REKLAMA

„Było mnóstwo głosów: nie róbcie 2. serii” – scenarzysta Jakub Korolczuk o serialu „Kruk. Czorny woron nie śpi”

„Kruk. Czorny woron nie śpi” to kontynuacja „Kruk. Szepty słychać po zmroku”. Z Jakubem Korolczukiem, scenarzystą serii, rozmawiamy o serialu, Podlasiu i o tym, że nie chce już więcej robić takich filmów jak „After.Life” z Liamem Neesonem.

kruk czorny woron nie śpi kiedy premiera Jakub korolczuk
REKLAMA

Jakub Korolczuk to scenarzysta dwóch części „Kruka...”. Serial, którego akcja dzieje się na Podlasiu, jest mieszanką thrillera, kryminału i dramatu psychologicznego, w „dwójce” flirtująca też z kinem akcji. Produkcja opowiada o Adamie Kruku, policjancie, który wraca na rodzinne Podlasie, a tam, oprócz rozwiązania sprawy kryminalnej, musi poradzić sobie z własnymi demonami. W główną rolę wcielił się Michał Żurawski, a w „Kruk. Czorny woron nie śpi” partnerują mu Magdalena Koleśnik, Leszek Lichota, Katarzyna Wajda i Maria Sobocińska.

REKLAMA

Kruk. Czorny woron nie śpi już 9 lipca na Canal+. Dla Rozrywka.Blog Jakub Korolczuk, scenarzysta serialu – wywiad

Joanna Tracewicz: Ponad rok temu rozmawialiśmy przy okazji pandemii o sytuacji branży filmowej. Zahaczyliśmy też wtedy o „Kruka”, który z racji obostrzeń miał opóźnioną premierę. Jak potoczyła się dalej ta sytuacja? Pandemia pokrzyżowała wam jakoś szyki?

Jakub Korolczuk: Mieliśmy strasznie dużo szczęścia. Słyszałem o produkcjach, tak było np. przy „Klangorze”, że cała ekipa jest na planie, a nagle się okazuje ze ktoś jest chory, zdjęcia są przerywane, trzeba szukać zastępcy. My nie mieliśmy takiej sytuacji. Mieliśmy dwa przedziały zdjęciowe – koniec sierpnia i wrzesień a później grudzień i styczeń. Nikt nie zachorował, wszystkie systemy sanitarne i kontrolne zadziałały. Realnie nie czułem dużego wpływu pandemii na przebieg produkcji. Zaskoczyłem cię, co? (śmiech)

Trochę tak. (śmiech)

Mieliśmy farta, gdybyśmy zaczęli pół roku wcześniej, mielibyśmy duże problemy. Na szczęście pracę rozpoczęliśmy we wrześniu, kiedy obostrzenia były poluzowane, spadła liczba zachorowań.

A więc wracamy na Podlasie, mamy znowu postać Kruka, ale mamy inny tytuł. Dlaczego nie „Kruk. Szepty słychać po zmroku 2”, a „Kruk. Czorny woron nie śpi?”. Takich zabiegów raczej się unika.

Dobre pytanie. To jest tak, że ja nie wymyślałem ciągu dalszego historii, a myślałem o moim bohaterze. Zastanawiałem się, w którym on miejscu teraz jest. W związku z tym, ze minęło kilka lat w życiu Kruka, jest inny. Urodził mu się syn, który ma już parę lat. Narodziny syna mocno poprzestawiały Krukowi w głowie – ma inne priorytety i inne demony. A to oznacza, ze historia „dwójki” jest kompletnie inną historią niż „jedynka”. Mamy tego samego bohatera, ten sam wszechświat, ten sam folklor, Podlasie, szeptucha, postaci z 1. sezonu, ale jako temat to jest zupełnie coś innego. Czułem, że to wymaga innego podtytułu, bo tak bardzo to jest inne. I to podtytułu, który dopowie jaki jest temat – Kruk czuje, że musi dbać o swoją rodzinę, a to rodzi w nim agresję. I to jest ten „czorny woron”, który zaczyna nad nim dominować.

Nie kusiło cię, żeby uciec z Podlasia? Zakończenie „jedynki” jest otwarte. Dlaczego Kruk z Łodzi nie jedzie do Szczecina, skoro Podlasie jednak tak źle mu się kojarzy?

Dlatego, że gdyby Kruk wyjechał do Szczecina, to by się zupełnie inaczej zachowywał niż na Podlasiu. Tam są takie chemiczne okoliczności przyrody, że pewne rzeczy z ludzi wychodzą, dokonują pewnych wyborów. Ta rzeczywistość na nich mocno wpływa. Zresztą z bardzo konkretnego powodu przeniósł się znowu na Podlasie, do Białegostoku. Coś się wydarzyło w Łodzi, on musiał zmienić miejsce. Jest świadom tego, co się z nim dzieje, wie, że Podlasie mu kiedyś pomogło i w związku z tym, że ma znowu wielkiego demona, postanawia tam wrócić, bo czuje, że tam może się wyleczyć. Gdyby więc Kruk pojechał do Szczecina albo do Bydgoszczy, myślę, że po prostu usiadłby w fotelu, pił kawę i czekał na to, co się wydarzy. 

A co ciebie uwodzi w Podlasiu?

Trudne pytanie, bo tam się urodziłem. Dla mnie to jest po prostu rzeczywistość. Widzę, że ona jest oryginalna. Kiedyś mi się wydawało, ze cały świat jest jak Podlasie. Wiesz, miałem te 10-11 lat, uczyłem się w szkole, gdzie 1/3 uczniów to byli uczniowie innej wiary niż moja, gdzie w mieście są meczety obok cerkwi. Potem wyjechałem do Gdańska na studia, następnie przeniosłem się do Warszawy i zauważyłem, ze świat gdzie indziej wygląda inaczej. Ta różnorodność, ten koloryt Podlasia jest ciekawy, jest świetnym tłem do opowieści i dzięki serialowi cala Polska może o tym usłyszeć. Teraz „Kruk. Szepty słychać po zmroku” jest emitowany w Wielkiej Brytanii na Channel 4 i liczę na to, ze świat zachodni też odkryje tę inność wschodniej Polski. Bo ona jest naprawdę inna niż części zachodnia i centralna.

Przy okazji kręcenia 1. sezonu rozmawialiśmy w Łodzi i mówiłeś o swoich inspiracjach – „Top of the Lake”, „Detektywie”, „Fargo”. Ten 2. sezon jest bardziej sensacyjny, od początku dużo się dzieje. Pojawiły się nowe inspiracje?

Nie mam w głowie bezpośrednich inspiracji, ale chciałem trochę zmienić klimat. Nie chciałem być w tych samych butach i w tym samym świecie. Moją intencją było zatrzymać pewne elementy – folklor, lokalność, problem Kruka ze swoją głową, ale czułem, że muszę zrobić krok do przodu, wymieszać trochę inne gatunki. Po to, aby ta historia była nieco czymś innym, miała inny posmak.

Dzisiaj dużo mniej oglądam niż kiedyś, jestem zmęczony tymi wszystkimi produkcjami, które są dostępne na różnych platformach. W dużej mierze to te same historie, tak samo opowiadane.

Jak to? Po pandemicznym roku, w którym żyliśmy w izolacji, mówisz mi, że mniej oglądasz? Cala Polska robiła co innego.

Staram się oglądać produkcje, które będą dla mnie świeże – oglądam dużo filmów azjatyckich. Tuż przed zamknięciem kin w Muranowie był cykl horrorów azjatyckich. Naładowałem się świeżymi obrazami. Kinematografia z różnych zakątków świata otwiera mój umysł na nowe opowiadanie historii, na nowych bohaterów, nowe wątki, montaż.

A kiedy pojawił się pomysł, żeby wrócić do tej historii? Czujesz presję? Wiesz, jak jest – przy 2. sezonie zawsze się stawia pytanie, czy będzie tak dobry jak pierwszy, a to różnie wychodzi. Mieliśmy „Belfra”, świetny 1. sezon, a „dwójka”, cóż, zebrała wiele krytycznych opinii. Z drugiej strony mamy z kolei „Watahę” – a tam im dalej, tym lepiej.

Nie żyję oczekiwaniami i presją, to nie jest dla mnie wyznacznikiem tego, co mam zrobić, bo wtedy myślałbym, jak te oczekiwania zaspokoić, jak im sprostać. Staram się po prostu opowiedzieć historię.

Było mnóstwo głosów: „nie róbcie 2. serii”, „ta historia była zamknięta”. Tak i zajebiście, że była zamknięta, a teraz jest nowa, również, w miarę zamknięta historia, o nowym etapie życia. Ta etapowość życia jest kluczem do opowiedzenia o Kruku. Zastanawiałem się, co może być punktem wyjścia. I cofnąłem się o 20 lat, kiedy urodziła się moja córka. Był taki moment, kiedy szedłem Żurawią, ona miała 2 czy 3 dni. Zauważyłem, że jest remontowana kamienica, były rusztowania, a na nich cegły. Przeszedłem na drugą stronę ulicy, bo pomyślałem, że teraz nic nie może mi się stać. Coś się zmieniło u mnie, zacząłem inaczej myśleć o sobie, o rzeczywistości. 

I to starałem się przenieść na mojego bohatera. On oczywiście nie jest mną, ale to historia o mężczyźnie w pewnym wieku, któremu rodzi się dziecko i to wpływa na całe jego życie, jaki jest wobec świata. Chciałem pokazać relacje rodziców z dziećmi, jaką one mają dynamikę, skąd się w nich bierze dobro i zło. Przecież Kruk ma dobre intencje, ale wszystko wychodzi na opak.

Miałeś pomysł na 2. sezon „Kruka” czy Canal+ chciał realizować kontynuację, bo „jedynka” dobrze się przyjęła?

Miałem pomysł. Miałem mapę postaci, bo kiedy pisałem jedynkę zrobiłem wiele notatek – czułem, że to jest bohater na więcej niż jedną historię. Ale to z Canal+ się odezwali. Spytali, czy chcielibyśmy wraz z Piotrem i Łukaszem Dzięciołami i Maćkiem Pieprzycą zrobić kontynuację. Łukasz i Piotr Dzięcioł powiedzieli: „Spróbujmy”, Pieprzyca powiedział: „Jestem ciekaw, pogadajmy o tym”. Przeciągnęliśmy się wielokrotnie w lewo i w prawo, wątki były przepisywane na 15 różnych sposobów, żeby zobaczyć, jak to wpływa na całość. To była ciężka praca scenopisarska. Ale fakt, że ludzie chcieli w tym wziąć udział, była dobra energia, pozwoliło nam to stworzyć.

 class="wp-image-1745959"
Jakub Korolczuk / Canal+

Pandemii nie poświęciłeś na oglądanie seriali, to co robiłeś? Jakie nowe projekty są na horyzoncie? 

Napisałem z Olą Zielińską, szalenie zdolną pisarką, słuchowisko „Kruk”, które jest w Storytelu. Napisałem też pół powieści, muszę ją dokończyć. To jest zajebiście trudna branża, na szczęście jestem na takim etapie życia, ze nie muszę wchodzić w każdy projekt. Jeżeli pojawia się projekt, który sam wymyśliłem albo jestem jego współautorem i okazuje się, że okoliczności ludzkie, chemia nie są dobre, to ja się z tego wycofuję. Żeby coś zrobić, wiele osób musi myśleć podobnie i pchać wózek w tym samym kierunku. 

Branża jest trudna, nie zawsze masz wpływ na pełny kształt projektu, męczą cię produkcje. Wkurza cię rynek filmowo-serialowy?

Nie jestem branżowym frustratem, któremu się nie udaje i odbija się od ściany. Po prostu sam rezygnuję z projektów, które nie wyjdą, tak jak chciałbym, żeby wyszły. Jeśli miałbym na cokolwiek narzekać, to jedynie na to, że pozycja scenarzysty na rynku jest słaba, scenarzyści nie są słuchani. Na rynku pojawiają się producenci, którzy nie mają żadnych dużych produkcji na koncie, pchają projekt w jakąś stronę, bo wydaje im się, że wiedzą, jak coś zrobić. 

Siła przebicia scenarzystów nie jest duża. Powstała Gildia Scenarzystów, która stara się podnieść rangę tego zawodu. Ja mam ogromne szczęście. Piotr i Łukasz Dzięciołowie są moimi przyjaciółmi, fantastycznie się rozumiemy z Maćkiem Pieprzycą i nawet jeśli się naparzamy ostro, czuję, że się szanujemy, słuchamy, czekają na moje komentarze i to jest dla mnie ważne.

Kiedyś, dobre 10 lat temu, zrobiłem film „After.Life” („Życie.po.życiu” – przyp. red.) z Liamem Neesonem w roli głównej i to jest strasznie słaby film. Przechorowałem go, ścięło mnie, zobaczyłem go i byłem w szoku. Przeleżałem 3 dni w łóżku. Podniesienie się z tego kosztowało mnie dużo. Dzisiaj wiem, ze nie zrobię czegoś z czego nie będę zadowolony, wycofam swoje nazwisko.

To co nowego dobrego robisz teraz?

W tym momencie mam zamówienie na serial, piszę odcinki. To zamówienie z bardzo poważnej stacji, ale czy on powstanie? Będę wiedział, jak padnie ostatni klaps na planie. W tej branży nic nie jest pewne.

No dobrze, ale coś się dzieje.

Wiesz, coś się dzieje, ale w tamtym roku tez się wiele działo i z wielu projektów nic nie wyszło.

Bo nie wszyscy pchali wózek w jedna stronę?

Miałem spotkanie z producentem. Producent chciał „a”, ja chciałem „kukuryku”, nie dogadaliśmy się, to ja powiedziałem, że wychodzę z tego projektu. I jestem z tego bardzo zadowolony. Gdybym miał dzisiaj 20 lat i nie miał żadnej pozycji na rynku, nie mógłbym tego zrobić. A ja dziś mogę i w ten sposób buduję też swoją wewnętrzną silę jako faceta, jako scenarzysty. To daje mi przekonanie, ze przez najbliższych parę lat będę robił tylko te projekty, które chce robić. W życiu może zrobię ich jeszcze 10. I chcę, żeby te 10 projektów, to były dobre projekty. 

I te dobre projekty mają być w klimacie „Kruka”, czy zaraz przeczytamy twoje nazwisko w napisach końcowych jakiejś komedii?

Wiesz co… siedzę w czarnej koszuli zapiętej pod szyję. (śmiech) Moje kino to raczej gęstsze klimaty, ale piszę coś, co mam nadzieję, będzie super śmieszne. Staram się przełamywać swoją konwencję. Nie będę próbował robić jeszcze jednego „Kruka”. Nie napiszę jeszcze jednej historii 40-letniego złamanego życiem faceta, który stara się ułożyć swoje życie. Nie będę chciał jej tknąć.

REKLAMA

Kruk. Czorny woron nie śpi już 9 lipca na Canal+ i w serwisie Canal+ online.

* Zdjęcie główne: Jarosław Sosiński / Canal+

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA