Obejrzałem ekranizację fanfika o Harrym Stylesie z Anne Hathaway i jestem w szoku. To jest dobre!
To nie dzieje się często. Ba, taka sytuacja chyba jeszcze nigdy nie miała miejsca. Nie kojarzę ani jednej adaptacji fanfika czy innych wattpadowych prób literackich, która okazałaby się dobrym kinem. Tymczasem "Na samą myśl o tobie" zrywa z tą regułą - film Amazona z Anne Hathaway to naprawdę niezła produkcja.
OCENA
Powieść „Na samą myśl o tobie” (oryg. „The Idea of You”) autorstwa Robinne Lee cieszyła się olbrzymią popularnością zwłaszcza w okresie pandemii - początkowo na Wattpadzie, później również w wersji drukowanej. Choć Lee nigdy bezpośrednio nie przyznała, że bohater książki, Hayes Campbell, to inkarnacja Harry’ego Stylesa, nawiązania są oczywiste; fani wyłapali ich całe mnóstwo zarówno w powieści, jak i w materiałach promujących film od Amazon Prime Video. To oczywiste, że autorka odnosiła się do tej kwestii wymijająco, ale nie mogła jednoznacznie zaprzeczyć - w jednej z wypowiedzi stwierdziła, że stworzona przez nią postać to miks księcia Harry’ego, piosenkarza Stylesa, Eddiego Redmayne’a, jej męża i kilku byłych. Kiedy indziej przyznała, że pewnego dnia trafiła na YouTube na pewnego brytyjskiego piosenkarza, członka popularnego boysbandu - jej zdaniem był „nieznośnie piękny i bardzo młody”; spędziła godzinę, czytając o nim i tak odkryła, że ten często umawiał się z dużo starszymi kobietami. „Tak w mojej głowie narodził się pomysł na tę historię” - podsumowała.
Dlatego też określanie powieści Lee mianem „fanfika o Harrym Stylesie” nie jest nadużyciem - zresztą, w mojej opinii nie ma w tym nic dyskredytującego, fanfiki mają przecież wieloletnią tradycję i nieustannie cieszą się olbrzymią popularnością w sieci. A jeśli komuś udaje się je przekuć w powieść pozbawioną szkodliwych komponentów (a tak podobno jest w istocie, podobnie zresztą sprawy się mają w przypadku filmu) - tym lepiej.
Teraz ta historia o romansie młodego gwiazdora ze starszą od siebie samotną matką w wersji filmowej trafiła do oferty Amazon Prime Video. I okazała się naprawdę fajnym komediodramatem.
Na samą myśl o tobie - recenzja filmu od Amazon Prime Video
Raz jeszcze: rozwiedziona handlarka dziełami sztuki, samotna matka Solene (Hathaway), wdaje się w nieoczekiwany romans z szesnaście lat młodszym boysbendowym łamaczem serc, Campbellem (Nicholas Galitzine). Ten skrót zdaje się nie zapowiadać niczego dobrego, a jednak wyrasta z niego - poza, rzecz jasna, pełną ciepła fantazją - zadziwiająco błyskotliwe i zrównoważone studium pragnień i sławy. Mam przez to na myśli między innymi fakt, że nie kojarzę zbyt wielu innych filmów, które tak doskonale pojmują i portretują internetowy hejt, który jest zmienny jak wiatr, modyfikowany w zależności od perspektywy.
Co równie zadziwiające, reżyser Michael Showalter nie buduje romansu na standardowych kliszach, toksycznych i szkodliwych interakcjach. Twórca nie tylko skupia się na głównym duecie, poświęcając mu pełnię uwagi, troski i wyczucia; przede wszystkim z olbrzymią empatią, wrażliwością i zrozumieniem nakreśla przed odbiorcą zderzenie tej pary z problematyką miłości fanów, co na pstrym koniu jeździ; kulturą celebrytów i Internetu w sensie ogólnym. Przy okazji zadaje mnóstwo ciekawych pytań na temat pożądania w epoce cyfrowej i punktuje różnice między tradycyjnym, bardziej nostalgicznym zauroczeniem a tym zza ekranu.
Czytaj więcej o nowościach w serwisach sreamingowych na Spider's Web:
Podoba mi się też to, że Showalter nie gnębi idei fantazji, nie piętnuje fanfików - doskonale rozumie, na czym wyrosły, z czego wynikają pełne nadziei marzenia, które w gruncie rzeczy są bardziej złożone, niż tylko oparte na fanowskiego zakochania w znanej osobie. I nie chce z tych marzeń drwić, woli oddać im sprawiedliwość - wybiera nawet dość odważne zakończenie, czyniąc z niego list miłosny do wszystkich tych nawet najbardziej absurdalnych snów. Pozwala scenariuszowi być głupiutkim i uroczym, ale gdy trzeba, traktuje go poważnie (jak choćby w tematyce mizoginii czy ageizmu).
"Na samą myśl" nie jest też festiwalem seksu, jak to często bywa w podobnych produkcjach; przeciwnie. Najwięcej tu, tak po prostu, frajdy i zabawy (przedstawionej w bardzo stylowy, pełen pasji sposób), ale niepozbawionej ciężaru. Odpowiedzi nie są tak proste, jak można by się spodziewać; fantazja ma swoje konsekwencje. Grunt, że na żadnym etapie tej opowieści nie czyni z tego szkodliwego, problematycznego seansu, a przekazuje w nim ogrom świetnych komentarzy na temat naszej okołocelebryckiej czy internetowej rzeczywistości. Do tego całość wygląda świetnie (serio, Showalter popisał się realizacją), a i bohaterów - serio! - nie sposób nie polubić. Warto dać szansę.
Na samą myśl o tobie obejrzycie na Amazon Prime Video.