W nowym "The Crown" serce kradnie nie Diana, a drugoplanowy bohater. Sprawdzamy 6. sezon serialu
Na Netflix wleciała pierwsza część 6. i ostatniego sezonu "The Crown", która skupia się przede wszystkim na księżnej Dianie oraz późniejszych, tragicznych wydarzeniach. Choć serialowi nie grozi spadek oglądalności, historia księżnej przewałkowana po raz enty nie wnosi do serialu żadnej świeżości; nie ma w niej nic, czego byśmy już nie wiedzieli. Ciekawie z kolei ogląda się bohaterów, a w zasadzie jednego bohatera, niezwiązanego bezpośrednio z rodziną królewską, który tak bardzo dążył do tego, aby jego rodzina splotła się z royalsami.
"The Crown" to serial, który na przestrzeni lat zgromadził mnóstwo fanów. Oglądanie losów rodziny królewskiej w wersji fabularyzowanej miało również i przeciwników, lecz twórcy za każdym razem podkreślali, żeby nie traktować produkcji Netfliksa jak dokumentu. Zainteresowanie serialem o perypetiach rodziny królewskiej było tak ogromne, że scenarzysta serialu Peter Morgan tworzył kolejne sezony, docierając w końcu do lat 90. i tragicznych wydarzeń związanych z księżną Dianą. Wyczekiwana, pierwsza część hitu Netfliksa 16 listopada trafiła na platformę.
Więcej o The Crown przeczytasz w naszym serwisie:
"The Crown", sezon 6.: opinia. Jak wypadły odcinki pierwszej części?
Śmiało można napisać, że cztery pierwsze odcinki skupiają się przede wszystkim na księżnej Dianie: budowaniem jej relacji z Dodim Al-Fayedem, walką z paparazzi, byciem matką dla Williama i Harry'ego, ale też osobą, którą obchodzą losy świata. Diana jednego dnia potrafi być na wakacjach na Lazurowym Wybrzeżu z dziećmi i przyjacielem, a następnego dnia ruszyć do Bośni i Hercegowiny, by przejść przez pole minowe, wesprzeć i powiedzieć dobre słowo mieszkańcom.
Twórcy serialu pokazali też, jak po rozstaniu z księciem Karolem byłe małżeństwo dogaduje się ze sobą. Wątek związku księżnej z Dodim Al-fayedem również może rozpalić fanów, gdyż w serialu ich relacja wcale nie została pokazana tak niewinnie, lecz patrząc na to, jak rozwija się na ekranie, można napisać jedno: wielkiej miłości i dzieci z tego związku raczej nie będzie.
Widzowie niby wiedzą, że pierwsza część skupi się na królowej ludzkich serc i jej wypadku, ale trzeba przyznać, że przewałkowana historia, którą część z nas zna (bo w końcu wydarzenia lat 90. nie są przecież tak odległe), powtarzana po raz kolejny raczej nie wniesie nic nowego do serialu. Śmierć Diany, choć sam moment wypadku nie został pokazany, żałoba jej bliskich, pogrzeb i płacz całego świata - o tym wydarzeniu mówiło się przez lata. Dlatego ostatni, 4. odcinek prezentuje się łzawo, ale przez jeden zabieg scenarzystów również i kiczowato.
Nawet gdy Diany już nie ma, to i tak pojawia się jako duch, który siedzi obok najbliższych: byłego męża i królowej Elżbiety, prowadząc z nimi trochę pompatyczne rozmowy. Oczywiście w całej tej nieco telenowelowej części, współczujemy mocno Dianie. Zastanawiam się, jak mogła być taka spokojna, gdy paparazzi zatruwali jej życie. Księżna ani razu nie krzyknęła, a zamiast agresji postawiła na spokojnie, aczkolwiek konkretne rozmowy z fotoreporterami. Niestety, nawet gdy angażowała się mocno w charytatywne sprawy, fotoreporterów interesowało jedno: jej życie prywatne i związek z Dodim. Scen z fotoreporterami jest sporo w serialu i rozumiem, gdy Elizabeth Debicki (swoją drogą po raz kolejny świetna jako Diana), w jednym z wywiadów porównywała ujęcia z paparazzi do kaskaderskiego wyczynu. Samo oglądanie biegających non stop za Dianą reporterów jest męczące. Nie wyobrażam sobie, co musiała przeżywać księżna naprawdę, gdy paparazzi nie dawali jej, nawet na moment odsapnąć.
Świetnie wypadają bohaterowie drugiego planu. Salim Daw jako Mohamed Al-Fayed do bólu autentyczny
Pierwsze odcinki nowego sezonu w znacznie mniejszym stopniu skupiają się na pozostałych członkach royal family. Elżbieta II grana przez Imeldę Staunton wciąż jest chłodna i zacięta, nawet, gdy umiera Diana, książę Karol (Dominic West) wyjątkowo łagodny i wyrozumiały, z kolei dorastający synowie Karola i Diany: Harry i William nieco zagubieni. Natomiast im dalej od rodziny królewskiej, tym jest ciekawiej, przede wszystkim, jeśli chodzi o bohaterów.
W drugim odcinku widzowie dostają krótkie sylwetki dwóch fotografów, maczających palce w życiu rodziny królewskiej. Jednym z nich jest Mario Brenna (Enzo Cilenti), który zgrabnie podkręca tempo i daje świeżości pierwszej części "The Crown". To właśnie ten włoski paparazzo zrobił zdjęcia całujących się Diany i Dodiego, zarabiając przy tym miliony. Ciekawym wątkiem jest już troszkę wcześniej nakreślona relacja ojca i syna Al-Fayedów: Dodiego (Khalid Abdalla) i Mohameda (Salim Daw). Relacja ojca i syna jest toksyczna. Mohamed kontroluje każdy aspekt życia swojego syna, każe mu poślubić Dianę, aby wedrzeć się mocniej do życia monarchii, jest przy tym bardzo stanowczy, może nawet i okrutny. Wiedząc, że Dodi ma narzeczoną, nie cofnie się przed niczym, aby połączyć syna z Dianą. Dodi z kolei nie umie postawić się ojcu i robi wszystko, co ten mu każe, po to, by mu dorównać i zasłużyć na jego szacunek.
Salim Daw w roli Mohameda jest fantastyczny, prezentując widzom różne twarze egipskiego miliardera. Potrafi być okropny dla swojego syna, chce za wszelką cenę wkupić się w łaski rodziny królewskiej, lecz gdy umiera Dodi, widzimy go kompletnie bezbronnego z rozdartym sercem. W tej roli Daw jest do bólu autentyczny i ja najbardziej mu wierzę. Sam Mohamed niestety nie ma już możliwości wypowiedzieć się, co sądzi o swoim bohaterze, gdyż egipski przedsiębiorca i miliarder zmarł 30 sierpnia 2023 roku w Londynie.
Przed nami jeszcze druga część "The Crown", która trafi na platformę 14 grudnia. Zobaczymy w niej m.in. ślub Kamili i Karola oraz początki znajomości Williama i Kate Middleton. Mam nadzieję, że będzie lepsza. Bo póki co dostaliśmy nostalgiczny obrazek lat 90. z muzyką i filmami z tamtych czasów w tle, lecz przewałkowany wiele razy w rozmaitych artykułach prasowych czy dokumentach. Jako że "The Crown" oparte jest na prawdziwych wydarzeniach, możemy jedynie domyślać się, jak wyglądały relacje poszczególnych bohaterów. Co by nie pisać, "The Crown" wciąż trzyma poziom jeśli chodzi o aktorstwo, kostiumy, plenery czy muzykę. Elizabeth Debicki jest wspaniała jako Diana, nosi świetne stylówki i rewelacyjnie wygląda na ekranie, lecz jej historia jest taka, jaką znamy z mediów. Nie dowiadujemy się o niej niczego nowego.