"Eternals" wylądowali. Film od dzisiaj można oglądać w kinach. My już widzieliśmy i opowiadamy, jak nam się podobało.
OCENA
Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? "Eternals", czyli najnowszy film Disneya z cyklu Marvel Cinematic Universe, daje na te pytania zadziwiająco jasną odpowiedź. Niestety nie wszystkim się ona spodoba.
Disney po ponad dekadzie kręcenia produkcji z cyklu MCU wyprztykał się już z pierwszo- i drugoligowych bohaterów, więc zaczął sięgać naprawdę głęboko w swoich archiwach w poszukiwaniu inspiracji dla kolejnych filmów. Tym razem padło na grupę o nazwie "Eternals", nazywaną w języku polskich "Przedwiecznymi". Tytuł im poświęcony to trzeci film kinowy o superbohaterach Marvela w tym roku po "Czarnej Wdowie" i "Shang-Chi".
Eternalsi, czyli w zasadzie kto?
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że Chloe Zhao w swoim filmie nie siliła się na wierne odwzorowanie materiału źródłowego, czyli komiksów Marvela. Zamiast pójść w wierną adaptację, reżyserka wraz z Kevinem Feige'em i spółką postanowili, tak jak przy innych tego typu okazjach, przerobić znany motyw na swoją modłę i retroaktywnie dokleić go do MCU (i tak, zgodnie z obietnicami dostaliśmy odpowiedź na pytanie, czemu Eternalsi nie wzięli udziału w walce z Thanosem).
Film na samym wstępie wyjaśnia też, że Przedwiecznych stworzyli tajemniczy Celestiale, czyli ogromne kosmiczne istoty odpowiedzialne za powstanie życia (przynajmniej tego w naszym rozumieniu) we wszechświecie. To oni umieścili grupę na Ziemi kilka tysięcy lat przed czasami obecnymi, a długowieczne istoty były takim wentylem bezpieczeństwa i odpowiedzią na zagrożenie ze strony panoszących się po naszym globie Dewiantów. Walczyli z nimi przez stulecia.
Eternalsi wykonali swoją misję i… poszli na emeryturę.
Zadaniem grupy było powstrzymanie terroryzujących raczkującą ludzkość Dewiantów, czyli śmiercionośnych potworów podobnych do zwierząt. Potem bohaterowie się jednak rozdzielili, a każdy z członków tej licznej grupy poszedł w swoją stronę. Protagonistką jest tu niejaka Sersi (Gemma Chan), która współcześnie mieszka w Londynie. Władająca materią nauczycielka umawia się z Dane'em Withmanem (Kit Harington), a pewnego dnia para zostaje zaatakowana…
Za atakiem stoi oczywiście Dewiant, chociaż Przedwieczni myśleli, że zabili już wszystkie te istoty. Dane dowiaduje się z kolei, że jego dziewczyna ma tajemnice. Jeśli ktoś się jednak spodziewał, że to gwiazdor "Gry o tron" będzie takim awatarem widza i to za jego pośrednictwem sami wejdziemy w ten dziwny świat, to będzie zawiedziony, gdyż Kit Harington równie szybko znika, jak się pojawia. Film całą uwagę skupia na tytułowych Eternalsach. A tych nie brakuje.
Na szczęście, wbrew moim obawom, bohaterowie są na tyle wyróżniający się z tłumu, że bardzo szybko zacząłem ich rozpoznawać.
Oprócz wspomnianej Sersi, która wyrosła na protagonistkę, w Londynie mieszka również zamknięta w ciele dziecka Sprite (Lia McHugh), która włada iluzją podobnie jak Loki. Oprócz tego w zespole można znaleźć jeszcze aż ósemkę innych postaci, których gra bardzo różnorodna obsada - mamy tutaj chyba pełen przekrój etniczny, a nawet osobę niepełnosprawną co nie często się zdarza wśród bohaterów. Tym pozostałymi bohaterami "Eternals" są:
- waleczny Ikaris (Richard Madden) z mocami a la Superman; były mąż Sersi;
- aktor Kingo (Kumail Nanjiani) manipulujący energią kosmiczną za pomocą dłoni;
- uzdolniony Phastos (Brian Tyree Henry) uwielbiający nowoczesne technologie;
- niema Makkari (Lauren Ridloff), która biega szybko niczym Quicksilver;
- empatyczny Druig (Barry Keoghan) ze zdolnością manipulowania umysłami;
- potężny Gilgamesh (Ma Dong-seok) o bardzo łagodnym usposobieniu;
- silna Thena (Angelina Jolie), która w walce nie ma sobie równych;
- stanowcza Ajak (Salma Hayek) ze zdolnością leczenia ran.
Film jest przy tym niezwykle długi, nawet jak na standardy Marvela, ale przy tak licznej obsadzie pierwszoplanowej (mamy tu aż dziesięciu nowych bohaterów!) jest to bardzo dobrą wiadomością. Na przestrzeni tych 157 minut zwiedzamy w dodatku pół świata w towarzystwie tej zgrai kompletującej zespół po latach marazmu w odpowiedzi na nowe zagrożenie. Prowadzi to do starć z Dewiantami w bardzo różnorodnych okolicznościach przyrody.
Nie da się jednak ukryć, że walki w "Eternals" są takie… generyczne.
Supermoce bohaterów są może i efektowne, ale wtórne. W zasadzie nie było tu nic, czego w filmach o superbohaterach wcześniej nie widzieliśmy. Sekwencje akcji są co najwyżej poprawne, a dialogi między postaciami i relacje między postaciami wypadają płytko i… przewidywalnie. Tyle dobrego, że na pewnym poziomie da się to wytłumaczyć fabularnie - bo w sumie trudno, żeby charakter istot liczących sobie kilka tysięcy lat zmienił się o 180 stopni na przestrzeni kilku godzin.
Niestety, jakby tego było mało, bohaterowie Disneya znowu nie trafili na godnego sobie przeciwnika. Marvel przypomniał, że od zawsze ma problem z kreowaniem łotrów. Nie liczcie na nowego przeciwnika pokroju Thanosa i Lokiego - to nie ten adres. W pewnym stopniu odświeżający jest jedynie fakt, że zagrożeniem dla świata, któremu przeciwstawiają się Eternalsi, nie jest kolejny szaleniec z przerośniętym ego, tylko coś znacznie bardziej… nieuchwytnego.
"Eternals" wywraca do góry nogami mitologię MCU
W filmie dowiadujemy się, jaka jest geneza ludzkości oraz… jaki czeka ją los. Bohaterowie w dodatku nie są zgodni co do tego, czy faktycznie warto nas ratować, czy też lepiej ludzkość porzucić - i za oboma tymi scenariuszami stoją naprawdę dobre argumenty! Paradoksalnie jednak na tym etapie trudno uznać ten film za faktycznie ważny z punktu widzenia Marvel Cinematic Universe i dopiero czas pokaże, co pojawienie się Eternalsów zmieni w życiu pozostałych bohaterów.
Żałuję też, że Marvel po raz trzeci w tym roku tak… oszczędnie podchodzi do kwestii łączenia franczyz i skupia się wyłącznie na nowych twarzach. Tęsknię też za czasami, gdy MCU skupiało się na tych "przyziemnych" sprawach (infiltracja T.A.R.C.Z.Y. przez H.Y.D.R.Ę., wojna domowa bohaterów itp.), a kosmos odwiedzaliśmy ze Strażnikami Galaktyki. Na powrót tych ostatnich przyjdzie nam jednak poczekać (i teraz to ich nieobecność trzeba będzie wyjaśnić!).
Mimo tych wszystkich moich uwag "Eternals" nie oglądało się źle - ale w moim prywatnym rankingu tegorocznych filmów Marvela nowa produkcja plasuje się gdzieś pomiędzy "Shang-Chi" i "Czarną Wdową". Film dostaje jednak bonusowe punkty za muzykę! Rzadko się zdarza w przypadku MCU, abym szukał nazwiska kompozytora w napisach końcowych i wcale mnie nie zdziwiło, iż za ścieżkę dźwiękową odpowiadał tu fenomenalny Ramin Djawadi ("Gra o tron", "Westworld").
"Eternals" trafiło do polskich kin już dzisiaj, czyli 5 listopada 2021 r.
PS W filmie pojawią się dwie sceny po napisach. Nie wychodźcie z kina, nawet jeśli przedwcześnie zapalą się reflektory.
Tekst został opublikowany 25 października 2021.