To ja już wolę Daisy Ridley w nowej trylogii Star Wars. Thriller Amazona pokazał, że dało się gorzej
„Córka króla moczarów” to najnowszy film Neila Burgera, reżysera odpowiedzialnego za takie tytuły, jak „Voyagers”, „Spragnieni życia” czy „Iluzjonista”. Można powiedzieć, że twórca miał dobry start, ale ostatnio w jego życiu zawodowym porażka goni porażkę. Nawet najnowszemu filmowi nie udało się przełamać złej passy. Produkcja „Córka króla moczarów”, dostępna na platformie Amazon Prime Video, jest nieudana głównie pod względem konstrukcyjnym.
W tym filmie wszystko powinno się zgadzać, przynajmniej w teorii. Mamy całkiem dobrze dobraną obsadę aktorską. Na ekranie można zobaczyć m.in. Daisy Ridley, która nie tak dawno temu wcieliła się w postać Rey w najnowszej trylogii Gwiezdnych Wojen. Jej młodszą odsłonę w produkcji „Córka króla moczarów” zagrała z kolei Brooklynn Prince. Tę słodką dziewczynkę można kojarzyć głównie z genialnego tytułu „The Florida Project” z 2017 roku. Dołączył do nich również Gil Birmingham, czyli Thomas Rainwater z kultowego już serialu „Yellowstone”. Zapowiada się całkiem nieźle, prawda? Dołóżmy do tego jeszcze intrygującą tematykę, mroczny klimat oraz tajemnicę, która na zawsze odmieni spojrzenie na świat młodej dziewczyny. Jest to praktycznie gotowy przepis na sukces. Niestety coś poszło tutaj bardzo nie tak i sprawiło, że ostatecznie film „Córka króla moczarów” ogląda się niesamowicie ciężko, a ostatnie kilkadziesiąt minut wręcz na siłę.
Córka króla moczarów: o czym jest film z Daisy Ridley?
Film „Córka króla moczarów” na samym początku prezentuje widzom życie młodej Heleny (Brooklynn Prince). Dziewczynka wychowuje się w środku lasu, na podmokłych terenach. Mieszka w drewnianej chacie wraz z ojcem i matką. Na co dzień żyje w dziczy. Musi sama polować, aby mieć co włożyć do garnka. Nie ma pojęcia o tym, jak wygląda współczesny świat. Jest to oczywiście zasługa jej taty, Jacoba Holbrooka (Ben Mendelsohn). To właśnie on od najmłodszych lat uczy ją, jakie zasady gry obowiązują na odludziu. Jest też osobą bardzo konkretną oraz wymagającą. Stosuje metodę nagród i kar. Jeżeli jego córce uda się osiągnąć zamierzony przez niego cel, zdobywa jego uznanie. Jeśli z kolei odniesie porażkę, musi ponieść za to konsekwencje. Każde ważne wydarzenie w jej życiu sygnowane jest tatuażami, które wykonuje Jacob. Dziewczyna ma dobre relacje z ojcem. Bardzo go kocha i rozumie, dlaczego czasami traktuje ją dość oschle. Inaczej układa jej się z mamą. Helena czuje się niechciana, widzi w oczach rodzicielki swego rodzaju odrazę wobec własnego dziecka. To jednak nie do końca prawda.
Pewnego dnia w okolicach ich domu pojawia się zbłąkany turysta. Szuka on jakiegokolwiek szlaku. Mówi, że zgubił drogę. Matka Heleny od razu chwyta córkę w ramiona i prosi nowopoznanego mężczyznę o pomoc. Wykrzykuje, że wiele lat temu została uprowadzona i od tego czasu Jacob Holbrook przetrzymuje ją i jej dziecko. Kobieta jest roztrzęsiona. Tak naprawdę nikt poza nią nie wie, co się właściwie dzieje. Mała dziewczynka wyrywa się. Woła ojca i wielokrotnie powtarza, że bardzo go kocha. Za nic w świecie nie chce go opuszczać. Ostatecznie jej matce udaje się uratować ich dwójkę. Trafiają na komisariat policji, gdzie ich sprawą od razu interesuje się Clark Bekkum (Gil Birmingham). Szybko okazuje się, że z pozoru niewiarygodna historia kobiety jest prawdziwa. Faktycznie została porwana i zmuszona do przebywania na odludziu. Helena od tej pory musi dorastać z tą wiedzą. Jej największy autorytet okazał się być okrutnym kłamcą. Przez wiele lat dziewczyna żyje w przekonaniu, że jej ojciec trafił do więzienia i nie stanowi już większego zagrożenia. Dorosła Helena (Daisy Ridley) zakłada własną rodzinę, jednak ich szczęście nie trwa długo. Okazuje się, że skrywana przed bliskimi przeszłość kobiety zaczyna się o nią upominać, a niebezpieczeństwo zbliża się do niej wielkimi krokami.
„Córka króla moczarów” to koncepcja, której zabrakło duszy
Film „Córka króla moczarów” jest doskonałym dowodem na to, że koncepcja nigdy w pojedynkę nie uratuje danej produkcji. W tym przypadku również pomysł był dobry, ale wykonanie… nieco gorsze (żeby nie użyć niecenzuralnych słów). To, co kłuje podczas seansu w oczy najbardziej, to sam montaż tytułu. Jest on tak bezwzględnie pocięty, że wygląda to trochę tak, jakby sam Karol „Friz” Wiśniewski postanowił się do niego dobrać. Jak tylko jakikolwiek interesujący wątek zaczyna się rozwijać, to jest on momentalnie urywany – raz za razem. Jest to bardzo męczące dla widza, gdyż nie jest on w stanie skupić swojej uwagi na dłużej niż kilka smętnych minut. To nie TikTok, drodzy twórcy, tutaj ludzie chcą, żeby sceny trwały dłużej. Co dziwne, film nie jest też krótki, bo ciągnie się ponad półtorej godziny. Aż ciężko uwierzyć, gdyż zaraz po finale odnosi się wrażenie, że nie obejrzało się w zasadzie nic. Jedynie kilka pokracznie zlepionych ze sobą, naprawdę ładnych, to trzeba przyznać, kadrów. Całość okropnie na tym traci, a szkoda, bo świat przedstawiony był intrygujący. Nawet mimo tego, że prezentowana tajemnica wcale nie jest, no cóż, tajemnicą. O tym, że Jacob Holbrook jest bardzo niebezpiecznym przestępcą, dowiadujemy się praktycznie na samym początku. Najciekawszego etapu życia jego córki, czyli kilka lat po odkryciu traumatycznej prawdy, nie jest nam dane zobaczyć. W mgnieniu oka zostajemy przeniesieni do zupełnie innej rzeczywistości. Przy okazji brakuje już w niej kilku istotnych postaci, za to pojawiają się nowe. Dużo się tu dzieje i nic za specjalnie nie ma sensu.
Tytuł „Córka króla moczarów” po prostu poszedł na łatwiznę. Postawił na stare jak świat, nudne schematy i kompletnie pominął wszystko, co nawet w założeniu mogło być całkiem niezłym powiewem świeżości. Twórcy na siłę starają się też budować poczucie zagrożenia, tworzą sztuczny mrok, są niezwykle oszczędni w słowach (dosłownie, gdyż bohaterowie mówią mało, a jeżeli już, to niczego do fabuły nie wnoszą). Szkoda tylko, że żaden z tych zabiegów nie działa. Wszystko jest puste, jakby zupełnie nie miało duszy. Zabrakło tutaj pasji, może pomysłu lub jakiejkolwiek inspiracji z zewnątrz. Prezentowane widzom postacie w ogóle nie mają charakteru. Gdybym miała opisać chociaż jedną z nich w trzech słowach, to byłoby to bardzo ciężkie zadanie. Może udałoby mi się zrobić to jednym wyrazem. Helena jest przestraszona. Jej mąż jest nieświadomy. Jacob Holbrook, ojciec kobiety, jest niezrównoważony. To w zasadzie tyle, gdyż z matką Heleny nie obcujemy zbyt długo. Jedynym bohaterem, który ma jakąkolwiek moc sprawczą, jest policjant grany przez Gila Birminghama. Niestety sam wiele nie zdziała. Nikt inny scenariuszowo z nim nie współpracuje.
Podczas seansu powinniśmy czuć rosnące napięcie oraz stałe poczucie zagrożenia. Tak z zasady ma działać thriller. No właśnie, z zasady. Ani przez moment nie towarzyszyło mi nawet poczucie strachu. Może dlatego, że film nie pokazał mi, jak dorastająca Helena radziła sobie z traumatycznymi przeżyciami oraz z prawdą, która powinna zmienić ją już na zawsze. Do końca nie miałam pojęcia, co dzieje się w jej głowie, jak odbiera całą sytuację. Immersja na poziomie zerowym. Starałam się, ale ostatecznie nie mogłam wczuć się w jej historię. Przez to, że „tajemnica” zostaje ujawniona na samym początku filmu, dokładnie wiemy, do jakiego zakończenia to wszystko prowadzi. Tytuł „Córka króla moczarów” jest aż nieprzyjemnie przewidywalny. Wielka szkoda, że komuś zabrakło pomysłu. Chyba nikt nie wiedział, czym wypełnić produkcję, która kurczowo trzymała się nudnej formy. Całość przypomina niesamowicie przestarzałą machinę, którą ktoś „unowocześnił” kilkoma nowymi śrubkami, po czym uruchomił z nadzieją, że będzie działa poprawnie. Niestety, tak się nie stało.
Film „Córka króla moczarów” można obejrzeć na platformie Amazon Prime Video.
Więcej o produkcjach dostępnych na platformie Amazon Prime Video, czytaj na łamach Spider's Web.