Wiedźmin: „Rozdroże kruków”: recenzja książki. Z takim Geraltem jeszcze nie mieliśmy do czynienia
Niezwykłą drogę przebył wiedźmin jako marka, niezwykłą drogę przebył też sam Andrzej Sapkowski - autor, nie da się ukryć, niezbyt płodny, a jednak mogący poszczycić się sumą 30 mln sprzedanych egzemplarzy swoich książek na całym świecie. Trzydzieści osiem lat po premierze debiutanckiego opowiadania oraz aż jedenaście lat po wydaniu swojej ostatniej powieści, łódzki pisarz opublikował dziewiątą książkę z wiedźmińskiego cyklu. Pomimo tych wieloletnich przerw jego nazwisko ma teraz pozycję mocniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. A „Rozdroże kruków” - już wiem - umocni je jeszcze bardziej.
OCENA
O sile Sapkowskiego świadczy już choćby forma promocji jego najnowszej książki - a właściwie jej brak. Wydawnictwo SuperNowa (które swoją drogą zajmuje się już wyłącznie wiedźminem) mogło bowiem pozwolić sobie na zignorowanie wszystkich zasad rządzących współcześnie rynkiem wydawniczym. Przeznaczane na promocje budżety regularnie rosną, zatrudnia się książkowych (i nie tylko) influencerów, generuje się szum wokół premiery (komunikowanej miesiące wcześniej) - tymczasem o „Rozdrożu kruków” dowiedzieliśmy się niedawno, a tytuł, okładkę i dokładną datę pojawienia się powieści w księgarniach poznaliśmy dosłownie przed tygodniem. Tak, to prawdziwy fenomen - nikt inny nie mógłby zdecydować się na podobny ruch z pełną świadomością, że jego książka i tak znakomicie się sprzeda. Piękne, prawda?
Co jeszcze piękniejsze: mowa o książce bardzo dobrej, ba, znacznie lepszej i dalece bardziej interesującej niż wydany przed jedenastoma laty „Sezon burz”. Boleśnie krótkiej, owszem (zaledwie 292 strony lektury), ale absorbującej nie mniej niż najlepsze wiedźmińskie utwory.
Wiedźmin: Rozdroże kruków - recenzja nowej książki Andrzeja Sapkowskiego
Skłamałbym, gdybym napisał, że moje obecne spojrzenie na wiedźmina nie jest zabarwione przez sentyment. Książki Andrzeja Sapkowskiego towarzyszą mi już przez większą część życia; dorastałem z nimi, a od mojego pierwszego z nimi zetknięcia minęło grubo ponad dwie dekady. Na szczęście nigdy nie stałem się - jak sądzę - czytelnikiem-fanem pozbawionym dystansu. Dlatego też, choć „Sezon burz” przeczytałem z przyjemnością - samo obcowanie ze stylem Sapkowskiego sprawia mi zawsze nielichą frajdę - miałem do niego cały ogrom zastrzeżeń. Tym bardziej cieszy mnie (i przyjemnie zaskakuje) fakt, że lektura „Rozdroża kruków” okazała się znacznie przyjemniejszym, głęboko satysfakcjonującym doświadczeniem.
Andrzej Sapkowski nie tylko „wciąż jest w formie” - to forma znacznie lepsza od tej, którą mogliśmy zaobserwować dekadę temu. A była to dekada dla wiedźmina znacząca - wszak prawdziwym, ogólnoświatowym fenomenem stał się już po „Sezonie”, wspierany przez grę „Dziki gon” i - czego by o nim nie pisać - serial Netfliksa. Po premierze tego ostatniego Sapkowski był przez pewien czas najpopularniejszym autorem Amazona. Czyli, przypomnę, największej księgarni świata. Łodzianin nie musiał zatem nic nikomu udowadniać, a mówienie o „odcinaniu kuponów” w jego kontekście jest niepoważne. To czyste chęci, wola; poczucie, że świat wiedźmiński ma do zaoferowania jeszcze trochę dobroci.
„Rozdroże kruków” jest dobroci pełne - począwszy od drobiazgów, takich jak ogrom ciekawostek i smaczków dla fanów, poprzez żywy, przesmaczny w konsumpcji, nadający lekturze żwawe tempo język, aż po to, co kluczowe: angażującą fabułę opartą na barkach pełnokrwistych postaci.
Tym razem prześledzimy przygody zaledwie osiemnastoletniego Geralta. Mamy rok 1229, od rzezi Cintry dzielą nas zatem trzydzieści cztery lata. Młody, nieopierzoy wiedźmin wyrusza na szlak, konfrontując swe ideały z prawdziwym życiem - nie muszę chyba pisać, że nie wyjdą one cało z tego zderzenia. Pomniejsze opowieści o pierwszych wiedźmińskich doświadczeniach są zanurzone w przewodnim wątku, o którym Sapkowski wspominał już w starszych książkach. Dla starych miłośników siwowłosego będzie to nie lada gratka.
Siłą prozy Sapkowskiego - poza, rzecz jasna, fantastycznie nakreślonymi postaciami i indywidualnie stylizowanymi, żywymi dialogami - zawsze był styl sam w sobie. Autor bezbłędnie modyfikował za jego pośrednictwem tempo opisywanych wydarzeń; skutecznie bawił i poruszał. Operował niebywale szerokim arsenałem stylistycznych środków, żonglował formą, nawiązywał do klasyków, bawił się metaforami, nastrojem i całą narracją. Dawne umiejętnie miksował z nowym; mieszał archaizm z anachronizmem. Sięgał po konwencję, by chwilę później ją wyśmiać. Budował oczekiwania, by później je zignorować.
Twórca wciąż pisze jak nikt inny - wystarczy tylko zerknąć, by rozpoznać bez cienia wątpliwości, z kim ma się do czynienia. Obcowanie z tym językiem to, niezmiennie, jedna z największych przyjemności, jaką może zafundować rozrywkowa literatura. Choć coś się w nim zmieniło (spokojnie: wyłącznie na lepsze) - teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek pisarz unika nadmiaru. Słów, które może by i pasowały, ale byłyby w gruncie rzeczy zbędne. Jest bardziej zwarcie, konkretnie, oszczędnie, bez najmniejszych przejawów lania wody. Poza objętością książka nic jednak na tym nie straciła: AS pozostaje mistrzem w budowaniu napięcia, w żartobliwym czy kąśliwym dialogu, w piętrzeniu ekscytacji. Z niezmienną lekkością przedstawia nam kolejne unikalne, pełnokrwiste, wiarygodne, nieraz zabawne bądź, przeciwnie, przerażające charaktery. To te charaktery - wespół z lekkością stylu - sprawiają, że wiedźmiński świat tak fascynuje, intryguje. Żyje.
Czytaj więcej o WIEDŹMINIE:
- "Rozdroże kruków" to nie wszystko. Sapkowski zdradził, że pisze jeszcze jedną książkę
- Sapkowski skończył pisać nową książkę o wiedźminie. Tylko dlaczego dowiadujemy się o tym zza granicy?
- "Rozdroże kruków": wystartował preorder nowej powieści Sapkowskiego. Gdzie kupić i ile kosztuje?
- Netflix pokazuje nowego Geralta. Tak prezentuje się Liam Hemsworth w 4. sezonie "Wiedźmina"
- Pamiętacie te wszystkie seriale i filmy ze świata Wiedźmina? Nie będzie ich, Netflix je załatwił
Co zaś tyczy się samej snutej przez Sapkowskiego historii: okazuje się, że decyzja o tym, by opowiedzieć o osiemnastoletnim Geralcie, umożliwiła wprowadzenie do cyklu potężnego powiewu świeżości. O ile „Sezon burz” był po prostu kolejnym wiedźmińskim opowiadaniem (no, nieco bardziej obfitym objętościowo), niczym się swoją naturą nie wyróżniającym, o tyle „Rozdroże kruków” - przygoda, w której zabójca potworów po raz pierwszy zderza się z rzeczywistością - można już nazwać, wybaczcie, fabułą coming-of-age, czyli opowieścią o dojrzewaniu. Nastoletni Geralt ma tu jeszcze do przebycia bardzo, bardzo długą drogę, zanim wreszcie stanie się tym Geraltem, którego znamy z opowiadań i sagi. „Rozdroże” to czas, w którym wiedźmin kształtuje się wewnętrznie, buduje charakter. Weryfikuje i uczy się. O tym, co właściwe, a co wręcz przeciwnie. Pozostaje więc, jasne, opowieścią o człowieczeństwie (rozumianym jako - tylko i aż - bycie w porządku, bycie przyzwoitym i uczciwym), utrzymaną w formie pomniejszych historii zszytych wątkiem przewodnim - ale jest też przy okazji czymś w uniwersum nowym. I niebywale atrakcyjnym.
Najwięksi fani cyklu dostaną też coś dla siebie. Sapkowski zawarł w nowej książkę wiele odpowiedzi na nurtujące nas od lat pytania; zdradził wiele nowych szczegółów, co nieco dopowiedział, poruszył też wątki bardzo intrygujące, a w poprzednich dziełach co najwyżej wspomniane. Mam tu na myśli między innymi... atak na Kaer Morhen i rzeź wiedźminów.
„Rozdroże kruków” jest więc po brzegi wypchanym porywającą akcją konglomeratem tego, co w wiedźmińskich książkach zawsze było najlepsze. Stoi jednak stabilnie i niezależnie na własnych nogach, będąc opowieścią w pełni autonomiczną, wyróżniającą się na tle innych opowieści z uniwersum. Po tej lekturze chce się więcej. Tym bardziej cieszy, że to jeszcze nie koniec.