Zack Snyder broni jednej z najgłupszych scen, jakie kiedykolwiek nakręcił. Tak, chodzi o tę z „Człowieka ze stali”
„Człowiek ze stali” to w gruncie rzeczy film niespecjalnie udany, ale i tak należy do jednego z najlepszych w portfolio Zacka Snydera. Sporo rzeczy tam działa - jest jednak pewna scena, która wielu odbiorcom wydaje się bzdurna, naciągnięta i źle rozegrana. Po latach twórca „Rebel Moon” postanowił stanąć w jej obronie, ale nie wciąż brzmi zbyt przekonująco.
„Rebel Moon - Część druga: Zadająca rany” triumfuje na liście TOP 10 najpopularniejszych filmów Netfliksa (zgarniając przy okazji wybitnie słabe noty od widzów i krytyków), a sam Zack Snyder udziela kolejnych wywiadów promujących obraz. W jednym z nich odniósł się do najdurniejszej sceny swojego filmu z 2013 r. Chodzi o „Człowieka ze stali” i pamiętną sekwencję, w której Jonathan Kent (Kevin Costner) ginie za sprawą huraganu, a jego syn, Clark Kent alias Superman (Henry Cavill), patrzy na tę śmierć i nie reaguje.
Wszystko przez to, że ojciec naciskał, by Clark ukrywał swoje supermoce - tak bardzo, że aż zabronił mu ruszyć sobie na pomoc. Tak jakby w tych okolicznościach ktoś mógł zapamiętać twarz gościa, który porusza się tak szybko, że nie jesteś w stanie mu się przyjrzeć. Większość widzów jest zdania, że Clark nie posłuchałby ojca, wystrzeliłby jak z procy, by zgarnąć go z niebezpiecznego miejsca - dzięki swoim zdolnościom mógł przecież ocalić go bez żadnych konsekwencji.
Czytaj więcej o Zacku Snyderze w Spider's Web:
Zack Snyder broni sceny z Człowieka ze stali
Film DC ma wielu fanów - jest traktowany jako udane, choć niedoskonałe otwarcie kinowego uniwersum. Rzecz w tym, że wiele scen z tej produkcji polaryzuje widownię - chodzi m.in. o zniszczenie Metropolis, niezdolność Supermana do ocalenia niewinnych i decyzję herosa o zabiciu generała Zoda. Najbardziej problematycznym komponentem jest jednak sekwencja z Costnerem.
A jednak Zack Snyder wciąż przekonuje słuchaczy, że ten motyw miał sens. Wyjaśnił go przybierając punkt widzenia Clarka:
Pozwoliłem mojemu ojcu umrzeć, by bronić idei, którą pielęgnował. Idei, że nie byłem gotowy, by pokazać się całemu światu, ponieważ nie byłem jeszcze Supermanem. Byłem tylko nastolatkiem, który łatwo mógł coś zepsuć. Mam moc, by to zrobić, ale czy kiedykolwiek użyłem jej w ten sposób?
Ufałem, że jego wizja tego, kim może się stać, była większa od niego. Ten mały incydent w Kansas nie był tym, co miało wystawić go na świat.
W związku z tym Superman patrzył na śmierć ojca. By ochronić jego ideę. Mały incydent. Jasne.
Zapewne wiele osób przyklaśnie temu tłumaczeniu, polecam jednak zastanowić się nad nim nieco dłużej. Gwarantuję, że im dłużej się to rozważa, tym bardziej dochodzi się do wniosku, że to absolutnie idiotyczny koncept.
Cały wywiad z twórcą obejrzycie tutaj:
Rebel Moon 2: film jest dostępny w ofercie Netfliksa.