TVP wciąż ma alergię na tęczę. Uczestnik „Jednego z dziesięciu” musiał zdjąć przypinkę
TVP znów stanęło w obronie strwożonych polskich rodzin, dla których największym zagrożeniem jest destrukcyjny symbol tęczy. Tym razem to uczestnik teleturnieju „Jeden z dziesięciu” postanowił dopuścić się podłej dywersji, którą powstrzymali mężni pracownicy stacji.
TVP wypowiedziało tęczowym flagom bezwzględną, zażartą wojnę. Wystarczy przypomnieć sobie aferę z makijażem Roksany Węgiel, reakcję na występ Karin Ann czy zestaw klocków LEGO (nie wspominając o szeregu innych akcji cenzurujących), by uświadomić sobie, jak wielkie zagrożenie włodarze Telewizji Publicznej widzą w kolorowym symbolu.
Przyszła pora na „Jednego z dziesięciu”. Jeden z uczestników, Adam Miśkiewicz, przyszedł na plan teleturnieju z tęczową przypinką w kształcie serca (chcąc tym symbolem dodać odwagi innym), którą kazano mu zdjąć z klapy marynarki – był to warunek rozpoczęcia nagrywania programu. Cały incydent Miśkiewicz – 24-letni inżynier i aktywista LGBT – nagłośnił na swoim instagramowym profilu, a media błyskawicznie podchwyciły temat.
Oczywiście, Miśkiewicz spodziewał się, że tęczowa przypinka – nawet miniaturowa – może wywołać niezadowolenie ekipy produkcyjnej.
Rzecz w tym, że dotychczas podobne symbole były po prostu blurowane w postprodukcji, jednak tym razem stacja zażądała niezwłocznego zdjęcia serduszka. Co ciekawe, jedna z pracownic Telewizji Polskiej uznała, że przypinka to w istocie... logo marki Polaroid, a ubiór uczestników musi być, zgodnie z umową, wolny od logo marek i znaków towarowych. Aktywista odpuścił, bo „przerwa techniczna” się przedłużała, a nie chciał blokować innych uczestników. Którzy, jak twierdzi, po wyjściu ze studia ściskali mu dłoń, przepraszali lub mówili, że jest im wstyd.
W rozmowie z Onetem Miśkiewicz wspomniał też, że nieco wcześniej jedna z osób z produkcji wspomniała, że owszem, przypinka może okazać się problemem, ale poza tym była do niego pozytywnie nastawiona – i podkreśliła, że wspiera aktywistę całym sercem (miejmy nadzieję, że jest pewna swojej pozycji, a te słowa nie podpisały wyroku na jej karierę i udział we współtworzeniu kultowego programu).
Inna sprawa, że Miśkiewicz zaczął zaczepki już na etapie realizowania wizytówek (to ten moment, w którym u czestnicy przedstawiają się na początku odcinka).
Użył słów: „chciałem powiedzieć, że jestem entuzjastą bycia aktywnym człowiekiem prywatnie i społecznie, a jeżeli weźmie się pierwsze litery każdego z tych słów, to wychodzi akronim, z którym bardzo się zgadzam”. Wkrótce jednak dostał sygnał zza kamery, że trzeba to powtórzyć, bo „wyszło za długo”. Pewnie.
Prowadzącego legendarny teleturniej, Tedeusza Sznuka, nie było przy całej sytuacji. Zapytany o nią przez Onet odparł, że nie ma wpływu na to, co robią pracownicy TVP – i nie odpowiada za ich działania.