REKLAMA

Uwaga! Duże ilości Cronenberga naraz. "Zbrodnie przyszłości" to powrót reżysera do body horroru

W "Zbrodniach przyszłości" zamiast bólu jest seksualna ekstaza. Ludzie ewoluowali. Zmienił się ich system nerwowy, dlatego operacje chirurgiczne przeprowadza się na ulicy, a artyści przesuwają kolejne granice body artu. W swoim pierwszym od ośmiu lat filmie David Cronenberg wraca do body horroru i daje wyraz obsesjom, które towarzyszą mu od początku kariery reżyserskiej.

zbrodnie przyszłości david cronenberg premiera recenzja
REKLAMA

W świecie "Zbrodni przyszłości" nie ma bólu. Zniknął. Ludzie ranią się nawzajem w ciemnych alejkach, a najgorętszym trendem w sztuce okazują się operacje przeprowadzane na żywym organizmie. Tak jak wypadki samochodowe wywoływały podniecenie w "Crash: Niebezpiecznym pożądaniu", tak tutaj fetyszem stają się modyfikacje ciała. Penetracja nogi za pomocą ostrza i wycinanie organów wewnętrznych przy użyciu nowoczesnych maszyn – w ten sposób będzie kiedyś wyglądał seks według Davida Cronenberga.

REKLAMA

W pierwszym od ośmiu lat filmie reżyser powraca do obsesji, które tak chętnie implementował w sygnowanych swoim nazwiskiem tytułach w minionym stuleciu. Zapomnijcie o tym, co Cronenberg serwował nam w ciągu przeszło dwóch dekad XXI wieku. Najbardziej "cronenbergowską" sceną w jego ostatnich produkcjach było bowiem badanie prostaty w "Cosmopolis". W "Pająku", "Historii przemocy", czy nawet "Mapach gwiazd", dawał on co prawda wyraz towarzyszącym mu od początku kariery fascynacjom, ale eksplorował je w inny sposób niż ten, do którego nas wcześniej przyzwyczaił. Nawet jeśli robi to mniej widowiskowo, to dopiero w "Zbrodniach przyszłości" pozwala im wybrzmieć z taką samą mocą, co w latach 70., 80. i 90.

Zbrodnie przyszłości - recenzja nowego filmu Davida Cronenberga

Scenariusz do "Zbrodni przyszłości" powstał na początku XXI wieku. Przed przystąpieniem do zdjęć reżyser stracił jednak zainteresowanie projektem i odłożył go na półkę. Teraz postanowił do niego powrócić i w końcu doczekaliśmy się pierwszego od 1999 roku body horroru, pod którym się podpisuje. Nie spodziewajcie się jednak, że zobaczycie tu obrzydliwości znane z "Wściekłości", wybuchające głowy rodem ze "Skanerów", czy transformacje wyjęte z "Muchy". Jest to film bardziej stonowany, powolny i wyciszony.

Reżyser okazjonalnie pokazuje nam ludzkie wnętrzności i artystów ze zdeformowanymi chirurgicznie ciałami. W zgodzie z duchem sztuki Orlan chirurgia plastyczna wykorzystywana jest nie w celach upiększenia, ale oszpecenia. Konkurs "wewnętrznego piękna", mający wyłonić osoby o najładniejszych organach, wydaje się w tym ujęciu ironicznym żartem. Tym bardziej że wszystko, co widzimy na ekranie, jest brzydkie - od obdrapanych budynków po organiczne technologie podobne do tych z "eXistenZ". Cronenberg zamienia więc eksploatacyjne fajerwerki na skrzętne budowanie świata przedstawionego, który wyrasta z dobrze nam już znanych przekonań.

Na całą twórczość Cronenberga należy patrzeć przez pryzmat pojmowania przez niego ewolucji. Jak sam mówił podczas spotkania po pokazie swojego najnowszego filmu na Manhattanie, nie prowadzi ona do powstania czegoś lepszego, tylko innego. Reżyser jest przekonany, że w ciągu ostatniego stulecia nasze organizmy uległy zmianom, a wpływ na to miały czynniki zewnętrzne. Już w "Wideodromie" mogliśmy zobaczyć przejaw takiego podejścia. Przemiana Maksa wynikała bowiem z jego obcowania z ekranami. W "Zbrodniach przyszłości" nowe organy wykształcają się natomiast w reakcji na nadmiar śmieci na naszej planecie.

Zbrodnie przyszłości - David Cronenberg - recenzja

"Zbrodnie przyszłości" mają w sobie coś z zaangażowanego thrillera ekologicznego. Zaśmiecenie Ziemi sprawia, że ludzki układ pokarmowy ewoluuje w taki sposób, abyśmy mogli trawić tworzywa sztuczne. Saul odkrywa to, gdy spotyka na swej drodze mężczyznę, który chce, aby ten w ramach performance'u artystycznego przeprowadził autopsję na ciele jego syna. Chłopak był pierwszym naturalnie urodzonym dzieckiem zajadającym się plastikiem. Główny bohater miałby więc pokazać światu jego organy. Zgłębiając jego historię, protagonista coraz lepiej rozumie zmiany we własnym organizmie.

Zbrodnie przyszłości to wyjątkowo niepokojący film

Saul wzbrania się przed ewolucją. Każdy nowy organ, jaki się w nim wytworzy, zostaje usunięty przez jego partnerkę Caprice przy pomocy specjalnej maszyny. Wszystko to przy aplauzie publiczności. Główny bohater jest bowiem największym artystą swoich czasów. Mamy tu więc mnóstwo odniesień do body artu. Dlatego występ pokrytego uszami Ear Mana to tylko ekstremalne ujęcie performance'u Stelarka, który do przedramienia przyszył sobie trzecie ucho. "Jest pretensjonalny" - usłyszymy w filmie.

REKLAMA

Fabuła jest mocno zakorzeniona w naszej rzeczywistości. Reżyser ma nam do przekazania mnóstwo interesujących przemyśleń na temat otaczającego nas świata. To, co oglądamy, wydaje się abstrakcyjne i dziwne, a jednocześnie niepokojąco namacalne i uniwersalne. Mamy do czynienia z filmem zbudowanym na sprzecznościach, w którym kolejne klisze składają się na oryginalną, przepełnioną buntem opowieść.

"Zbrodnie przyszłości" to produkcja konceptualna. Nie ma sensu zarzucać jej niedociągnięć w rozwijaniu psychologii bohaterów czy prowadzeniu wątków pobocznych. Reżyser dobrze wie, co chce nam powiedzieć, a odkrywanie kolejnych warstw jego najnowszego tytułu to zabawa na długie godziny po seansie. Wszystkie implementowane tu idee już się w jego twórczości przewijały, ale nigdy wcześniej w takim natężeniu. Dlatego wygląda to jak pięć filmów Cronenberga w jednym.

Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA