REKLAMA

Stephen King wybrał najstraszniejszą scenę w historii horroru

To, że Stephen King jest nazywany Królem Horroru (zasłużenie - w końcu karmi nimi swoich czytelników od pięćdziesięciu lat), nie oznacza, że sam jest całkowicie odporny na grozę w kinie, telewizji czy prozie. Pisarz chętnie dzieli się filmowym poleceniami i wskazuje ulubione straszaki, które wywarły na nim największe wrażenie. Teraz postanowił wybrać najstraszniejszą scenę w historii gatunku - co ciekawe, za jej nakręcenie odpowiada inny legendarny mistrz grozy.

stephen king najstraszniejsza scena w historii horror filmy george a romero
REKLAMA

Początki karier dwóch legend horroru, które zmieniły oblicze gatunku, dzieli zaledwie kilka lat. Stephen King od 1974 r. począwszy stworzył absurdalnie pokaźną liczbę powieści i opowiadań grozy, z których większość doczekała się również filmowych czy serialowych adaptacji. Z kolei George A. Romero to reżyser, który sześć lat przed debiutem Kinga („Carrie”) nakręcił dzieło przełomowe, które wpłynęło na bieg historii kina. Mowa, rzecz jasna, o „Nocy żywych trupów”. Obraz, który przerażał, ale miał też coś do powiedzenia na temat podziałów rasowych czy niepokojów epoki wietnamskiej.

Ścieżki obu ikon przecinały się kilkakrotnie - w 1982 r. panowie nakręcili „Opowieści z dreszczykiem”, a w 1993 r. „Mroczną połowę”. Nic dziwnego, że King cenił sobie współpracę z Romero - to właśnie ten reżyser zrealizował scenę, która jest dla Kinga najstraszniejszą w gatunku. 

REKLAMA

Stephen King: najstraszniejsza scena w historii horroru

King nigdy nie ukrywał, że zazwyczaj najbardziej przerażały go dzieła niskobudżetowe: „Halloween”, „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Noc żywych typów”, „Blair Witch Project” czy „Carnival of Souls”. Podtrzymywał nawet - zwłaszcza przed 2010 r., kiedy to horror był w beznadziejnej kondycji, a nowa fala jakościowych straszaków jeszcze nie nadciągnęła - że niskobudżetowe horrory są lepsze, bo zapewniają surowe i realistyczne wrażenia. „Horror to przeżycie intymne, coś, co wydarza się głównie w nas samych” - podkreślał.

Noc żywych trupów

I tak na przykład w filmach Romero, opartych na praktycznych efektach, pozbawionych gwiazd, całość może wydawać się bardziej przekonująca. Większość obsady w „Nocy żywych trupów" to ludzie, którzy pełnili inne funkcje przy filmie lub mieszkali w okolicy. Nie widzimy tam znanych aktorów, którzy przypominają nam, że oglądamy sztukę Hollywood; że widzimy jednie wykonawcę, nie zaś prawdziwą postać. Oglądając kogoś nieznanego, możemy głębiej zanurzyć się w tej postaci, łatwiej zaakceptować ją jako prawdziwą. Dodajmy do tego czerń i biel, która w tym przypadku potęguje poczucie mrocznego upadku, beznadziei - i mamy esencję tego, o co Kingowi chodzi.

Dlatego też to właśnie jeden z momentów z „Nocy żywych trupów” jest najstraszniejszą sekwencją, jaką King kiedykolwiek widział. Jest to początek filmu, kiedy rodzeństwo Barbara (Judith O’Dea) i Johnny (Russell Streiner) udają się na cmentarz, by odwiedzić tam grób matki. Barbara jest przerażona tym miejscem i nie chce tam przebywać, a brat wciąż jej dokucza, w końcu rzucając słynne „Idą po ciebie, Barbaro!”. Tymczasem na dalszym planie do bohaterów stopniowo zbliża się starszy mężczyzna w garniturze. „Spójrz, to jeden z nich!” - szydzi Johnny. Gdy Barbara przechodzi obok mężczyzny, ten atakuje.

„Ghul”, jak go nazywają w filmie, zabija Johnny’ego, a Barbara ucieka. Dociera do samochodu, wsiada, zamyka się, ale nie może odpalić auta - klucze znajdują się w kieszeni brata. Brakuje jej zatem tylko jednego drobiazgu, który umożliwiłby ucieczkę - jednak bez niego samochód staje się trumną na kółkach. Ten zombie nie jest ociężałym idiotą - podnosi kamień, rozbija szybę. Zdesperowana bohaterka luzuje hamulec; samochód zjeżdża ze wzgórza i uderza w drzewo. Stamtąd próbuje umknąć do starego wiejskiego domu, który widzi w oddali.

Czytaj więcej o Kingu w Spider's Web:

REKLAMA

King stwierdził, że ta scena „zredukowała go do galarety”. Swego czasu napisał: „Horror to nieznana aktorka, być może dziewczyna z sąsiedztwa, kuląca się w domku z nożem w dłoniach, o którym wiemy, że nigdy nie będzie mogła go użyć”. Taka właśnie jest Barbara - to nie final girl, która dożyje końca i umknie zabójcy, być może przy okazji go zabijając. „Noc żywych trupów” nie przynosi wytchnienia - Barbara nie jest zdolna stanąć do walki, dlatego też w końcu zginie zagryziona przez własnego brata. Scena w samochodzie nie jest inicjacyjnym, hartującym momentem, a początkiem końca - bohaterka była martwa już wtedy. Dla Kinga jest to kluczowe w całej tej grozie. 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA