REKLAMA

Cameron porównuje skalę "Avatarów" do "Władcy Pierścieni" i ma trochę racji

Po 13 latach do kin nareszcie zawita sequel wizualnego arcydzieła Jamesa Camerona - "Avatar: Istota wody". Część pierwsza - wbrew zapowiedziom - nie okazała się obrazem rewolucyjnym. O nadchodzących kontynuacjach Cameron wypowiada się z nie mniejszym niż kiedyś entuzjazmem, używając dużych słów i obrazowych porównań - nie ma jednak pewności, czy odpowie za reżyserię kolejnych filmów. Co sprawia, że nowe "Avatary" w istocie mogą okazać się wyjątkowe?

avatar 2 istota wody james cameron film technologia władca pierścieni
REKLAMA

Dołącz do Amazon Prime z tego linku, skorzystaj z promocji (30 dni za darmo) i kupuj taniej podczas pierwszego Amazon Prime Day w Polsce.

Pomysł na "Avatara" kiełkował w Jamesie Cameronie od bardzo dawna. Wstępny scenariusz filmowiec napisał przecież w 1994 roku - już niemal trzy dekady temu ten wizjoner (nie bójmy się tego słowa) zapowiedział realizację superprodukcji, w której wykorzysta aktorów syntetycznych lub generowanych komputerowo. Ówczesna technologia nie była wystarczająco zaawansowana, by sprostać tej wizji - ale już dziesięć lat później reżyser zrealizował pierwszy klip do "Avatara", który pokazał wytwórni 20th Century Fox.

Od 2006 twórca tworzył szczegółowe notatki na temat kultury Na'vi - poprosił nawet językoznawcę z Uniwersytetu Południowej Kalifornii o opracowanie ich języka. W 2007 roku wreszcie rozpoczął zdjęcia - biorący udział w filmie aktorzy musieli przejść komplet wymaganych szkoleń (walka wręcz, broń palna, jazda konna, łucznictwo) - uczyli się też podstaw fikcyjnego języka. Pierwsze zwiastuny zapierały dech w piersi - efekty komputerowe w filmie kinowym jeszcze nigdy wcześniej nie prezentowały się tak wspaniale.

Widzowie tłumnie pośpieszyli do kin. Kasa się zgadzała. Na jakiś czas wzrosła nawet popularność kina 3D (zresztą - 90% całej sprzedaży biletów filmu w przedsprzedaży dotyczyło pokazów 3D), mówiono przecież o rewolucji. Nic z tego - "Avatar", choć olśniewający, nie przekonał widzów do "trójwymiarowych" seansów. Po chwilowym skoku zainteresowanie formatem malało, by pod koniec drugiej dekady XXI wieku zaliczyć rekordowe spadki.

Poza tym "Avatar" spodobał się odbiorcom - zwłaszcza realizacyjnie - niekoniecznie jednak zapadł w pamięć jako filmowy fenomen. Jasne, to kosmiczna wersja uniwersalnej i pięknej baśni, dość już jednak przemielonej - stąd też, mimo unikalnej formy, narzekania na wtórność i dramaturgiczną schematyczność.

Mijały lata, a realizacja zapowiadanych przez Camerona sequeli wciąż się opóźniała - wszystko za sprawą skali przedsięwzięcia. W końcu jednak, w 2017 roku, rozpoczęto zdjęcia do części 2. i 3.

REKLAMA

"Avatar: Istota wody". James Cameron i jego "Władca Pierścieni"

Avatar: Istota wody - zdjęcia z magazynu Empire

Premiera "Avatara 2" nadciąga, a James Cameron zdradza coraz więcej. W niedawnym wywiadzie dla magazynu "Empire" zestawił niejako swój projekt z "Władcą Pierścieni".

Niektórzy się z tej wypowiedzi podśmiewują, ale warto oddać filmowcowi sprawiedliwość. "Avatary" to projekt życia Camerona, któremu poświęcił już blisko trzy dekady. Pierwsza odsłona to największy komercyjny hit w historii, a poziom jego realizacji był w 2009 roku czymś spektakularnym i unikalnym. Wzrok reżysera sięgał jednak dalej - było to zaledwie intro, otwarcie czegoś znacznie większego, czego rozmiar i rozmach może zaimponować nawet w 2022 roku. Dlatego też z pełnym przekonaniem wierzę, że w grudniu doświadczymy olśniewającego kina na wielką skalę (Cameron nieraz już zresztą udowodnił, że "czuje" akcję i widowiskowość jak mało kto) - pod znakiem zapytania stawiam za to na przykład fabułę. Inna sprawa, że to mało prawdopodobne, by nowy "Avatar" tak bardzo oczarował widzów CGI, jak udało się to zrobić pierwszej części.

Jestem za to pewny, że i tym razem sporo wpadnie do skarbonki. Mogłoby się wydawać, że po tylu latach na kontynuację "Avatara" nikt już nie czeka - a jednak pierwszy zwiastun "Istoty wody" w ciągu pierwszych 24 godzin został obejrzany przez rekordową liczbę widzów. Mówimy o poziomie 148,6 mln wyświetleń, które bije na głowę choćby wszystkie produkcje z uniwersum "Star Wars".

Na nowe "Avatary" przeznaczono miliard dolarów. Co wiemy o wykorzystanej w filmie technologii?

Avatar 2: Kate Winslet na zdjęciach pod wodą

Wg serwisu Deadline budżet kontynuacji blockbustera z 2009 roku sięgnął miliarda dolarów. Nie mamy jednak pewnośći, czy mowa o inwestycji w cały projekt (w tym jeszcze niezrealizowane odsłony), czy też wydatek na realizację 2. i 3. części kręconych jednocześnie. Tak czy inaczej, możemy mówić o rekordowych kwotach i (dzieląc równo) przynajmniej pół miliarda wydanych na najbliższe dwie odsłony.

Sequel rozgrywa się dziesięć lat po wydarzeniach z "jedynki", a akcja ma rozgrywać się w wodach oceanu księżyca Pandora. Do sieci regularnie trafiały zdjęcia aktorów realizujących zdjęcia w wodnych zbiornikach - co zatem wiemy o technologii, z której skorzystał teraz Cameron?

Rozpoczynając przygotowania już w 2010 roku, powołał grupę inżynierów do zbudowania specjalnego statku, mogącego zejść na duże głębokości - w tym wypadku mowa o 10 972 m. To pojazd wyposażony w system ogrzewania i kamery 3D do przechwytywania zdjęć. Twórca zbadał Rów Mariański - jego ekipa była drugą w historii, która tego dokonała. Cameron zrobił zdjęcia na głębokości ok. 11 km pod powierzchnią oceanu, co później wykorzystał w pracy nad "dwójką".

Pracą nad efektami zajęło się Weta Digital. Sceny podwodne kręcono techniką motion capture - wymagało to jednak opracowania nowego sposobu kręcenia, który połączy przechwytywanie ruchu i nagrywanie pod wodą. Przetarcie tych ścieżek zajęło ekipie półtora roku - to pierwszy film w historii, w którym zobaczymy efekty tego typu realizacji.

Reżyser obiecuje, że kolejne filmy będą poszerzać granice tego, co można osiągnąć w kinematografii, dzięki zwiększeniu częstotliwości klatek, jakości technologii 3D i realizmu efektów wizualnych. Szczegóły użytych technik poznamy zapewne już niedługo.

Avatar: The Way of Water

Co ciekawe, choć "Avatara" można nazwać oczkiem w głowie Camerona, nie ma pewności, czy to on wyreżyseruje epizody 4. i 5. Filmowiec przyznał, że bierze pod uwagę wyznaczenie kogoś, kto doprowadzi tę sagę do końca. Pracuje obecnie również nad innymi ekscytującymi go projektami i możliwe, że z czasem będzie chciał przekazać pałeczkę zaufanemu twórcy, by móc zająć się realizacją innych planów (tak jak przekazał film "Alita: Battle Angel", swój inny wieloletni projekt, Robertowi Rodriguezowi, zachowując rolę współscenarzysty i producenta wykonawczego).

Sequel znacznie bardziej niż pierwsza część skupi się na ukazaniu kultury Na'vi. Wiemy już, że antagonista - Quaritch - przeżył za sprawą przeniesienia świadomości do ciała avatara. Historia rozgrywa się ponad dekadę po wydarzeniach z pierwszego filmu. Jest to opowieść - według opisu - "o rodzinie Sullych (Jake'a, Neytiri i ich dzieci) - o problemach, które ich trapią, o rzeczach, które robią, by zapewnić sobie bezpieczeństwo, o bitwach, które toczą, by przetrwać, i tragediach, którym muszą sprostać".

Wszystko, co chcę powiedzieć o rodzinie, o zrównoważonym rozwoju, o klimacie, o świecie przyrody, o tematach, które są dla mnie ważne w prawdziwym życiu (prywatnym i filmowym), mogę powiedzieć w tej serii. Im dłużej nad nią pracowałem, tym bardziej byłem podekscytowany. Czwarty film to bomba. Prawdziwy sukinsyn. Mam nadzieję, że go nakręcę. Ale to zależy od rynku. "Trójka" jest już gotowa, więc wyjdzie niezależnie od tego. Naprawdę mam nadzieję, że uda nam się stworzyć "czwórkę" i "piątkę", ponieważ ostatecznie jest to jedna wielka historia

- podsumował Cameron w rozmowie z Empire.
REKLAMA
Avatar 2: zwiastun

Disney+ zadebiutował w Polsce. Tutaj kupisz go najtaniej.

Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA