Apple udostępnił już nowy odcinek jednego ze swoich najlepszych seriali. „The Morning Show”, bo o nim mowa, zdążył się już na samym początku swojej 2. serii zarazić koronawirusem, ale nie widać jeszcze objawów.
Na start swojego VOD firma z Cupertino przygotowała kilka seriali z naprawdę wysokiej półki, a nie licząc wpadek pokroju „See”, trzymają one świetny poziom. Od ich premiery minęło zresztą sporo czasu i zaczęły już wracać z kolejnymi sezonami, a teraz przyszła kolej na „The Morning Show”, czyli serial opowiadający o kulisach pracy telewizji śniadaniowej w fikcyjnej nowojorskiej stacji.
W pierwszym sezonie Apple skupił się na tematyce #MeToo i zrobił to cholernie dobrze. Zamiast tłuc widza po głowie wyświechtanymi frazesami, twórcy zastosowali się do zasady „nie mów, tylko pokazuj” i pokazali bardzo bolesne sytuacje z wielu różnych perspektyw. Udało się im nie popaść ani w banał, ani nadmierne moralizatorstwo oraz… wyczerpać ten wątek. Serial się jednak nie skończył.
„The Morning Show” i nowe status quo
W pierwszym udostępnionym odcinku 2. sezonu jesteśmy świadkami wydarzeń, które rozgrywały się wiele miesięcy po samobójstwie Hannah. Alex Levy, czyli jedna z głównych bohaterek grana przez Jennifer Aniston zamknęła się na odludziu i kończy właśnie pisać swoją książkę, a Reese Witherspoon jako Bradley Jackson, czyli druga z pierwszoplanowych postaci, zajęła de facto jej miejsce.
Obie kobiety wydają się co prawda zadowolone z miejsca, w którym się znalazły, ale w chwili, gdy je ponownie spotykamy, coś zaczyna iść nie tak — i to na obu frontach. Przed pierwszą z kobiet roztacza się wizja ewentualnego powrotu na antenę, ale za to drugiej zaczyna niespodziewanie się osuwać grunt spod nóg.
Tak naprawdę najnowszy epizod „The Morning Show” jest takim pomostem pomiędzy dwoma sezonami.
Aż szkoda, że Apple nie zdecydował się zrobić z tego epizodu odcinka specjalnego — tak samo jak w przypadku dwóch epizodów „Mythic Quest” wydanych odpowiednio na samym początku pandemii i po roku od jej wybuchu. Nie liczcie też bynajmniej na to, że Alex i Bradley spotkają się za biurkiem serialowej śniadaniówki już w pierwszym z nowych odcinków — to nas czeka najwcześniej za tydzień.
Fabularnie dotarliśmy ledwie do końcówki 2019 roku. Na ulicy słychać jakby więcej pokasłujących ludzi niż zwykle, a w potencjalnych newsach zaczyna się przewijać wątek Chin i my już wiemy, że świat w „The Morning Show” jest już na skraju pandemii. Serial jest niczym osoba chora na koronawirusa w trakcie procesu inkubacji i jeszcze nie wiadomo, jak trudno będzie przechodzić samą chorobę.
Na ten moment nie sposób jednak ocenić, czy „The Morning Show” dźwignie temat pandemii po aż półtora roku od jej wybuchu.
Twórcy zdecydowali się na dość powolne rozstawianie pionków na planszy, a do gry wróciła większość bohaterów z pierwszego sezonu, razem z obsadą — od pociesznego pana pogodynki, czyli Yanko Floresa (Nestor Carbonell) aż po zawadiackiego biznesmena Cory’ego Ellisona (Billy Crudup). Serial daje odpowiedź na pytanie, co się z nimi działo i delikatnie zajawia, jakie problemy ich czekają.
Jako widzowie jesteśmy jednak już zmęczeni trwającą od półtora roku sytuacją, a istnieje ryzyko, że sprawy lada moment znowu wymkną się spod kontroli. Mam wrażenie, że masowy odbiorca w popkulturze szuka raczej ucieczki od tematu, który od ponad roku nie schodzi z pierwszych stron gazet, a wszystko wskazuje na to, że „The Morning Show” od niego nie ma zamiaru uciekać.
Trudno jednak liczyć na to, by puste ulice Nowego Jorku w serialu w ramach tzw. flashforwardu robiły na nas wrażenie.
Znacznie gorsze obrazy widzieliśmy rok temu w tej prawdziwej telewizji, więc w tej fikcyjnej rzeczywistości musieliby chyba pojawić się w Central Parku odpowiedzialni za koronawirusa kosmici, aby wzbudzić większe emocje. Przy takich masowych tragediach łatwo o znieczulicę, gdy nie ma personalnego punktu zaczepienia, o który łatwiej było w odcinkach o #MeToo.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że scenarzyści „The Morning Show” zatrudnieni przez Appel’a albo mają jakiegoś asa w rękawie i opowiedzą o koronawirusie tak, jak nie robił tego jeszcze nikt inny przed nimi, albo wykorzystają go jedynie jako pretekst, by przejść do innej tematyki. Na tę chwilę obawiam się jednak rozczarowania — bardzo chciałbym się jednak pomylić i mile zaskoczyć.