„Frankenstein” Mary Shelley to niewątpliwie jedna z bardziej żyznych literackich gleb, z których wykiełkowała prawdziwa obfitość kolejnych wersji - kinowych, teatralnych, telewizyjnych, komiksowych. Dlaczego akurat ta powieść wydawała się całej rzeszy twórców tak wdzięczna do adaptacji? Powodów tej niekończącej się fascynacji jest kilka.

Nie przesadzę, jeśli napiszę, że filmów i seriali z udziałem potwora Frankensteina jest tak wiele, że trudno je zliczyć i niczego nie pominąć. O innych mediach nawet nie wspominam. Zerknijcie tylko na pęczniejącą niezmiennie od 1915 r. listę filmów, w których ów Stwór się pojawia. Jest porażająco długa. No, ale nic dziwnego - potwór ten, potocznie (i błędnie) również nazywany Frankensteinem, stał się jednym z popkulturowych symboli zanim w ogóle jeszcze popkulturę nazwano.
Według powyższej listy, lista filmów „opartych, choć tylko pośrednio” na powieści sięga ponad czterystu pozycji. Produkcji bezpośrednio bazujących na prozie Shelly jest znacznie mniej, ale wciąż imponująco wiele. Dokładna liczba również jest bardzo trudna do podania z pełną pewnością - tym bardziej, że sporo zależy od przyjętych kryteriów (dzieła zaginione, adaptacja wierna, swobodna, tylko inspiracja). Liczba adaptacji bliższych źródłu przekracza (co najmniej!) trzydzieści; niektóre artykuły i podsumowania wymieniają ponad sześćdziesiąt pozycji.
Cóż - gotyckie horrory epoki romantyzmu po dziś dzień rozpalają wyobraźnię. „Frankenstein”, „Dracula”, „Doktor Jekyll i pan Hyde”, „Portret Doriana Graya” i inne dzieła po dziś dzień są odmieniane przez wszystkie kulturowe przypadki. Dwa pierwsze zdają się jednak niedoścignione.
Frankenstein: dlaczego wciąż do niego wracamy?
Dlaczego tak jest? Odpowiedź ma kilka warstw, jest jednak w swej istocie dość banalna. Chodzi bowiem o uniwersalność. Shelley skomponowała opowieść o człowieku, który przekracza granice ludzkich możliwości, sięga po boskie moce i osobiście tworzy nowe życie. A zatem również: o dążeniach do pokonania śmierci i ludzkiej pysze. Gdy odniesiemy to do rzeczywistej ludzkiej kondycji, okaże się, że tekst działa w każdej epoce. W pewnym sensie jedna z jego podwalin działała już znacznie wcześniej - w mitologiach (nieprzypadkowo pisarka nadała swej książce podtytuł „Współczesny Prometeusz”).
I tak na przykład w XIX w. „Frankenstein” był czytany m.in. jako alegoria naukowej pychy i lęku przed postępem, w XX - jako komentarz do totalitaryzmu, wojny i eksperymentów genetycznych, w XXI - jako metafora sztucznej inteligencji, samotności, alienacji, konsekwencji rozwoju technologii. Idźmy dalej: wątpliwości moralne, tęsknota, odpowiedzialność twórcy za swoje dzieło, istota człowieczeństwa, niekontrolowana ambicja, obsesja. To nader uniwersalny rdzeń, który można dowolnie przetapiać w zależności od czasów, potrzeb i wrażliwości twórcy. Tym większe wrażenie robi fakt, że autorką „Frankensteina” była osoba zaledwie dziewiętnastoletnia.
Ta dziewiętnastolatka napisała swoją wersje mitu o akcie stworzenia w świecie zdominowanym przez mężczyzn-twórców. Nic dziwnego, że męska megalomania pełni w powieści istotną rolę. Autorka wykreowała potwora, który sam stał się niejednoznaczną ikoną kultury - od symbolu alienacji po logo Halloween. W pewnym sensie życie imituje tu sztukę - zarówno Stwór, jak i książka to przykład dzieła, które żyje poza kontrolą autora.
To historia, która się nie starzeje, bo opowiada o byciu człowiekiem, a jej sedno stanowi m.in. pytanie o granice ludzkiej odpowiedzialności czy przyczyny wyrządzanego zła (nowo narodzone Stworzenie zostaje następnie odepchnięte przez społeczeństwo; urodziło się dobre, ale to odrzucenie popycha je ku zemście). To potężna alegoria odpowiedzialności - m.in również wobec osób z marginesu czy ludzi, którzy nie wpisują się w normy piękna.
Te i wiele innych wątków pozwalają twórcom odnosić się niemal do wszystkiego, co nas niezmiennie otacza - od nauki i religii po politykę, feminizm, bioetykę i sztuczną inteligencję. „Frankenstein” jest jak zwierciadło odbijające lęki kolejnych pokoleń. Adaptatorzy mają tu zresztą więcej wygód: dwie centralne figury - Victor Frankenstein i jego Stworzenie - są lustrzanym odbiciem siebie. Każdy reżyser może wybrać, na kim się skupić; wskazać, kto jest ofiarą, a kto potworem. W klasycznym filmie Jamesa Whale’a z 1931 roku akcent padał na grozę i monstrualność. W wersji Kennetha Branagha z 1994 - na tragizm naukowca. W nowszych adaptacjach (jak choćby w filmie z Danielem Radcliffem) - na cierpienie Stwora. Nieraz odbiorca może utożsamić się się zarówno z Frankensteinem, jak i z jego dziełem. Obaj są częścią nas samych.
Co więcej, Shelley skonstruowała swą powieść niemal jak współczesny thriller: mamy klamrę narracyjną, retrospekcje, napięcie (laboratorium kontra świat zewnętrzny), niespotykane wówczas tempo, gęstą atmosferę, atrakcyjne i ekscytujące motywy (ucieczka, pościg). To daje filmowcom bardzo wdzięczną do przeniesienia na ekran bazę, a jednocześnie przestrzeń do wizualnego rozmachu, zabaw scenografią; błyskawicami, laboratoriami, maszynami.
W 2025 r. debiutują dwa projekty oparte na prozie Shelly - od Guillermo del Toro i Maggie Gyllenhaal. Ta opowieść o człowieku igrającym z boskimi mocami i o Stworzeniu skazanym na wyobcowanie wciąż rezonuje z filmowcami i widzami. Po części z wyżej wymienionych przyczyn, po części dlatego, że - napędzając kulturę remiksu - uwielbiamy wracać do znanych piosenek w nowych aranżacjach, kochamy odwołania do przeszłości, recykling i reinterpretację istniejących dzieł. Adaptacje i wariacje na ten temat są zresztą wpisane w DNA kinematografii. Fakt, że prawa autorskie do powieści wygasły, a tytuł jest z miejsca rozpoznawalny, czyni z niej idealny materiał dla producentów. Nie można też pominąć faktu, że kino grozy przeżywa obecnie złoty okres - a to sprzyja powrotowi klasycznych potworów. Do tego niegasnąca fascynacja ryzykownymi technologiami... I mamy to. Prawdziwa recepta na nieśmiertelność.
Czytaj więcej:
- The Office PL pokazało intymny fragment z życia Darka. Co tu się dzieje?
- Czułem, że Frankenstein od Netfliksa będzie dobry. Myliłem się: jest wybitny
- Na CANAL+ telewizję ogląda się jak streaming. Świetna nowa oferta
- Polka jest gwiazdą nowego serialu od twórcy Breaking Bad. Świetna rola
- Kim były tajemnicze kobiety na pokładzie Heweliusza? Wyjaśniamy ważny wątek







































