REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale /
  3. VOD
  4. Netflix

Nowy, świetny serial Netfliksa to dowód na to, że w temacie supermocy jeszcze nie powiedziano wszystkiego

Rapman - brytyjski, bardzo wszechstronny artysta (raper, producent muzyczny, scenarzysta i reżyser) - stworzył dla Netfliksa nowy serial, który okazał się jedną z najciekawszych produkcji serwisu w ostatnim czasie. „Supacell” to rzecz powiew świeżości w nadmiernie eksploatowanej konwencji.

28.06.2024
10:46
supacell-netflix-serial-sezon-recenzja-opinie-rapman
REKLAMA

Pisząc, że Rapman stworzył „Supacell”, mam na myśli pełne znaczenie tego słowa - jest bowiem autorem pomysłu, showrunnerem, scenarzystą i głównym reżyserem tego projektu. Znany z trafnych społecznych komentarzy (i wysokiej społecznej świadomości) oraz bardzo żywego stylu opowiadania historii za pomocą rapu, twórca udowodnił (nie po raz pierwszy zresztą - odsyłam do znakomitych „Barw gangu”), że ze storytellingiem ekranowym radzi sobie równie dobrze, co z tym muzycznym. Tym razem 35-letni Brytyjczyk postanowił opowiedzieć historię piątki przeciętnych czarnych Londyńczyków z różnych środowisk, którzy pewnego dnia odkrywają, że posiadają supermoce. Choć poza tym niecodziennym faktem naszych bohaterów nie łączy ze sobą niemal nic, jeden z nich, Michael, postanawia stworzyć z nich drużynę - mając nadzieję, że pomogą mu ocalić miłość życia przed śmiercią. Być może ten zarys nie brzmi zbyt unikalnie - zaręczam jednak, że charakter całości właśnie taki jest.

REKLAMA

Supacell - recenzja serialu Netfliksa

Choć „Supacell” zawiera sporą dawkę elementów fantastycznych czy science fiction, to nie supermoce stanowią rdzeń tej historii. Rapman porusza tu szereg kwestii, które wywierają mniejszy lub większy wpływ na czarne (choć nie tylko) środowiska - w tym kwestię systemowych nierówności, ulicznej przemocy, technologii i skrajnej inwigilacji, uprzedzeń, a nawet handlu ludźmi czy rozsypu kolektywności tych społeczności.

Jak wspomniałem, żadna z głównych postaci nie jest ze sobą powiązana w jakiś oczywisty sposób, jednak Rapman skrupulatnie ilustruje to, jak krążą wokół siebie. Ich drogi przecinają się w różnych okolicznościach i miejscach południowego Londynu. Każda z nich aktywuje swe moce pod wpływem intensywnego, niepokojącego czy stresującego wydarzenia. I o ile są to moce dość konwencjonalne, jeśli chodzi o standardy superhero, to nie ich rodzaj jest tu kluczowy - a raczej to, w jaki sposób nasi bohaterowie wykorzystują swoje nowe umiejętności (bardzo szanuję kreatywność w obrazowaniu tego, jak bohaterowie reagują na nieoczekiwany zastrzyk pewnego rodzaju władzy, siły). Gdzieś pomiędzy przerażeniem a chęcią używania mocy dla osobistych korzyści staje wspomniany Michael, który - po nieumyślnej teleportacji w przyszłość - dowiaduje się, że musi połączyć siły z pozostałą czwórką, jeśli chce powstrzymać tragedię, która zrujnuje jego świat (ten metaforyczny).

Supacell

Nie twierdzę, że serial nie korzysta ze znanych tropów i przewidywalnych zagrań; niektóre podejmowane przezeń tematy czy wątki wydają się wymęczone przez gatunek. Znajdziemy tu też co nieco większych lub mniejszych scenopisarskich niedorzeczności (Michaela i Dionne w żadnym wypadku nie powinno być stać na tak luksusowe auto, biorąc pod uwagę to, czym zajmują się na co dzień - itp.), a efekty specjalne, cóż, swą sztucznością momentami wybijają widza ze stanu zaabsorbowania.

A jednak „Supacell” nie brakuje oryginalności - już sama eksploracja tego, co dla środowisk czarnoskórych osób oznacza zdobycie supermocy, jest wyjątkowo unikalna. Każda z postaci musi w związku z tym stawić czoła odmiennej problematyce, bo przecież każda z nich borykała się z przeciwnościami innego rodzaju - ucieczka od kryminalnej przeszłości, walka o utrzymanie zatrudnienia, molestowanie seksualne, uprzedzenia, kultura gangów, codzienna uliczna przemoc. To kolejne utrudnienie dla Michaela - choć desperacko stara się porozumieć z pozostałymi, wszyscy oni są bardzo, bardzo skupieni na sobie. Niekoniecznie wynika to z jakiegoś egoizmu, a raczej z życiowej sytuacji i zawirowań. Członkowie tej grupy przyjmowali i przyjmują potężne ciosy od codzienności, a przecież chcieliby po prostu wieść jak najlepsze życia, co nie jest im dane. 

Ostatecznie serial najchętniej pochyla się na wspomnianym wcześniej rozsypie kolektywności - nad falą indywidualizmu w środowisku, które wcześniej lepiej prosperowało dzięki zjednoczeniu. Co ciekawe, sporo mówi także o naszej zależności od technologii - i cenie, jaką musimy za nią zapłacić. Wszystko to jest napisane i badane w sposób świadomy, dojrzały, ale i pełen obaw. 

Czytaj więcej o nowościach w streamingu:

REKLAMA

Na szczęście równowaga zostaje w pewnym sensie zachowana przez kilka komponentów, które rozgrzewają serce i pozwalają zachować nadzieję. Najpiękniejszym z nich jest niewątpliwie relacja Michaela i Dionne, która wysuwa się na pierwszy plan. To typ związku, który nieczęsto widuje się współcześnie na ekranie - pełen prawdziwej zażyłości, głębokich i szczerych uczuć, czułości. Ta para budowała wspólne życie od czasów nastoletnich - widzimy, że tak właśnie musiało być, wierzymy w to, choć, biorąc pod uwagę filmowo-serialowe standardy, taki związek mógłby wydawać się widzom naciągnięty. Nic z tych rzeczy. To piękny portret, ale nie jest odklejony od rzeczywistości - śledzimy tu bowiem zarówno wzloty, jak i upadki tego duetu. A Rapman przypomina, że nie każda z najszczerszych chęci musi przekładać się na dobro dla drugiej osoby. 

„Supacell” to w gruncie rzeczy kilka mniejszych opowieści (każda z nich to walka ze złożonymi bolączkami tamtejszej codzienności) odzianych w superbohaterską szatę. To serial znakomicie wyreżyserowany, świetnie zagrany, umiejętnie podsycający rosnące napięcie. Mimo tego, że posiada wiele punktów stycznych z innymi serialami w tym gatunku (oraz z niektórymi postaciami), wciąż pozostaje czymś odrębnym. Okej, nie osiąga może tej głębi i rozległości portretu czarnych brytyjskich środowisk, którą proponuje znakomity „Top Boy” (również dostępny na Netfliksie), ale odstaje od niego tylko nieznacznie - pamiętajmy, że to debiutancki sezon. Żadne typowe superbohaterskie origin story - w tym serialu priorytetem jest wykorzystanie nowych zdolności, by wyrównać szanse z innymi, którzy nie muszą z trudem wiązać końca z końcem. Świetne.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA