Trzeci sezon "The Boys" na pierwszy rzut oka wyglądał, jak przełom. Niezłe efekty, poważniejszy ton i te wszystkie sceny, o których mówiło pół internetu. Niestety finał pokazał, że twórcy mają odwagę pokazać krew, flaki i najróżniejsze obrzydliwości, ale brakuje im jej, gdy trzeba popracować nad swoimi bohaterami.
Dołącz do Amazon Prime z tego linku, skorzystaj z promocji (30 dni za darmo) i kupuj taniej podczas pierwszego Amazon Prime Day w Polsce.
Za nami finał 3. sezonu "The Boys" i… co to była za seria. Nie było chyba jeszcze odcinków tak intensywnych, pokręconych i obleśnych zarazem. Jednocześnie produkcja o zdeprawowanych bohaterach właśnie dotarła do punktu, w którym nie mogłaby mnie mniej obchodzić i bardzo mi z tego powodu przykro.
Odnoszę wrażenie, że "The Boys" w tym roku znacząco powiększyło sobie grono fanów w Polsce. Choć powodem jest po części promocja na streamingową ofertę Amazona, to sądzę, że to tylko część prawdy. Tegoroczny sezon bowiem zrobił chyba wszystko, żeby serial nie schodził z ust fanów. Już otwierające sceny pierwszego odcinka (te z pomniejszającym się facetem, kto widział, ten wie) jasno dały do zrozumienia, że nowy sezon pojedzie po bandzie. W trakcie odcinka "Herogasm" już zupełnie serio zacząłem zastanawiać się, czy aby na pewno na to się pisałem włączając serial Amazona.
"The Boys" jedzie po bandzie.
Nie będę jednak udawał – bawiłem się świetnie. Krzyczałem, zamykałem oczy i wołałem z obrzydzeniem sąsiadów, aby im też pokazać, co tu się właśnie odpierdzieliło. "Chłopaki" w tej serii pojechali po bandzie również fabularnie. Tymczasowy związek "V" sprawił, że nareszcie wyrównały się szanse między ekipą Rzeźnika a Homelanderem i innymi supkami. Było bardzo krwawo, efektownie i przy okazji satysfakcjonująco. Super było zobaczyć, że szanse naprawdę się wyrównały i żaden typ obdarzony mocami już im nie podskoczy.
Jednego w najnowszym sezonie "The Boys" zabrakło – emocji.
Kiedy zobaczyłem napisy końcowe ostatniego odcinka, byłem szalenie rozczarowany. Okazało się bowiem, że następny sezon będzie prawdopodobnie taki sam, jak ten poprzedni. Jasne – może z tą różnicą, że Homelander wygrał z Rzeźnikiem potyczkę o serce swojego syna, zmieniło się z lekka kierownictwo w Vought International. A poza tym? Właściwie wszystko zostało po staremu.
Linia konfliktu jest dokładnie taka sama jak była, bohaterowie grają zasadniczo w podobnych drużynach, ktoś odszedł, ktoś przyszedł. Zmieniło się trochę rozstawienie pionków na planszy, ale poza tym nie wydarzyło się nic, co mogłoby zmienić dynamikę serii. Choć showrunner serii, Eric Kripke, zalewa ekran flakami, krwią i innymi płynami ustrojowymi, jakoś nie może poradzić sobie z zabiciem albo przynajmniej poważnym okaleczeniem żadnej z głównych postaci. Prowadzi to do sytuacji, w której twórcy cały czas podnoszą stawkę, sugerują wielkie zagrożenie, a na koniec umiera pionek, który pojawił się w tej serii, tylko po to, aby właśnie zginąć na końcu. Jak mam uwierzyć, że któraś ze stron zbliża się do zwycięstwa, skoro ten serial cały czas chce opowiadać o dokładnie tym samym.
Jak na gości, którzy potrafili rozerwać faceta od pasa w dół w trakcie najdziwniejszej sceny erotycznej w historii seriali, to dość zachowawcze podejście. Mam wrażenie, że to widzowie wychodzą bardziej poobijani
Jestem w stanie zrozumieć, że Homelander, Rzeźnik i Hughie musza być chronieni plot armorem, czyli fabularnym pancerzem.
Jednak bez istotnych zmian, odważniejszych zagrań fabularnych serial będzie kręcił się w kółko. Przyznam szczerze, że nie jestem specjalnie podekscytowany kolejnym sezonem, bo zobaczę dokładnie ten sam schemat fabularny, rozpisany na dokładnie te same emocje.
Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.