O Rachel Sennott mówi się, że albo autentycznie bawi, albo bezbrzeżnie irytuje. Na mnie potrafi zadziałać na oba sposoby naraz - co wydaje mi się tym bardziej interesujące, bo lubię ambiwalencję, różnorodność wywoływanych uczuć. Z niecierpliwością czekałem zatem na „Kocham LA” od HBO, nowy serial stworzony, napisany i wyreżyserowany przez tę błyskotliwą i bezbłędnie komentującą rzeczywistość komiczkę.

„Kocham LA” to produkcja w klimacie zbliżonym do kultowych „Dziewczyn” Leny Dunham - nie jest to jednak feministyczna, przerysowana miejska opowiastka, a raczej niewygodny, pełen cringe'u i szydery portret pewnych środowisk. Tytuł nie skupia się też tak bardzo na pokoleniowych obawach, choć, rzecz jasna, jakoś te nowe pokoleniowe bolączki punktuje - mówimy zresztą o tej samej generacji, teraz już dekadę starszej, wiec mierzącej się z innymi problemami czy lękami. Więcej tu komedii niż dramatu, więcej hiperboli, ale i twórczej odwagi, tonalnej świeżości. Wrócimy do tego.
Serial opowiada o grupie współzależnych przyjaciół, którzy po latach odnawiają kontakty i próbują odnaleźć się w nowych realiach. Pierwsze skrzypce grają tu Maia (Sennott), jej ex-przyjaciółka influencerka Tallulah, stylowy przyjaciel Charlie i „nepo-baby” Alani - wszyscy przekształceni przez czas rozłąki, ambicje, nowe związki.
W dniu swoich 27 urodzin Maia zwraca się do swojej szefowej, Alyssy, z prośbą o awans. Zanim jednak rozmowa dobiega końca, przerywa ją telefon. Wcześniej Maia wspominała o swojej relacji z Tallulah - dawną przyjaciółką, dziś mieszkającą w Nowym Jorku - i o okresie, w którym pełniła rolę jej menedżerki. Po powrocie do domu odkrywa, że Tallulah niespodziewanie przyjechała do Los Angeles. Spotkanie po latach okazuje się krępujące, a Maia udaje, że udało jej się uzyskać upragniony awans. Podczas przyjęcia urodzinowego obie kobiety przyznają się do kłamstw na temat swoich sukcesów. Postanawiają więc zacząć od nowa - Tallulah przeprowadza się do Los Angeles i zamieszkuje z Maią (i jej niespecjalnie uradowanym tym stanem rzeczy chłopakiem, w tej roli fantastyczny Josh Hutcherson) jako jej nowa „klientka”.
Kocham LA - opinia o serialu HBO
Pierwsze odcinki serialu budują dynamikę grupy, balansując pomiędzy komedią sytuacyjną a typowymi dla podobnych historii momentami niepewności, niepokoju i zażenowania. Jak potwierdziła sama Sennott, niektóre sceny (np. lękowy moment z sekwencji urodzin) czerpią z jej osobistych doświadczeń. Dlatego też w całym tym oceanie hiperboli bije autentyczne i szczere serce - rzecz w tym, że nie każdy je dostrzeże.
Ta z jednej strony neurotyczna, z drugiej frustrująca jak diabli grupa postaci składa się na postrety, w których nietrudno odnaleźć znajome postawy czy bolączki, nawet jeśli jest się mieszkańcem Polski. Pewne kwestie są jednak uniwersalne. Z drugiej strony: polski target serialu jest niewątpliwie znacznie węższy. Podejrzewam, że dla wielu widzów produkcja może wydawać się wręcz absurdalna, przerysowana do granic możliwości i niemająca zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. A jednak!
Dzieło Sennott pokazuje, w jaki sposób zbliżający się do trzydziestki ludzie pozują, jak zniekształcają swój obraz w świecie influencerów i branży rozrywkowej: ciągłe udawanie sukcesu, budowanie podkoloryzowanej narracji własnego życia i zależności zawodowo-emocjonalne między przyjaciółmi. Relacje w grupie odsłaniają problematykę granic - kto wspiera, kto wykorzystuje, kiedy interakcje przekraczają granicę zdrowia psychicznego - i tak dalej.
Ponadto „Kocham LA” uwielbia wywoływać dyskomfort. Operuje humorem bliskim pełnoprawnej cringe-komedii (zresztą, po części tym właśnie jest) - w śmieszno-nieprzyjemnej estetyce, która ma zmusić widza do refleksji nad własnym wstydem i ambicjami oraz podkreślić cały ten generacyjny, egzystencjalny niepokój.
Nie mam wątpliwości, że to odważny (Sennott ma gdzieś tabu) i świeży głos w gatunku, choć dość nierówny - niektóre odcinki i wątki działają świetnie, inne burzą tempo i ton. No właśnie: twórcy miewają trudności ze znalezieniem stabilnego tonu, równowagi między satyrą a emocjonalnym realizmem; tytuł potrzebuje też troszkę czasu, by rozwinąć postaci i sensowną narrację. Nie zmienia to jednak faktu, że całość wydaje mi się jedynie podkreślać wielki talent Sennott jako aktorki i scenopisarki - jej specyficzne poczucie humoru bardzo do mnie trafia. Tak, zgadza się, jej postać bywa momentami irytująca do granic tolerancji (celowy zabieg, ale nie dla każdego), ale właśnie taka powinna być. Cały ten nerwowy komizm to perła, a obsada współtworzy tu niepodrabialną chemię.
„Kocham LA” to ujmujący serial o generacji, która uczy się sprzedawać siebie jako produkt, a jednocześnie wciąż poszukuje prawdziwych, szczerych więzi.
Trudno to ze sobą połączyć. Sennott zabiera tu dość śmiały głos: jej Maia jest jednocześnie zaraźliwie zabawna i nie do zniesienia, dzięki temu serial często działa jak lusterko, w którym widz może rozpoznać znajome momenty krępujących zachowań, postaw, sytuacji. Największą siłą serialu są krótkie, precyzyjnie napisane i zrealizowane sceny (jak choćby bardzo naturalne wymiany zdań przerwane telefonami), scalające humor z autentycznym napięciem emocjonalnym.
Widz, który lubi ostre, czasem niewygodne portrety młodych (choć już nie najmłodszych) osób w wielkim mieście oraz jest odporny na potężną dawkę cringe’u i irytujących bohaterów, a wręcz potrafi czerpać frajdę ze śledzenia ich poczynań - poczuje się jak w domu.
Czytaj więcej:
- Serial Wszystko dozwolone od Disney+ to pogromca inceli, ale również rozumu
- Środa to ulubiony dzień miłośników kryminałów. Wraca ich serial
- Wielki marsz - gdzie obejrzeć genialną adaptację Stephena Kinga? Premiera w VOD
- Fani Byliśmy łgarzami mogą odetchnąć. Problem z fabułą 2. sezonu rozwiązany
- Disney+ właśnie dołączył do Vectry. Dobre ceny na start
Kocham LA - obsada serialu
- Rachel Sennott jako Maia
- Odessa A’zion jako Tallulah
- Jordan Firstman jako Charlie
- True Whitaker jako Alani
- Josh Hutcherson jako Dylan
- Leighton Meester jako Sydney
- Moses Ingram jako Harper
- Elijah Wood jako Elliot







































