"W trójkącie", "Menu", "Na noże 2" i 2. sezon "Białego Lotosu" - te cztery produkcje, które w jednym czasie zagościły tak na wielkich, jak i małych ekranach różni praktycznie wszystko. Każdy z nich utrzymany jest w innej konwencji, a jedynym wspólnym mianownikiem okazuje się prześmiewcze podejście do światowych elit. Piękni i bogaci stają się w nich obiektem żartów.
UWAGA!!! Tekst zawiera spoilery z "W trójkącie", "Menu", "Na noże 2" i 2. sezonu "Białego Lotosu".
Ludzie zrozumieli, że bogactwo nie jest owocem ciężkiej pracy, tylko wynikiem zorganizowanego rabunku. Bogatsi nie są już szanowani; są niczym więcej niż jedzącymi padlinę zwierzętami, szakalami i sępami, które tarzają się w ludzkiej krwi. Ten cytat Frantza Fanona mógłby posłużyć za motto kilku tytułów, które w ostatnim czasie zadebiutowały w kinach, czy na platformach VOD. Pasuje tak do zdobywcy Złotej Palmy "W trójkącie" (łapcie na przedpremierowych pokazach), "Menu", jak i "Na noże 2" od platformy Netflix, czy 2. sezonu "Białego Lotosu" na HBO Max.
Wymienione tytuły - powiedzmy to sobie wprost - nabijają się ze śmietanki towarzyskiej, korzystając z różnych formuł gatunkowych. Mamy tu do czynienia z filmem katastroficznym ("W trójkącie"), thrillerem ("Menu"), kryminałem ("Na noże 2") i dramatem społecznym ("Biały Lotos"). Ich twórcy posiłkują się ironicznym humorem, aby obnażyć przed nami hipokryzję pięknych i szastających hajsem wyzyskiwaczy. Bogacze otwarcie w nich przyznają, że sprzedają gówno, są gotowi skazać niewinną osobę na śmierć, bo "tego wymaga etykieta", kłamią w żywe oczy, bądź - niczym Maja Bohosiewicz - traktują swoich pracowników, jak niewolników.
Kino nigdy nie lubiło bogatych
To nie jest tak, że Sam Smith płakał sobie w swojej willi z basenem, jak to ma źle podczas pandemii i cały internet miał z niego bekę, do której postanowiła dołączyć się X muza. Całe medium od dawna ma na swoim celowniku pięknych i bogatych. Jak kino długie i szerokie znajdziemy w nim bowiem przykłady satyr podejmujących tematy związane z klasizmem. Co by daleko nie szukać wystarczy wspomnieć "Reguły gry", "Nieoczekiwaną zmianę miejsc", czy "American Psycho". Zdaniem autora tego tekstu najlepiej do tej pory wyszło to w "Towarzystwie". Tak, ten film najdosadniej pokazuje jakimi dupkami są wszelkiej maści snoby.
Powodów wzmożonego aktualnie zainteresowania tematem, należałoby się doszukiwać w oscarowym sukcesie "Parasite", gdzie bieda wręcz śmierdzi. Twórcy próbują więc załapać się na falę popularności koreańskiej produkcji, a do tego trzeba z pewnością dołożyć, że Hollywood próbuje przepracować erę Donalda Trumpa, którego polityka mocno żerowała na podziałach klasowych. Za sprzyjający trendowi zbieg okoliczności wypada natomiast uznać ostatnie działania Elona Muska. Wcześniej był on postrzegany jako ekscentryczny miliarder o nie do końca czystych intencjach i można mnożyć filmy, w jakich zobaczymy wzorowanych na nim czarne charaktery. Po zakupie Twittera i ujawnieniu całemu światu swojego nierozgarnięcia, w przyszłości w podobnym natężeniu kino zaludnią nawiązujące do niego postacie głupków. To zresztą już się dzieje.
Rian Johnson (nawet jeśli wyszło to trochę przez przypadek, bo proces powstawania "Glass Onion" rozpoczął się na długo przed tym, jak Elon Musk wykupił Twittera) łączy w "Na noże 2" oba wymienione podejścia do miliardera. W filmie jest nim Miles Bron, który nie dość, że okazuje się czarnym charakterem, to jeszcze przecież główny bohater Benoit Blanc wprost wyzywa go od debili. A reżyser robi wszystko, aby uzasadnić inwektywy, jakimi posługuje się detektyw.
Filmy i seriale jako pole klasowej bitwy
W pierwszej scenie "W trójkącie" obserwujemy casting na modeli. Jego uczestnicy dostają polecenie, aby zrobić poważną minę, jakby mieli promować Balenciagę, a potem uśmiechnąć się, jak do reklamy H&M. Dobrze oddaje to charakter wszystkich interesujących mnie tytułów, bo świat bogaczy okazuje się w nich nieprzyjemny, a ten biedniejszych - bardziej przyjazny. Nie bez powodu z "Białego Lotosu" dowiemy się, że lepsza niż "Madame Butterfly" w operze jest awanturnicza randka i ucieczka z restauracji bez płacenia rachunku. "Na noże 2" mówią nam, że bogacze sami narzucają na siebie ograniczenia i nie pozwalają sobie na zapalenie cygara w ogródku. "Menu" udowadnia, że zwykły cheeseburger jest lepszy niż jakieś "zdekonstruowane, awangardowe gówno" za 1250 dolarów.
Twórcy umiejętnie manipulują naszymi sympatiami i antypatiami. Dlatego chociaż trafiamy do miejsc wyjętych z ikonografii snobizmu - elegancka restauracja ("Menu"), luksusowy jacht ("W trójkącie"), prywatna wyspa ("Na noże 2"), czy kurort ("Biały Lotos") - śmietanka towarzyska zawsze startuje z gorszej pozycji. Wyjątkiem od tej reguły może być jedynie Tanya z serialu HBO, bo ona akurat zaskarbiła sobie uznanie widzów. Jednakże stało się to dzięki umiejętnemu przerysowaniu postaci - łączy w sobie tyle nielubianych cech bogaczy, że wręcz trudno odbierać ją na poważnie. Nawet jednak w tej produkcji od początku mamy wyraźnie zarysowaną granicę między "naszymi", a ludźmi, których najchętniej zobaczylibyśmy martwymi (lub przynajmniej nie płakalibyśmy, gdyby coś im się stało). Na przykład nie da się lubić Camerona i Daphne, bo Mike White od razu kontrastuje ich z Ethanem i Harper, pokazując, jak bardzo są oderwani od rzeczywistości, żyjąc w swojej pełnej hajsów bańce.
Nawet w "Na noże 2", gdzie pozornie najbardziej przenika się świat - zapożyczając nomenklaturę z "Menu" - usługodawców z usługobiorcami, są oni oddzieleni od siebie grubą kreską. Do tych pierwszych należy Benoit Blanc i on okazuje się najmądrzejszy. W nim przeglądają się inni bohaterowie i chcemy, żeby detektyw im dowalił, bo przecież nie będziemy kibicować fashionistce, która nie potrafi się wypowiedzieć w taki sposób, aby kogoś nie obrazić, czy typowi wciskającemu naiwniakom wątpliwej jakości środek na potencję. W każdym z wymienionych tytułów twórcy konstruują świat przedstawiony w taki sposób, abyśmy bardzo szybko poznali najgorsze z możliwych obliczy bogaczy.
Nikt nie jest czarnym charakterem we własnej opowieści, dlatego bogacze zakładają maski. W wymienionych tytułach są one boleśnie zrywane i elity w ten czy inny sposób okazują się rakiem toczącym naszą planetę - z nikim się nie liczą, są zapatrzone w siebie i nastawione na wyzysk. Nawet jeśli starsze małżeństwo z "W trójkącie" na początku wydaje się sympatyczne, nie zapłaczecie, kiedy zginie od wybuchu granatu. W końcu był on ich własnej produkcji. A jak dowiadujemy się wcześniej, do swojego biznesu para podchodziła mniej więcej tak, jak Tony Stark zanim trafił do jaskini w Afganistanie.
Zjeść bogatych
We „W trójkącie” pracownik obsługi jachtu, zostaje zwolniony z powodu jednej głupiej, podyktowanej zazdrością skargi pasażera. Tanya z „Białego Lotosu” wydaje się taka otwarta na innych, a przecież już w 1. sezonie złożyła obietnicę jednej masażystce, aby potem bez mrugnięcia okiem się z niej wycofać. Miles Bron z „Na noże 2” zbudował swoje imperium, podkradając pomysły innym. W „Menu” krytyczka kulinarna chwali się, że ma moc nadawania prestiżu restauracjom, ale – jak się okaże – jej piękne, acz puste metafory więcej biznesów doprowadziły do ruiny. Od hipokryzji w każdej z wymienionych produkcji ekran aż buzuje. Klasowa rewolucja staje się więc nieunikniona.
Chociaż wszystkie produkcje mogą pochwalić się społecznym zaangażowaniem, mamy do czynienia przede wszystkim z kinem rozrywkowym. Igrzyska prędzej lub później nadchodzą, bo twórcy stawiają swoje światy przedstawione na głowie. Ze snobów robią zakładników usługodawców. We "W trójkącie" umiejętności zarządzania nagle okazują się bezużyteczne, bo kiedy bohaterowie trafiają na bezludną wyspę, to bogacze mają szansę przeżyć jedynie dzięki kobiecie na co dzień myjącej kible. W "Na noże 2" stają się uczestnikami psychodramy zaprojektowanej przez Benoita Blanca. W "Białym Lotosie" Lucia naciąga na kasę łatwowiernego Albie'ego. W "Menu" szef kuchni Slowik wplątuje w morderczy performance wszystkich swoich zamożnych klientów.
Krótko mówiąc: w każdym z wymienionych tytułów elity mają przewalone. Twórcy ku naszej uciesze wykorzystują dosadne metafory, aby pokazać, że czas powiedzieć dość systemowi opartemu na bogaczach wyzyskujących biedniejszych. Pomimo dystansujących nas ironii i nawiasów gatunkowych, "W trójkącie", "Menu", "Na noże 2" i 2. sezon "Białego Lotosu" potrafią przekonać do swoich racji. Nie wzięło się to znikąd. W końcu klasa wyższa sama sobie na to zapracowała. Jej portret budowany jest z powidoków rzeczywistości, przez co pokrywa się z naszymi wyobrażeniami. I w końcu dostaje za swoje.
Swoją drogą to zabawne. Kino wydało na świat największych egocentryków i snobów na tej planecie, którzy nawet w czasie suszy nie ograniczą zużycia wody "bo stać ich na płacenie kar". A teraz ta fabryka dupków uznała, że dobrze byłoby się z takich ludzi ponabijać. Być może więc omawiane tytuły należy uznać za profilaktyczny sposób utrzymania nas w ryzach. Dzięki nim elity bronią się przed maluczkimi i przewrót klasowy pozostaje w sferze imaginacji. Oglądając go na ekranie, nie będziemy chcieli przeprowadzić go w rzeczywistości. No cóż, nawet jeśli to faktycznie pułapka, oglądanie kinowych fantazji o "zjadaniu bogatych" potrafi przynieść katartyczny śmiech.