Scena po napisach „Czarnej Wdowy” rzuca światło na całe MCU. Szansa na Dark Avengers nigdy nie była tak duża
„Czarna Wdowa” to najpopularniejszy film ostatnich tygodni, ale fani superbohaterów stęsknieni za Marvel Cinematic Universe czekają już na więcej. Scena po napisach końcowych rzuciła trochę światła na fabułę serialu „Hawkeye” i dała szansę na pojawienie się drużyny Dark Avengers. Ale czy to na pewno realne?
Uwaga! Tekst zawiera spoilery dotyczące zakończeń „Czarnej Wdowy” oraz „The Falcon and the Winter Soldier”.
„Czarna Wdowa” wciąż jest dostępna w kinach na całym świecie i pomimo wyraźnego spadku zainteresowania produkcją po pierwszym weekendzie długo ich jeszcze nie opuści. Marvel Cinematic Universe znajduje się jednak w stałym ruchu i każdy nowy tytuł stanowi furtkę dla kolejnych filmów czy seriali. Tyczy się to nawet „Czarnej Wdowy”, choć jej powiązanie z szerszym światem MCU okazało się bardzo luźne i zostało odrysowane w okropnie leniwy sposób (o czym więcej pisałem w tekście poświęconym niedoborowi gwiazd i cameo na poziomie). Tak naprawdę tylko dwa epizodyczne wątki obecne w produkcji Cate Shortland potencjalnie odnoszą się do przyszłości 4. fazy. Pierwszym z nich jest powrót Thaddeusa Rossa, a drugim spotkanie Yeleny Belovej z Valentiną Allegrą de Fontaine w scenie po napisach.
Dlaczego te trzy postaci (a przede wszystkim obie kobiety) mają tak wielkie znaczenie? Na najbardziej podstawowym poziomie chodzi o obecność przybranej siostry Nataszy Romanoff w serialu „Hawkeye”. Produkcja zapowiedziana na ostatni kwartał roku pozwoli Marvelowi na odpowiednie pożegnanie tytułowej postaci granej przez Jeremy'ego Rennera i otworzy drzwi przed młodą Kate Bishop, która przejmie po nim pałeczkę. Dzięki „Czarnej Wdowie” wiemy zaś, że Yelena Belova będzie przynajmniej przez jakiś czas przeciwniczką wspomnianej dwójki i zapoluje na Hawkeye'a w ramach zemsty za jego udział w śmierci Czarnej Wdowy.
Mówiąc szczerze, cała ta intryga jest szyta okropnie grubymi nićmi, bo opiera się na nieporozumieniu możliwym do rozwiązania w ciągu kilku minut rozmowy. Wystarczy, żeby Clint Barton opowiedział Belovej o szczegółach wyprawy na Vormir i bohaterskim poświęceniu jej siostry, by nie miała ona żadnych powodów do dalszej walki. Dlatego też nie wiążę wielkich nadziei z tym serialem Disney+ i raczej nastawiam się na nonsensowną fabułę (co najwyżej Marvel Studios zaskoczy mnie pozytywnie, w tym niczego złego nie ma). Szersza idea kryjąca się za machinacjami de Fontaine wydaje mi się natomiast bardzo intrygująca.
Coraz więcej wskazuje na to, że Marvel szykuje się do powstania grup Dark Avengers i Young Avengers.
Plotki na temat drugiej z grup krążą po sieci już od 2019 roku, ale z każdą kolejną zapowiedzią Marvela wydają się coraz bardziej wiarygodne. Filmowe uniwersum desperacko potrzebuje rozpoznawalnych bohaterów, a podrzucenie ich nastoletnich zamienników jest najprostszym i po prawdzie też najbardziej topornym rozwiązaniem tej sprawy. Wiele wskazuje jednak na to, że Marvel właśnie ku temu zmierza. Wskazują na to projekty poświęcone Kate Bishop, Ms. Marvel, Ironheart i Echo, a jeśli wierzyć wcześniejszym doniesieniom do drużyny nastoletnich bohaterów mieliby też należeć Cassie Lang czy Hulkling. Inna sprawa, że wydaje się to mimo wszystko melodią przyszłości i potencjalny film o Young Avengers nie trafi do kin wcześniej niż w 2024-25 roku. Pojawienie się Dark Avengers widnieje z kolei już na horyzoncie.
- Czytaj także: „Czarna Wdowa” otworzyła MCU na mutantów? Tak twierdzi aktor grający jedną z epizodycznych ról.
Natrafiamy tutaj jednak na kilka bardzo istotnych „ale”. Pierwsze z nich dotyczy wspomnianego Thaddeusa Rossa. Antybohater kojarzony z komiksów i animacji głównie jako niechętny teść Bruce'a Bannera i wielki przeciwnik Hulka do tej pory był wykorzystywany przez MCU w bardzo ograniczonym zakresie. Za każdym razem jak trzeba było, żeby amerykański rząd pogroził Avengers palcem, to na scenie pojawiał się Ross. Czytelnicy Marvela od lat liczą jednak, że firma powróci do jego bliższych kontaktów z Hulkiem, a może nawet przemieni byłego generała w Red Hulka. To ostatnie życzenie chyba się nie spełni, ale Marvel Cinematic Universe wciąż może go wykorzystać jako szefa Thunderbolts.
Opisanie całej skomplikowanej historii tej grupy wymagałoby osobnego tekstu, ale w dużym skrócie na przestrzeni lat należeli do niej złoczyńcy udający bohaterów, byli kryminaliści chcący zmacać tę plamę ze swojej przeszłości i antybohaterowie wysyłani na szczególnie niebezpieczne misje z udziałem przemocy. Część fanów spekuluje, że Valentina de Fontaine może działać na zlecenie rządu, który planuje stworzenie własnej grupy bohaterów niezależnych od Avengers. Co oznaczałoby, że Yelena Belova i U.S. Agent z „The Falcon and the Winter Soldier” dołączyliby do Thunderbolts i automatycznie wpadliby pod dowództwo Thaddeusa Rossa. Wydaje mi się to nieco naciąganą teorią, ale nie niemożliwą do realizacji. Osobiście znacznie chętniej zobaczyłbym jednak na scenie Dark Avengers. Bo to ta grupa obecna w komiksach w latach 2009-10 i 2012-13 jest po prostu znacznie ciekawsza.
Marvel Cinematic Universe potrzebuje jednak pewnej postaci, bez której Dark Avengers nie mogą istnieć. To Norman Osborne.
Genialny wynalazca i przedsiębiorca jest znany przede wszystkim jako jeden z trzech najgroźniejszych przeciwników Spider-Mana – Zielony Goblin. Wielokrotnie na przestrzeni lat odgrywał jednak większą rolę wobec całego świata Marvela. W 2009 roku Dom Pomysłów zdecydował, że po wydarzeniach z crossovera „Tajna Inwazja” amerykański rząd z komiksów zawiesi Avengersów i odda ich w ręce Normana Osborna, który zasłynął w trakcie walk ze Skrullami jako przywódca Thunderbolts. Ojciec Harry'ego Osborna stał się w ten sposób szefem T.A.R.C.Z.Y. (przemianowanej na H.A.M.M.E.R.) i dowódcą nowego zespołu, który funkcjonował jako Dark Avengers. W jego skład weszli głównie dawni złoczyńcy i antybohaterowie z dodatkiem Sentry'ego i Aresa, którzy nie mieli nic przeciwko współpracy z Osbornem.
Oryginalny skład drużyny nie obejmował nikogo znanego z Marvel Cinematic Universe (choć w „Iron Manie 3” James Rhodes pojawił się na moment jako Iron Patriot, czyli alter ego wymyślone właśnie przez Normana Osborna na potrzeby Dark Avengers). Warto natomiast wspomnieć, że w jednej z późniejszych wersji pojawia się John Walker, czyli U.S. Agent. Co tym bardziej wzmacnia podejrzenie, że Kevin Feige i Marvel Studios szykują się do stworzenia właśnie tej drużyny. Problem w tym, że bez Normana Osborna nie będzie mieć to żadnego sensu. Tajemniczego mocodawcę de Fontaine można by teoretycznie zamienić na dowolnego inteligentnego złoczyńcę Marvela – przychodzi na myśl choćby Doktor Doom – ale bez Osborna zabawa byłaby bez porównania mniejsza.
Problem w tym, że los postaci związanych ze Człowiekiem-Pająkiem po „Spider-Man: No Way Home” jest kompletnie niejasny z uwagi na teoretycznie dobiegające końca porozumienie Disneya z Sony. Nie wiadomo więc, czy Marvel Studios mogłoby w ogóle wykorzystać Normana Osborna. Rodzi się też pytanie, z kim Dark Avengers mieliby w ogóle walczyć. Oryginalni Avengers z MCU de facto już nie istnieją jako drużyna. A z kolei o rywalizacji ze Skrullami nie może być mowy, bo ta rasa w filmowym uniwersum jest pokojowo nastawiona do Ziemian. Wszystko to sprawia, że póki co pytań wokół przyszłej strategii Marvela jest więcej niż odpowiedzi. W strategii zarysowanej przez ostatnie seriale i film „Czarna Wdowa” widać zaczątki dobrych pomysłów, ale do ich skutecznej realizacji wciąż jest bardzo daleko.
- Czytaj także: Obok zagrożenia na Ziemi Marvel Cinematic Universe zmierza też w stronę zarysowania groźby multiuniwersum. Właśnie poznaliśmy głównego antagonistę tej drugiej ścieżki. Kim jest Kang Zdobywca?