Osiem sezonów, osiem lat. Ten słynny serial po raz pierwszy do streamingu w 2017 roku. Na swoim wczesnym etapie "Big Mouth" dorobiło się nawet nominacji do Emmy, jednak zdaje się, że kolejne sezony przestały cieszyć się aż taką sławą. Nadszedł czas na wielki finał, zamknięcie długiej i bogatej historii. Sprawdzamy, jak wyszło.
OCENA

Współczesna popkultura oferuje nam sporo zróżnicowanych produkcji, które w centrum akcji osadzają dojrzewających bohaterów, wkraczających w dorosłe życie i niespecjalnie świadomych tego, co ich czeka. Żyją i myślą stereotypami, nie zawsze postępują tak jak powinni, na czym tracą nie tylko oni sami, ale także ich najbliższe otoczenie. "Big Mouth", jakkolwiek nie byłby cringe'owy i przegięty, ma na swoim koncie pewne sukcesy - nieraz udawało mu się, pod płaszczykiem dość radykalnego humoru i pomysłowego konceptu Potworów Hormonów, przemycić jakąś mądrość względem współczesnego świata, karmiącego nas fałszywymi teoriami na temat piękna czy seksu.
Big Mouth - recenzja 8. sezonu. Pożegnanie i dojrzewanie
W ósmej odsłonie powracamy do znanych nam bohaterów. Nick (Nick Kroll) ma kumpla o imieniu Andrew, tylko nie tego, którego znamy - ten pozbawiony seksualnej samokontroli (John Mulaney) został niedawno zamieniony na toksycznego dzieciaka z bogatego domu. Nowy etap w życiu Jessi (Jessi Klein) wypełniony jest przede wszystkim marihuaną i kiełkującą relacją z Camdenem - chłopakiem, z którym jest w szkolnej paczce. Missy (Ayo Edibiri) chce się znów bardziej otworzyć na ludzi, Matthew (Andrew Rannels) poszukuje odpowiedzi na pytania związane ze swoim nastawieniem do seksu, a Jay (Jason Mantzoukas) niezmiennie chaotycznie błąka się po świecie uczuć.
Po ośmiu sezonach można już odczuwać zmęczenie materiału. Swój kamyczek do historii dołożyły też "Zasoby ludzkie", spin-off opowiadający o biurowej rzeczywistości świata Potworów Hormonów. Teraz obserwujemy bohaterów na (już naprawdę) ostatnim etapie ich drogi dojrzewania, w którym niejako rozliczają się ze swoimi dotychczasowymi doświadczeniami i mierzą się z nadchodzącą przyszłością. Na przestrzeni serialu rozwijali się dość naturalnie, zdania o nich się nieraz zmieniały i to nie zawsze na dobre.
Sztandarowym przykładem takiej wizji twórców zdaje się być Nick - główna postać, którą początkowo pozycjonowano raczej jako pozytywną postać. Im dalej w las, tym coraz ciężej mu kibicować (zwłaszcza w tym sezonie za okrutny czyn wobec jednej z bohaterek), łatwiej zaś uwierzyć, że choć da się dostrzec w nim dobro, rzeczywiście będzie tym, kogo widzieliśmy w odcinku "z przyszłości" - toksycznym, bogatym i samotnym człowiekiem.
Większość wątków otrzmuje dość satysfakcjonujące domknięcie, a pożegnanie z bohaterami ma w sobie sporo nostalgii i ciepła.
8. sezon "Big Mouth" jest całkiem sprawnie poprowadzony pod kątem fabuły. Jeden z najlepszych odcinków to ten, w którym bohaterowie otrzymują dość obrazową lekcję dojrzewania. Twórcy dość sprawiedliwie traktują w nim odmieniane już przez wszystkie przypadki dojrzewanie - zmiany w ciele potrafią przynieść zarówno ekscytację i dumę, jak i niezbyt pożądane procesy.
Ciekawie zmierzono się również z motywem pornografii i tego, jak wpływa ona na dojrzewający umysł. Poza tym, większość wątków otrzymuje dość satysfakcjonujące domknięcie, a pożegnanie z bohaterami ma w sobie sporo nostalgii (Missy rozmawiająca ze swoją "młodszą wersją") i ciepła (jeśli nie zabolało was serce, gdy bromance Andrew i Maury'ego oficjalnie się skończył, nie macie uczuć!). Dobrze, że postanowiono zostać ciut dłużej z Devin - zawsze uważałem, że ta postać jest zdecydowanie ciekawsza, niż wskazuje na to jej ekranowy czas. Mało było np. Matthew, ale i w jego przypadku ciężko mówić o poczuciu zawodu, podobnie z Jayem i Lolą - największą power couple tego serialu, która w tym sezonie dostarczyła sporo komediowych momentów.
Obsada głosowa w sporej części pozostaje niezmieniona, ale to dobrze. Moją osobistą faworytką jest Ayo Edibiri, która choć od niedawna podkłada głos Missy, robi to w niezwykle udany sposób. Poza Edibiri, stara gwardia trzyma się zacnie - piekielnie dobremu w swoim fachu Nickowi Krollowi, ale także Mulaneyowi, Klein, Mantzoukasowi, czy cudownie dostojnej Mayi Rudolph ciężko zarzucić cokolwiek. Polski dubbing jest bardzo porządnie dobrany - Mateusz Damięcki świetnie pasuje do osobowości Nicka, wysoki i balansujący na granicy pisku głos Kasi Łaskiej udanie koresponduje z naturą Missy, Robert Jarociński i Olga Omeljaniec bezbłędnie sprawdzają się jako Maury i Connie, niestety tego samego nie można powiedzieć o Jakubie Szyperskim wcielającym się w Matthew - zastąpienie nim Józefa Pawłowskiego po prostu się nie udało.
"Big Mouth" nie było, nie jest i nie będzie najlepszym serialem w historii Netfliksa, miało swoje świetne momenty, ale także chwile dość niskich i nieciekawych lotów. Serial nie popada w większą niż zwykle przesadę, udanie pokazał, że sprośna kreskówka potrafi bez wstydu i nadmiernej żenady opowiadać o cielesności, seksie, uczuciach czy zdrowiu psychicznym. Nie jestem w stanie ocenić, jakiej liczbie młodych odbiorców ten serial wypełnił braki w edukacji. Choć oczywiście nie powinno tak być, serial Krolla i spółki był, jest i będzie nieraz sprośną i obrzydliwą, ale też pełną ciepła i współczucia lekcją.
Więcej informacji ze świata kina przeczytacie na Spider's Web:
- The Last of Us, sezon 3. - co dalej? Czego możemy się spodziewać w nowej odsłonie?
- Lilo i Stitch - recenzja filmu. Najlepsze live-action Disneya od lat
- Netflix właśnie zaorał swoją najlepszą serię horrorów. Opinia
- Film z polskimi influencerami zdaje egzamin na Prime Video równie dobrze jak w kinach
- Netflix ogłosił 2. sezon "Matek pingwinów". To genialny polski serial