REKLAMA

Zgadnij, co to za serial: aspołeczny twardziel zaczyna opiekować się magicznym dzieckiem. Brzmi znajomo?

"The Last of Us", czyli bezdyskusyjnie najlepsza adaptacja gry wideo w historii, skupia swą opowieść na wędrówce Joela i Ellie: charakterystycznych figur szorstkiego opiekuna i znajdującej się pod jego protekcją rezolutnej dziewczynki. Każdy, kto liznął w swym życiu minimum kultury popularnej, z pewnością rozpoznaje ten motyw - nie jest wszakże niczym świeżym. Co więcej, w ostatnich latach pojawia się na dużych i małych ekranach znacznie częściej. 

last of us mandalorian wiedźmin twardziel dziecko motyw
REKLAMA

Nie ukrywam: wątek twardziela, który nieoczekiwanie musi wziąć pod swoją opiekę dziecko (często posiadające jakąś unikalną umiejętność), przez długi czas był jednym z moich ulubionych. Zazwyczaj wiązał się z długą podróżą, w trakcie której ta pozornie niedopasowana dwójka stopniowo zaczynała pałać do siebie coraz większą sympatią, aż w końcu on - milczący, śmiertelnie niebezpieczny złodupiec - nabierał gotowości, by oddać za dzieciaka życie.

Lubię to. Tego łagodniejącego gbura, który nigdy nie przechodzi niewiarygodnej przemiany we wzór cnót, pozwala sobie natomiast na więcej wrażliwości; wychyla się zza fasady pozornego niewzruszenia. To, jak twórcy opowieści obnażają jego słabości, jak uwypuklają problematykę toksycznej męskości, punktują niezdrowe i destrukcyjne zachowania. Przede wszystkim jednak samą opowieść, zwłaszcza wtedy, gdy skupia się na interakcjach między tą dwójką, gdy poświęca maksimum czasu przekonującej ewolucji tej relacji. Moment, w którym już wiem, że wyłoniła się z niej piękna miłość - ojca do dziecka, dziecka do ojca, ale partnerska zarazem.

Jasne, ten motyw - podobnie jak wiele innych, które cenię - wkrótce zostanie skatowany, bezlitośnie zarżnięty. Wynudzą nas nim, wyeksploatują go do cna, aż nie pozostanie już nic do powiedzenia w temacie. A jeśli już, to wyłącznie to, co jest ukryte nieco głębiej - na tyle głęboko, by nikomu nie chciało się do tego dokopać. Świeżość jest ryzykowna, zazwyczaj szkoda na nią czasu i pieniędzy.

Tymczasem jednak - cieszę się. Cieszę się, że od paru lat dostaję więcej więcej takich historii na ekranie (wcześniej cieszyłem się nimi przeważnie podczas lektury). Wiem, nie wszystkie okazują się w pełni zadowalające, ale zdecydowana większość z nich dostarcza mi tego, co cenię w nich najbardziej.
A gdzie znaleźć wątki tego typu?

REKLAMA

Twardziel i magiczne dziecko

Samotny wilk i szczenię

Gdybym miał wskazać tytuł, który dla wspomnianego motywu zrobił najwięcej, sugerując kilka interesujących kierunków i przecierając szlak dla następców, wybrałbym mangę pt. "Samotny Wilk i szczenię". Jest to ikoniczna już opowieść o wędrującym z dzieckiem roninie, która doczekała się wielu adaptacji - filmowych, anime czy teatralnych. Co ciekawe, o stworzenie nowego obrazu na bazie tej historii starał się niegdyś Darren Aronofsky, ale odbił się od betonowej ściany z napisem "prawa autorskie". W 2017 roku mówiło się, że prawa do adaptacji dostał Paramount, a reżyserią ma zająć się Justin Lin ("Tokyo Drift"). Andrew Kevin Walker miał odpowiadać za scenariusz. Od tamtej pory minęło już jednak sporo czasu, a nowych wieści brak. 

Stworzona przez scenarzystę Kazuo Koike i rysownika Goseki Kojimę manga ukazywała się w odcinkach od września 1970 do kwietnia 1976 roku. Epizody cyklu o tytule dosłownie oznaczającym "wilk wędrujący z dzieckiem" zebrano w 28 tomach. W Polsce siedem pierwszych tomów w latach 2006-2008 opublikowała Mandragora. Na szczęście w ubiegłym roku wydawnictwo Hanami wznowiło polską edycję od samego początku, zapowiadając zebranie cyklu w 20 pozycjach. 

Głównym bohaterem "Wilka" jest Osami Itto, kat sioguna, który zostaje nieuczciwie oskarżony o przestępstwo (jak można się domyślać - w rzeczywistości wcale go nie popełnił). W związku z tym nie zamierza poddać się karze - zostaje za to płatnym zabójcą i, podróżując wraz z trzyletnim synkiem, mści się na zdrajcach i fałszywych oskarżycielach. Na niesionym przez niego sztandarze możemy przeczytać napis: "Dziecko do wypożyczenia, miecz do wynajęcia". Opowieść zainspirowała Maxa Allana Collinsa i Richarda Piersa Raynera, którzy stworzyli komiks pt. "Droga do zatracenia". Na ekran przeniósł go ponad dwie dekady temu Sam Mendes.

W filmie Tom Hanks wciela się w Michaela Sullivana, gangsterskiego cyngla, którego syn przypadkowo staje się świadkiem morderstwa. Sullivan wraz z podopiecznym uciekają przed mafią, przy okazji krok po kroku rozliczając się z prześladowcami. To kino o zemście, ale i o ojcowskich relacjach, sile i słabościach.

Wiedźmin, Joel i pozostali

W Polsce na przełomie wieków najbardziej do tego motywu zbliżył się Andrzej Sapkowski. Choć w wiedźmińskiej sadze Geralt przez większość czasu raczej poszukuje Ciri, niż wędruje wraz z nią, ich relacja budowana jest w sposób podobny do tego opisanego na początku tekstu. Siłą rzeczy możemy odnaleźć ją również w serialu Netfliksa, który - choć w 2. sezonie zaliczył spektakularną glebę - dał wiedźminowi i wiedźmince więcej wspólnego czasu. To jedno z najpopularniejszych współczesnych dzieł, w którym spotykają się dwie dwie wspomniane wcześniej figury.

Czytaj także:

Kolejnym jest duet Din Djarin i Grogu, czyli bohaterowie serialu "The Mandalorian" - drugiego po "Andorze" najlepszego odcinkowego tytułu w uniwersum "Star Wars". Produkcja otwarcie czerpie z tradycji kina samurajskiego i westernów, w związku z czym nikogo nie powinien dziwić obrany przez twórców kierunek: oto los łączy ze sobą ścieżki burkliwego twardziela, Mando, z "magicznym dzieckiem", czyli wrażliwym na Moc szkrabem rasy Yody.

The Mandalorian

Dorzućmy do tego emitowany niemal jednocześnie z 3. sezonem "Mando" hit HBO, czyli "The Last of Us". Produkcje łączy znacznie więcej, niż występ Pedro Pascala. Komponenty głównego motywu momentami pięknie się zazębiają; postać Ellie, czyli "magiczne dziecko" (znaczy się - posiadające unikalną, istotną dla świata przedstawionego cechę), które musi pokonać długą drogę wraz z niebezpiecznym, oschłym typem, momentalnie budzi właściwe skojarzenia.

Czytaj także:

Bazującym na tym zabiegu filmem był też... "Logan", czyli najlepsza z produkcji live action o mutantach Marvela. Piękne "pożegnanie" tej inkarnacji Wolverine'a, w którego długie lata wcielał się Hugh Jackman (teraz już wiemy, że z pożegnania nici, bo Jackman powróci, ale wtedy...) - pełna niebezpieczeństw podróż, pęczniejąca miłość, rodzicielska opieka, wreszcie: poświęcenie. Symboliczne przekazanie pałeczki, ustąpienie miejsca nowemu pokoleniu. James Mangold podarował znudzonym wtórną formułą filmów superhero prawdziwą perełkę.

Jak pisałem - to dobry czas dla miłośników podobnych opowieści. Cieszmy się nimi, zanim wyjdą nam bokiem.

Logan
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA