HBO Max ma w swojej ofercie wiele ekscytujących filmów, które widzowie odświeżają sobie w domu w te ponure, nieprzyjemne pogodowo dni. Tym bardziej zaskakujący jest fakt, że na pierwszym miejscu oglądalności na platformie jest..."Czerwona Jedynka". Świątecznej produkcji z udziałem The Rocka oraz Chrisa Evansa daleko do wysokiej jakości, ale jak widać, subskrybentów to nie zraża.

Choć do świąt Bożego Narodzenia jest jeszcze trochę czasu, klimat z nimi związany jest obecny na długo przed końcem grudnia. Nie mówię tutaj tylko o sklepach reagujących na przedświąteczny boom, ale również o zawsze pojawiających się w kalendarzowej okolicy filmach osadzonych w tematyce wigilijno-mikołajowo-reniferowej. Jednym z nich jest zeszłoroczna "Czerwona Jedynka", w której The Rock i Kapitan Ameryka przebrany za cwaniaka ratują święta i przy okazji samego Mikołaja.
Czerwona Jedynka - podróż do Mikołajowersum
Głównym bohaterem filmu jest Jack O'Malley (Chris Evans), który jako dziecko należał do wąskiej grupy kwestionujących istnienie Świętego Mikołaja. Obecnie jest typem od czarnej roboty, hakerem do wynajęcia, który zaniedbuje relacje ze swoim synem. Równolegle akcja dzieje się na biegunie północnym trwają przygotowania do świąt. Przygotowania nadzoruje szef ochrony i najlepszy przyjaciel świętego - Callum Drift (Dwayne Johnson), który z powodu utraconej wiary w ludzi i zarazem serca do pracy, chce odejść na emeryturę. Spokoju jednak nie zazna, gdyż Mikołaj (J.K. Simmons) zostaje porwany, a dwaj wspomniani bohaterowie, choć wybitnie od siebie różni, zostaną zmuszeni do połączenia sił.
Choć mam wobec tego filmu sporo zarzutów, to jest jedna rzecz, która wyraźniej mi się w nim spodobała. Chodzi o zapowiedziane w tytule "Mikołajowersum" - reżyser Jake Kasdan postanowił zadać sobie minimum trudu, by poszerzyć nieco świat przedstawiony. Biegun Północny w jego wizji to gigantyczne przedsiębiorstwo ze szczegółowym podziałem na sekcje zajmujące się konkretnymi zadaniami w związku z "misją prezentową". Wszystko tworzy tam spójny system, a dodatkowo mamy do czynienia z innymi postaciami - do fabuły zostają wprowadzeni Krampus czy Gryla, co jest i ciekawym urozmaiceniem, i fajnym sygnałem, że ten świat ma większy potencjał i nie musi się opierać wyłącznie na Mikołaju.
Poza całkiem interesującym podejściem do światotwórstwa, "Czerwona Jedynka" jest - moim zdaniem generycznym i grzecznym średniakiem, który nie wychodzi poza schematy. Mamy bohaterów przedstawionych na zasadzie "kto się czubi, ten się lubi". Jest efektownie (choć czasami nie zawsze widać 250 mln dolarów budżetu), jest rozrywkowo. Choć scenariusz niespecjalnie pozwala rozwinąć postacie grane przez Dwayne'a Johnsona i Chrisa Evansa, panowie mają wystarczającą chemię, by widz mógł na dwie godziny zapomnieć o bożym świecie i popatrzeć, jak sobie nawzajem dogryzają.
"Czerwona Jedynka" według mnie nie stanie się świątecznym klasykiem ani przykładem dobrego kina, które łączy komedię i akcję ze świątecznym klimatem. Między wierszami przemyca mądrość dotyczącą ludzkich postaw, czy odzyskiwania radości życia, ale całościowo to pozbawiony brawury i jakiegoś ryzyka film, kolejny z gatunku "The Rock pręży muskuły i ratuje świat", tylko tym razem robi to z udziałem Chrisa Evansa. Popularność rządzi się jednak swoimi prawami i mam szczerą nadzieję, że "Czerwona Jedynka" przyniesie więcej radochy oglądającym ją na HBO Max, niż mnie w trakcie kinowego seansu sprzed roku.
"Czerwona Jedynka" jest dostępna do obejrzenia w HBO Max.
Więcej o produkcjach dostępnych na HBO Max przeczytacie na Spider's Web:
- Film sci-fi podbija HBO Max. Widzowie kochają go i nienawidzą
- HBO Max wróciło do świata Teorii Wielkiego Podrywu. Jaram się
- Gdzie pojadą bohaterowie Białego Lotosu? 4. sezon coraz bliżej Polski
- Po nowym odcinku widzowie wydali wyrok: ta komedia HBO Max to najlepszy serial
- Ten film to TOP 1 na HBO Max. I słusznie, bo to jedna z najmocniejszych premier roku







































