Raczej nie mogę powiedzieć, że "Willow" był jednym z najważniejszych filmów mojego dzieciństwa, choć niewątpliwie wywarł jakiś wpływ na kształtowanie moich upodobań. Wciąż lubię ten obraz, który - jak się okazało - trzyma się całkiem nieźle. W kontynuację, przyznaję, raczej nie wierzyłem. Cóż - to było jedno z najprzyjemniejszych serialowych zaskoczeń w tym roku.
Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.
Niedługo przed premierą serialu "Willow" na Disney+ postanowiłem odświeżyć sobie oryginał - nie mam pewności, ale wydaje mi się, że ostatni raz widziałem go przynajmniej 15 lat temu. Okazało się, że pamiętam go znacznie gorzej, niż mi się wydawało - i to mimo licznych seansów w dzieciństwie. Pierwszym minutom towarzyszyła obawa, która nawiedza mnie zawsze przy takich powrotach po latach - że źle się zestarzało; że wcale nie jest takie fajne, jak zapamiętałem; że to wszystko to tylko nostalgia, którą teraz zamorduje rozczarowanie. To bardzo nieprzyjemne przeżycie, z którym zmierzyłem się wielokrotnie.
Miło było stwierdzić, że film Rona Howarda z 1988 roku wciąż sprawia mi sporo frajdy - a zwłaszcza jego druga połowa i ten absolutnie szalony finał. Oczywiście, teraz - bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości - jestem świadom wad tej produkcji, mogąc przefiltrować obraz przez soczewki kinowych doświadczeń. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że scenariusz to w większości dość trywialna baśń pełna wyświechtanych przygodówkowych tropów. Że początek przynudza. I tak dalej.
Z drugiej strony - jakże wspaniale tę baśń opowiedziano! Jak uniwersalny w zakresie wieku odbiorcy okazuje się pokaz! Jak poruszająca muzyka mu towarzyszy! Jak dziwnie żywy wydaje się ten przedstawiony przy pomocy skromnych ówczesnych środków świat! Jak fascynujące istoty go zamieszkują! Serio, oryginalny "Willow" to wciąż kawał fajnej zabawy dla widza w każdym wieku. Oczywiście, jest też szansa, że mimo wszystko nostalgia okazała się zbyt potężna i wcale nie podchodzę do tego filmu z takim dystansem, jak mi się wydaje. Ale nie szkodzi. Bo niezależnie od tego, jego kontynuacja - czyli serial Disney+ - okazała się wspaniałym, odpowiednio zaktualizowanym, ale niepozbawionym ducha pierwowzoru powrotem do tego świata.
Willow: opinia o pierwszych odcinkach serialu
Serial zaczyna się od krótkiego streszczenia fabuły filmu - jeśli więc nie pamiętacie oryginału i bardzo nie chce wam się do niego wracać, bez obaw. Twórcy nowej produkcji w trwającym, bo ja wiem, jakieś półtorej minuty wprowadzeniu, przypomnieli wszystkie najważniejsze fakty.
Następnie epizod zarysowuje przed widzem nowe zagrożenie i przedstawia kolejne postacie, które - jak nietrudno się domyślić - wkrótce stworzą drużynę. Jonathan Kasdan z jednej strony dba o to, by "nowy widzowie" nie czuli się zagubieni, z drugiej zaś pilnuje, by obeznani z klasykiem odbiorcy otrzymali odpowiedzi na pytania dotyczące losów niektórych postaci czy wydarzeń, które miały miejsce na przestrzeni lat.
Lubię to, jak ta zgraja postaci - na pierwszy rzut oka przywodząca na myśl dość basicową drużynę D&D - okazuje się wachlarzem zyskujących z każdą minutą, zindywidualizowanych jednostek, które przerzucają się zgrabnie napisanymi docinkami i pokazują charakter. Twórcy nikogo nie zaniedbują: każda osoba z grupy ma szansę zabłysnąć (czy to jako jednostka, czy w parze z kimś innym) i wejść w interesujące interakcje z innymi. Co więcej, wszyscy mają swoje równie przekonujące motywacje; mniej lub bardziej mroczną przeszłość, relację, tajemnicę. Bardzo doceniam tę unikalną równowagę.
Lubię też konieczną w mojej opinii warstwę ironii, jaką twórcy zdecydowali się nałożyć na scenariusz - choć czasem dość niezręcznie kontrastuje z momentami nieco przesadzonej powagi i patosu. Wizualnie całość prezentuje się naprawdę dobrze - mam tu na myśli plenery, CGI i bardziej ogólnie pojętą realizację. Problem mam chyba tylko z choreografiami walk, które zazwyczaj zaczynają się całkiem nieźle, by po chwili zacząć nużyć przewidywalnością i przeciętnością.
Za nami dopiero dwa odcinki, ale wygląda na to, że z niecierpliwością będę wyczekiwał kolejnych. Nie czekałem na ten powrót, ale cieszę się, że do niego doszło. Wiele wskazuje na to, że ten nowy koncept zmierza we właściwym kierunku.