REKLAMA

Burtona i "Rodzinę Addamsów" biorę w ciemno. Czy Netflix wykorzystał potencjał "Wednesday"?

"Wednesday" to spin-off "Rodziny Addamsów" od platformy Netflix. Za sterami połowy serialu stanął Tim Burton, a Jenna Ortega została stworzona do odegrania tytułowej roli. Czy twórcom udało się wykorzystać cały potencjał produkcji?

wednesday netflix premiera recenzja
REKLAMA

Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.

To musiał być szok, kiedy widzowie w 1964 roku po raz pierwszy zobaczyli na ekranie "Rodzinę Addamsów". Podczas gdy inne ekranowe pary musiały sypiać z rączkami na kołderkach na osobnych łóżkach, Gomez i Morticia obnosili się swoją zażyłością. Dzieci rozrabiały jak żadne inne, ale nie czekały na nie kary i pobłażliwe spojrzenia, tylko pochwały i zachęty do dalszych makabrycznych działań. Socjalizacja? Jaka socjalizacja, skoro wszyscy bali się głównych bohaterów i kombinowali, jak tu się ich pozbyć ze swojej homogenicznej społeczności. W ten właśnie sposób do obowiązującej mitologii przedmieść wprowadzono poetykę gotyku.

To zabawne, bo styl Tima Burtona zwykło się określać mianem "gotyckich przedmieść" ("gothic suburbia"). W końcu taki "Edward Nożycoręki" to nowa wersja "Frankensteina", gdzie prawdziwym potworem nie jest wcale monstrum, a społeczeństwo. Filmy reżysera to pochwała indywidualizmu i dziwności podszyta gotycką estetyką. Dlatego właśnie "Rodzina Addamsów" od dawna wydawała się dla nie go idealnym projektem. To wręcz zastanawiające, czemu musiał tyle czekać, aż ktoś wreszcie pozwoli dodać do uniwersum coś od siebie.

REKLAMA

Wednesday - recenzja serialu z uniwersum Rodziny Addamsów

Tim Burton nie jest co prawda showrunnerem tylko producentem wykonawczym "Wednesday" i wyreżyserował cztery z łącznie ośmiu odcinków. W pierwszym z nich widzimy, jak Wednesday rozprawia się z oprawcami brata, wrzucając piranie do basenu, w którym pływają, a potem zostaje wydalona ze szkoły. W ten sposób trafia do Nevermore, gdzie uczyli się jej rodzice. Po drodze gdzieś w lesie dochodzi do morderstwa, a w samej placówce główna bohaterka poznaje nową współlokatorkę. I za chwilę dostajemy stały punkt każdej produkcji skierowanej do nastolatków: Enid przedstawia protagonistce szkolne kliki. Syreny (łuski) okazują się "Wrednymi dziewczynami", a wilkołaki (futra) nadętymi sportowcami. Serial robi więc z konwencją teen drama dokładnie to samo, co "Rodzina Addamsów" z formułą sitcomów - poprzez dziwność, odwraca ją na nice.

Humor wynika tu nie tylko z udziwniania znanych schematów, ale też - tak jak w "Rodzinie Addamsów" - ze zderzania ich z tzw. normalnością. Mieszkańcy miasteczka Jericho spod byka spoglądają na uczniów Nevermore i przy każdej możliwej okazji się nad nimi znęcają. Słowo "dziwak" w ich ustach staje się obelgą, podczas, gdy bohaterowie wypowiadają je z dumą. Widzowie będą trzymać stronę tych drugich. A dzieje się tak dlatego, że "Wednesday" ma coś, czego brakuje innym podszytych fantastyką serialom młodzieżowym Netfliksa - świat przedstawiony.

Wednesday - Netflix - premiera

O ile pierwszy odcinek może pochwalić się szybką dynamiką, w pozostałych tempo jest już wolniejsze. Niby minus, ale dzięki temu nie mamy do czynienia z taką samą sytuacją, co przy oglądaniu "Ragnarok" czy "Przeznaczenie: Saga Winx". Dorobione w Paintcie efekty specjalne nie są tu bowiem jedyną sugestią, że trafiliśmy do fantastycznej rzeczywistości.

Tim Burton nigdzie się nie śpieszy i jakby od niechcenia odhacza kolejne punkty fabularne, bo dla niego ważniejsze są dygresje. On z naddatku buduje swą opowieść i intryga jest dla niego pretekstem, do popisu niczym nieskrępowanej wyobraźni. Tam, gdzie inne seriale Netfliksa z powodu braków budżetowych skupiałyby się na nastoletnich rozterkach, reżyser serwuje nam kolejne atrakcje, tłumacząc zasady fantastycznej rzeczywistości. Rozdawanie karmelków staje się w ten sposób ciekawsze, od ignorowanych przez Wednesday zalotów dwóch absztyfikantów.

Wednesday - Jenna Ortega błyszczy na ekranie

Produkcja nabiera rozpędu dzięki specyficznej energii twórczości Tima Burtona, który pokusił się nawet o subtelną dekonstrukcję wykorzystywanych przez siebie motywów. Na każdym kroku natkniemy się tu bowiem na hołd składany Edgarowi Allanowi Poe. I nie chodzi tylko o nazwę szkoły zaczerpniętą z "Kruka". Pisarz ma w Nevermore własny pomnik, nieraz jest wspominany przez bohaterów, a reżyser z uśmiechem na ustach pogrąża się w utrzymanej w jego stylu makabresce. Dzięki takim smaczkom z łatwością zatapiamy się w wykreowanej rzeczywistości. Ba, wręcz chciałoby się pozwiedzać ją więcej czasu, niż jest nam dane.

To aż dziwne, że ten cały potencjał serialu, który Tim Burton nam pokazał, zostaje w drugiej połowie "Wednesday" przepuszczony przez palsce. Późniejsi reżyserzy (James Marshall i Gandja Monteiro) to już nawet z muzyki Danny'ego Elfmana nie potrafią porządnie emocji wykrzesać. Nagle wszystkie odniesienia do oryginalnej "Rodziny Addamsów" - chociażby charakterystyczny kąt ustawienia kamery - stają się puste. Nie ma w nich już wcześniejszej miłości i jest puste naśladownictwo. W dodatku twórcy zaczynają śpieszyć się z opowieścią, przez co z produkcji robi się trochę "Scooby Doo", trochę "Szkoła dla elity", a na pierwszy plan wysuwa się młodzieżowy melodramatyzm. Przy skupieniu na wątku miłosnego trójkątu, tytułowa bohaterka staje się - nie przymierzając - idiotką. Na szczęście w jej roli obsadzono Jennę Ortegę.

Wednesday - Netflix
REKLAMA

To nie jest serial, w którym aktorkom zmarszczki zakrywa się sztucznymi pryszczami, żebyśmy uwierzyli, że są nastolatkami. Jenna Ortega ma 20 lat i urok dojrzewającej morderczyni. To prawdziwa "królowa krzyku", co udowodniła już w "Krzyku" czy "X". Teraz podchodzi do tego image'u z lekkim dystansem. Z niepowtarzalnym wdziękiem kopie tyłki atakującym ją chłopakom i wzbudza dziwną mieszankę niepokoju i politowania, kiedy z powagą wypowiada kwestie pokroju, że jak ktoś ją pociąga, to traci palec. Gdy zobaczycie, jak tańczy w bardziej aseksualny sposób niż John Travolta i Uma Thurman w "Pulp Fiction", zrozumiecie, że została do tej roli stworzona.

Nawet jeśli potencjał "Wednesday" nie został w pełni wykorzystany, jak już siądziecie do oglądania serialu, to się od niego nie oderwiecie. Jeszcze długo po zbindżowaniu będziecie nawiedzani przez spojrzenie Jenny Ortegi w kamerę. I za każdym razem przejdzie was dreszcz, a wy zechcecie dwukrotnie pstryknąć palcami. Pstryk, pstryk.

"Wednesday" obejrzycie na platformie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA