REKLAMA

Berlin powraca zza grobu w spin-offie "Domu z papieru". Powinien był w nim pozostać

Po dwóch latach od premiery finału hitu Netfliksa - "Domu z papieru" - do oferty serwisu trafił jego spin-off i prequel zarazem. "Berlin" skupia się na uwielbianej przez fanów, choć stosunkowo szybko pozbawionej życia postaci brata Profesora. Pedro Alonso swoją aktorską charyzmą zaskarbił sobie ogrom sympatii widzów - biorąc pod uwagę skalę popularności, nikogo nie powinna dziwić chęć zrealizowania poświęconego mu serialu. Oblicze hiszpańskiego artysty z pewnością pozwoli odnieść nowemu tytułowi sukces - mimo tego, że ta ośmioodcinkowa miniseria wcale na niego nie zasługuje.

berlin serial dom z papieru recenzja opinie netflix pedro alonso
REKLAMA

"Berlin" już od pierwszej zapowiedzi budził spore obawy - w końcu po pierwszych sezonach "Domu z papieru" hiszpański hit stracił impet i stał się męczący, bo formuła dość szybko szybko się wyczerpała i zaczęła nużyć. Czy opowieść o kolejnym skoku, tym razem poprzedzającym wydarzenia z głównej serii i skupiona na bohaterze, który zginął pod koniec jej 2. sezonu, mogła czymkolwiek zaskoczyć, zbudować napięcie i zaangażować? Być może, ale Aleksowi Pinie i Esther Martinez Lobato niestety nie udała się żadna z tych sztuk.

Serial Netfliksa stanowi prequel prequel "Domu z papieru" i skupia się na życiu Andrésa de Fonollosa, znanego również jako Berlin. Akcja rozgrywa się głównie w Paryżu, w "bliżej nieokreślonej przeszłości" przed wydarzeniami z głównej produkcji - nowy tytuł pokazuje nam Berlina u szczytu kariery, czyli w okresie, w którym przygotowywał jeden z najbardziej nietypowych skoków w swojej złodziejskiej historii.

Celem arcyzłodzieja jest kradzież klejnotów o wartości 44 mln euro, a za wsparcie posłuży mu gang pomocników-specjalistów. Twórcy serialu zapowiadali, że tym razem chcą stworzyć coś "luźniejszego" od poprzednich produkcji - tym samym "Berlin" w istocie jest serialem o lżejszym tonie, częściej sięgającym po komediowe wstawki, zatrudniającym większą liczbę aktorów, korzystającym z większej liczby lokacji oraz zrealizowanym w proporcjach 2:1, aby zapewnić ekranowemu otoczeniu, cytuję, większą "malowniczość".

Czytaj więcej o nowościach Netfliksa na Spider's Web:

REKLAMA

Berlin: opinia o serialu Netfliksa

Naczelnym problemem produkcji jest sam Berlin. Mimo tego, że kolejne odsłony stawały na rzęsach, by ocieplić jego wizerunek, pierwsze dwie odsłony nie pozostawiły wątpliwości, że gość to zwyrodnialec i niebezpieczny psychopata. By zachować spójność i względną wiarygodność w ramach świata przedstawionego, opowieść skupiona na losach brata Profesora powinna odważyć się pokazać jego nieludzkie oblicze, socjopatyczne skłonności, narcyzm i wiele innych przypadłości. Niestety, twórcy "Domu z papieru" wybrali kwiecistą, zieloną dróżkę na skróty - i postanowili uczłowieczyć tę postać.

Jasne, to nie tak, że całkowicie zapominają o pierwotnej wersji Berlina - prequel uwzględnia kwestie obsesji, toksycznych zachowań i różnych niezdrowych technik manipulacji czy uwodzenia. Niestety, uwielbienie fanów (które bardziej niż postaci dotyczy przecież Pedro Alonso) nie pozwoliło twórcom na nic więcej - co gorsza, nowa produkcja momentami staje się niemal laurką. Niemal cały czas serial zdaje się nagradzać Berlina, nieustannie sugerując, że facet to geniusz - i to mimo tego, że cały ten portret kłóci się z tłem fabularnym. Festiwal głupot, niekonsekwencji i lekkomyślności tytułowej postaci przypomina, że mamy do czynienia z klasycznym hiszpańskim miksem heist movie z typową telenowelą, w której niespodzianki liczą się bardziej niż logika. 

REKLAMA
Berlin

Nie sposób sympatyzować z serialem, który rozkoszuje się - przykładowo - przedstawianiem Berlina jako wybitnego stratega bezbłędnie manipulującego kobietą, jednocześnie w żaden sposób nie komunikując, jak bardzo jest problematyczny. Produkcja Netfliksa robi coś przeciwnego: pozwala sobie na uwielbienie względem złej osoby. 

Postacie kobiece to absolutny dramat i zarazem klasyka lokalnego gatunku. Bohaterki są nieskończenie naiwne, nie potrafią oprzeć się mężczyznom i w sekundę pozwalają się zaślepić najniższym instynktom. Ogromna stawka zdaje się niewyczuwalna, bo prawie się o niej nie mówi i wcale nie wydaje się nikomu tak bardzo potrzebna. "Genialny" plan jest dziurawy jak ser szwajcarski i choć retrospekcje sugerują, że skok był zaplanowany w najdrobniejszym szczególe, to, co widzimy na ekranie, zdaje się temu przeczyć. O nadmiarze zbiegów okoliczności i dziwnych przypadków, które rażą niewiarygodnością, a odgrywają tu niezwykle istotną rolę. Znaczy się - szczyt scenopisarskiego lenistwa - pchają fabułę do przodu).

Niestety, ostatecznie spin-off okazuje się produkcją znacznie słabszą, niż i tak pełne rozmaitych problemów ostatnie odsłony "Domu z papieru".

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA