostiumowym przyszła kolej na horror. I po raz kolejny przyszło nam oglądać obraz bliski perfekcji.

Do dziś nie wiem, dlaczego Stephen King, autor literackiego pierwowzoru "Lśnienia", nie lubi tego filmu. Sama tylko warstwa wizualna to objaw geniuszu Kubricka. Sekwencja, w której kamera podąża za małym Dannym jadącym na rowerku, scena z bliźniaczkami czy potop krwi zostają w głowie widza na zawsze. Nie bez powodu przeszły do historii kina. Podobnie jak iście szaleńcza rola Jacka Nicholsona. Mało która w jego karierze tak do niego pasowała i wykorzystywała w pełni jego mimikę i fizjonomię.

Sok z żuka

sok z zuka

Lata 80. wydały rekordową liczbę kultowych postaci, ale żadna nie zafascynowała mnie tak, jak Beetlejuice. Brawurowo grany przez Michaela Keatona w szczytowej fazie jego kariery. To bodaj pierwszy antybohater, jakiego poznałem. Tyleż samo groźny i niepokojący, co zabawny, groteskowy i makabryczny. Tak samo zresztą jak sam film. "Sok z żuka" to jedno z pierwszych dzieł Tima Burtona, które przyczyniło się do odrodzenia kina autorskiego na przełomie lat 80. i 90. Tego typu ekstrawagancja i szalone pomysły kostiumowe i scenograficzne znane były wcześniej tylko miłośnikom awangardowego, artystycznego kina niszowego. Burton wprowadził tę wolność wyobraźni, mroczne, gotyckie motywy na hollywoodzkie salony. Przy okazji opowiadając świetnie napisaną historię o miłości, dojrzewaniu, życiu i śmierci.

Grobowiec świetlików

grobowiec swietlikow anime

Prawdopodobnie najsmutniejszy film, jaki w życiu widziałem. I do tego jeden z najbardziej poruszających anty-wojennych portretów w historii kina. Losy dwojga rodzeństwa, nastoletniego Seity i jego małej siostrzyczki Setsuke, którym przyszło żyć w momencie horroru II wojny światowej. Obserwujemy więc ich proste życie, którego tłem jest koszmar i czyhająca tuż za plecami śmierć. Ale Seito robi wszystko, co może, by uchronić siostrę przed tymi potwornościami i sprawić, by mogła cieszyć się dzieciństwem.

Animowana forma tylko pomogła w realizacji artystycznej wizji twórców, nadając tej tragicznej opowieści bardziej poetyckiego i pozbawionego dosłowności wymiaru. W efekcie powstało filmowe requiem na cześć ofiar wojny, które można uznać za arcydzieło, nie tylko animacji, ale filmu w ogóle.

Indiana Jones: Poszukiwacze zaginionej arki

indiana jones 1981

Steven Spielberg ma na swoim koncie kilka filmów, które stanowiły punkt zwrotny w rozwoju kina popularnego. Pierwsza odsłona serii Indiana Jones z pewnością się do nich zalicza. Choć tak naprawdę Spielberg wcale nie stworzył niczego nowego - przeniósł jedynie motyw przygody i poszukiwaczy artefaktów z porannego pasma weekendowego z amerykańskiej telewizji z lat 50. i przełożył na język nowoczesnego kina.

A jako że Spielberg nie tylko jest mistrzem w opowiadaniu obrazem, ale też jak żaden inny reżyser rozumie i wie, jakie są oczekiwania widowni, to "Poszukiwacze zaginionej arki" z miejsca trafiły do podręczników rozrywki. To przykład filmu, w którym wszystko zagrało. Scenariusz jest pełen wartkiej akcji, humoru i ciekawych pomysłów. Wspaniała reżyseria. Niezapomniany motyw muzyczny Johna Williamsa. No i tytułowy bohater, grany przez największego szczęściarza Hollywood, czyli Harrisona Forda.

Moja lewa stopa

moja lewa stopa

Jeden z najpiękniejszych, choć smutnych, filmów, jakie widziałem. Poruszająca biografia Christy’ego Browna, który urodził się z porażeniem mózgowym, w skutek którego był w stanie poruszać tylko lewą stopą, dosłownie miażdży emocjonalnie. Reżyser Jim Sheridan wcale nie potrzebował nadmiaru środków, nie epatował melodramatyzmem ani innymi tanimi chwytami – wystarczył mu prosty scenariusz oraz Daniel Day-Lewis w roli głównej. Wówczas jeszcze względnie nieznany (to jeden z jego pierwszych filmów). Po premierze natomiast z miejsca znalazł się w gronie największych artystów swego fachu.

Poziom jego zaangażowania w rolę pod samym tylko względem fizycznym robi potężne wrażenie. Day Lewis nauczył się sam funkcjonować poruszając tylko lewą stopą. Nawet swój sposób mówienia dostosował do tego w jaki sposób paraliż mógł na niego wpłynąć. To bez wątpienia jedna z najlepszych kreacji aktorskich w historii kina. W dodatku podkreślająca siłę marzeń oraz potęgę ludzkiego ducha, który nawet mimo ograniczeń jest w stanie spełniać swoje marzenia i przezwyciężyć przeciwności losu.

E.T.

et film spielberg

Wprawdzie "E.T." nie należy do mojego Top 5 filmów Stevena Spielberga, ale nie sposób zaprzeczyć jego wielkości. To piękna i formalnie spełniona opowieść o dojrzewaniu i przyjaźni. Spielberg zawarł tu wszystkie cechy swojej twórczości w idealnych proporcjach. Mamy więc elementy fantastyczne, małe miasteczko i tamtejsze dzieciaki oraz ich świat zabaw, lęków i marzeń.

REKLAMA

Reżyser "E.T." pokazał też bardziej ludzkie oblicze kosmity. W jego wersji nie zagraża on Ziemi - to bezbronne, delikatne stworzenie, które tęskni za swoim domem. "E.T." wzrusza i wychowuje kolejne już pokolenie widzów, dając nam wspaniałą lekcję tolerancji, afirmacji inności.

Co ważne, w "E.T". motyw kosmity stanowi barwne tło dla kameralnego dramatu. W jego centrum mamy chłopca, któremu przyszło doświadczyć rozwodu rodziców. Jego przyjaźń z E.T można więc traktować jako metaforę radzenia sobie z kryzysem w rodzinie. I jest to jedna z najpiękniejszych metafor wszech czasów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA