Gdy na ekrany kin wchodziły "Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy" wcielający się w Hana Solo Harrison Ford nakazał widzom strzelać pierwszym, jeśli ktoś zaspoiluje im film. Pewien policjant ewidentnie wziął sobie to przyzwolenie do serca i uznał, że obowiązuje również w przypadku innych produkcji. Spoilerofobia jeszcze nigdy nie była tak zabójcza.
Nikt nie lubi, jak ktoś mu psuje zabawę, zdradzając szczegóły dotyczące jakiegoś filmu lub serialu. No bo jakbyśmy się czuli, oglądając "Podziemny krąg" i wiedząc, że Tyler Durden i Narrator to jedna osoba? Albo że Bruce Willis w "Szóstym zmyśle" jest duchem? Albo że połowa superbohaterów ginie na koniec "Avengers: Wojny bez granic"? No właśnie. Czy jest jakiś czas, po którym można spokojnie rzucać spoilerami i nie obawiać się agresywnej reakcji z czyjejś strony? Szczególnie w przypadku tak popularnych tytułów?
Wydawało się, że "Top Gun: Maverick" obejrzał każdy człowiek na świecie. Film z Tomem Cruise'em wszedł na ekrany kin w maju 2022 roku. Szybko stał się przebojem. Zarabiając niecałe 1,5 mld dolarów, wdarł się nawet na 12. miejsce najlepiej zarabiających produkcji wszech czasów. Od czasu swojej premiery zdążył też już wlecieć do streamingu. To jakim cudem ktoś, kto jest nim zainteresowany, miałby go nie widzieć? A jednak.
Więcej o "Top Gun: Maverick" poczytasz na Spider's Web:
Top Gun: Maverick - zabójcza spoilerofobia
Jak podaje Los Angeles Times, 30-letni australijski policjant Dominic Francis Gaynor przyznał się do wyciągnięcia broni i stworzenia niebezpiecznej sytuacji dla swojego kolegi. Według dokumentów sądowych jego współpracownik Morgan Royston wieczór przed incydentem obejrzał "Top Gun: Maverick" i groził Gaynorowi, że mu film zaspoiluje. I wtedy:
[Gaynor] Wycelował broń w pobliże skarżącego i trzymał nieruchomo przez pięć sekund. Palec sprawcy nie znajdował się jednak na spuście. Sprawca śmiał się przez cały incydent.
O ile sam sprawca uznał całą sytuację za żart, o tyle skarżącemu do śmiechu wcale nie było. Po incydencie Morgan Royston zrezygnował z pracy w policji. Jak sam przyznawał, wstąpił do służb pomimo niebezpieczeństwa, jakie się z tym wiąże, ale kiedy Dominic Francis Gaynor wycelował w niego z broni, poczuł "przytłaczający szok i strach". Przed sądem zeznał nawet, że wpadł w depresję i stracił zaufanie oraz podziw dla mundurowych. "Teraz kiedy widzę oficera, czuje potrzebę obserwowania go i sprawdzenia, czy nie trzyma dłoni na pistolecie".
Obrońca Dominica Francisa Gaynora podkreślał, że jego klient żałuje swoich czynów i popełnił błąd, ale nie miał złych intencji. Wyrok skazujący bez wątpienia skutkowałby wydaleniem go z policji i "drogo kosztował".
Sąd uznał Dominica Francisa Gaynora za winnego i skazał go na 100 godzin prac społecznych oraz nakaz korekcji społecznej przez dwa lata. Policjant już wcześniej został zawieszony bez prawa do wypłaty.