Produkcje o boksie i biografie słynnych sportowców od lat cieszą się coraz większą popularnością. Trudno zaś wyobrazić sobie bogatszą w niesamowite szczegóły historię niż ta, w której pierwsze skrzypce grał Mike Tyson. Jeden z najbardziej niesławnych bokserów wagi ciężkiej w historii ma za sobą niezwykle burzliwe i budzące spore kontrowersje życie. Nic więc dziwnego, że dyskusje budzi też poświęcony mu serial "Mike".
Disney+ w rekordowo niskiej cenie. Subskrypcję możesz wykupić tutaj - tylko do 19.09.
Nie ma sensu udawać, że Mike Tyson jest wielkim zwolennikiem produkcji, którą przygotował serwis Hulu (w Polsce obejrzymy ją z kolei na Disney+ dzięki segmentowi Disney Star). Były bokser czuje się wykorzystany, ponieważ twórcy serialu nie konsultowali z nim jego treści, nie dostali od niego błogosławieństwa i (podobno) nic mu nie zapłacili. Rzecz w tym, że autoryzowane biografie kryją w sobie własne pułapki i potrafią zamienić się w laurkę poświęconą bohaterowi.
"Mike" paradoksalnie może więc pokazać więcej bez wsparcia Tysona, niż gdyby wielokrotny mistrz świata w wadze ciężkiej współpracował z Hulu. Showrunner produkcji Steven Rogers (autor scenariusza do "Jestem najlepsza. Ja, Tonya") korzysta zresztą z tej wolności, by wykreować jak najbardziej kompletny i wciągający obraz Mike'a Tysona. Nawet jeśli jego decyzje narracyjne wprowadzają niekiedy za dużo niepotrzebnego chaosu.
Mike - nowy serial od Disney+ w Polsce:
W ramach tegorocznego Disney+ Day w naszym kraju zadebiutował szereg niezwykle interesujących produkcji. Jedną z nich właśnie "Mike", które pierwsze cztery odcinki zadebiutowały na Disney+ 8 września. Cały miniserial liczy sześć epizodów, więc na zakończenie tej historii przyjdzie nam jeszcze nieco poczekać. Nie oznacza to, że "Mike" na tym etapie nie ma do zaoferowania ciekawej opowieści. Produkcja skupia się na życiu Tysona od trudnego dzieciństwa na Brooklynie, przez kłopoty z prawem i pierwsze bokserskie treningi w poprawczaku, aż po sukcesy pod okiem Cusa D'Amato.
Chronologiczna narracja jest stale przerywana przez umiejscowione w 2017 roku fragmenty publicznego wystąpienia Tysona, w trakcie którego ze szczegółami opisał widowni swoje życie. W ten sposób "Mike" staje się wyjątkowo retrospektywną podróżą w głąb siebie i poszukiwaniem odpowiedzi na kluczowe pytanie: "Kim jestem?". Prawdziwy Mike Tyson robił to wielokrotnie w ostatnich latach, więc twórcom produkcji nie brakowało materiału, by uczynić taki fabularny wybieg wiarygodnym.
Ich zabawy z formą niekiedy przeszkadzają jednak w naturalnym przebiegu opowieści i wprowadzają niepotrzebny chaos. A maniera ciągłego łamania czwartej ściany (serialowy Tyson bardzo często zwraca się bezpośrednio do widzów) czyni emocjonalną podróż tytułowego bohatera trochę zbyt dosłowną. Na szczęście, to co najważniejsze, nie umyka twórcom nawet na moment - doskonale widzą, że Mike Tyson jest niezwykle interesującą i niejednoznaczną postacią. I potrafią wyciągnąć na wierzch te cechy byłego boksera.
"Mike" jest jedną z tych produkcji Disney+, które podejmują tematy takie jak przemoc i używki.
Dostępna w Polsce od kilku miesięcy platforma w oczach części konsumentów nosi niesprawiedliwą łatkę usługi głównie dla młodszych widzów. Nikt oczywiście nie zaprzecza, że Disney+ oferuje mnóstwo tytułów dla dzieci i młodzieży, ale nie brak tam też produkcji dla dojrzałego odbiorcy. "Mike" nie unika rozmaitych problemów i słabości, które dręczyły Tysona przez całe jego życie. Rogers dosyć otwarcie zastanawia się, jaki wpływ na "Bestię" miały problemy finansowe jego matki i bycie ofiarą dręczenia za najmłodszych lat. Seks, narkotyki, alkohol i kompulsywne zakupy z późniejszych lat kariery Tysona stają się tym samym swoistym krzykiem po pomoc.
W kolejnych tygodniach sieć zaleją z pewnością artykuły szczegółowo porównujące biografię Mike'a Tysona z tym, co pokazano w produkcji Hulu. Pierwsze opinie na ten temat są jednak dosyć pozytywne. "Mike" nie jest może najbardziej rozbudowanym serialowym biopikiem w dziejach (kolejne odcinki nie przekraczają długością 30 minut), ale udanie zagląda w głąb duszy tytułowego bohatera. Co nie byłoby możliwe, gdyby nie stroniąca od przesady kreacja Trevante'a Rhodesa.
Amerykański aktor nie stroni od typowych dla Tysona tików i często bardzo charakterystycznych zachowań, ale też w żadnym momencie nie błaznuje. To wciąż poważny portret zawodowego sportowca, nawet jeśli czasami puszczający oczko w stronę widzów. Na drugim planie Rhodesowi towarzyszą takie sławy jak Harvey Keitel, Grace Zabriskie i Russell Hornsby jako Don King i dobrze wywiązują się ze swoich zadań, choć nie dostają zbyt wiele czasu ze swoimi postaciami. To bądź co bądź opowieść skupiona głównie na Mike'u Tysonie. Miejscami naprawdę udana, choć daleka od wielkości m.in. przez wyjątkowo monotonne i pozbawione dynamiki sceny na ringu. Jeżeli jednak nie przeszkadza wam sprzeciw samego bohatera "Mike'a", to absolutnie warto tej produkcji dać szansę.
Serial "Mike" obejrzycie wyłącznie na Disney+.
Publikacja zawiera linki afiliacyjne Grupy Spider's Web.