REKLAMA

"Megalopolis": Imperium Rzymskie Francisa Forda Coppoli. Piękna katastrofa

"Megalopolis" to film megalomański i monumentalny, a przy tym pretensjonalny i bełkotliwy. Jeśli po tych słowach myślicie, że odradzam wam seans, to jesteście w dużym błędzie.

megalopolis recenzja opinie
REKLAMA

Jeden krytyk powie, że to totalna porażka. Drugi krytyk stwierdzi, że to niezrozumiałe wizjonerstwo. A gdzie leży prawda? Cóż, te dwie opinie wcale się nie wykluczają. "Megalopolis" to, wybaczcie pretensjonalność tego wyrażenia, pęknięte arcydzieło. Okazuje się produkcją z ogromnymi ambicjami, których Francis Ford Coppola od samego początku nie mógł spełnić. Słowem: megalomański twór przerośniętego ego. Piękny, aczkolwiek nieziszczony sen.

"Megalopolis" to idea. Tak na poziomie fabularnym, jak i znaczeniowym. W samym filmie oznacza utopię, która narodziła się w głowie genialnego architekta Cezara. Co jednak ważniejsze, daje się też czytać jako marzenie. Bo przecież Francis Ford Coppola nosił się z zamiarem zrealizowania tej produkcji od lat 80. Wielkie wytwórnie nie chciały jednak sfinansować jego wizji, więc cierpliwie czekał, aż w końcu sam zbierze odpowiednią sumę pieniędzy. Wyłożył na nią 120 mln z własnej kieszeni, przez co mógł działać bez żadnego nadzoru. Wtedy pycha zaczęła kroczyć przed upadkiem.

REKLAMA

Megalopolis - recenzja filmu

Jak to często bywa, gdy artystyczna dusza może hulać, bo studyjnego piekła nie ma, przy "Megalopolis" zabrakło kogoś, kto na łeb reżysera wylał mu kubeł zimnej wody. Coppolą przydałoby się potrząsnąć, by zrozumiał, że próbuje mieszać ze sobą porządki, które do siebie w żaden sposób nie przystają. On próbuje tu bowiem być wściekłym bykiem i swobodnym jeźdźcem, jednym z najwybitniejszych uczniów Rogera Cormana, a jednocześnie staje się ofiarą własnego sukcesu, pozostaje twórcą nie tylko artystycznych, ale też komercyjnych szlagierów.

Megalopolis - film - premiera - recenzja

"Megalopolis" definiuje przepych. Od lśniącego na ekranie złota idzie wręcz oślepnąć. Wszystko się błyszczy i szybko można poczuć przesyt wszechobecnym blichtrem. Akcja zabiera nas bowiem do Nowego Rzymu, gdzie przychodzi nam śledzić losy wyższych sfer. Burmistrz futurystycznego miasta-imperium usilnie trzyma się kapitalistycznego statusu quo i jest największym przeciwnikiem wizji tytułowej utopii. Jego córka chce mu być lojalna, ale coraz bardziej zbliża się do Cezara. Podczas gdy ona musi wybierać między dwoma przeciwstawnymi wizjami, rozgrywa się walka o przyszły spadek po najbogatszym człowieku świata.

Nie dajcie się zwieść temu urokliwemu płaszczykowi science fiction. "Megalopolis" to przede wszystkim rzymski mit, opierający się zresztą na historii spisku Katyliny - nieudanej próby przejęcia władzy w starożytnym Rzymie. W drugiej kolejności film staje się szekspirowską tragedią, co jest aż nazbyt oczywiste, gdy bohaterowie cytują dzieła Barda z Avonu. Dopiero na sam koniec produkcja okazuje się fantastyczno naukową baśnią. Od tego pomieszania z poplątaniem może się w głowie widzom zakręcić. Właściwie to opowieść jest tak zagmatwana, że dla klarowności bohaterowie muszą gadać. Gadać. I jeszcze raz gadać. Z ekranu pada zdecydowanie za dużo słów, jakby Coppola działał wedle zasady tell, don't show.

"Megalopolis" miesza ze sobą przeszłość z przyszłością, pozostając opowieścią na wskroś współczesną. Reżyser wchodzi w polemikę z "Końcem historii i ostatnim człowiekiem" Francisa Fukuyama (na dobrą sprawę to wyważanie otwartych drzwi, bo sam zainteresowany nie podpisuje się już pod swoimi słowami), poszukując idei, które mogłyby, a nawet powinny zastąpić liberalny kapitalizm. W tym celu zatapia się w degrengoladzie bogatych, obnażając przed nami ich hipokryzję. Próbuje jednocześnie mówić o klasizmie, ale nad losem niższych warstw społecznych pochyla się raczej niezdarnie, bo zauważa je dopiero w ostatnim akcie filmu i w dodatku na krótką chwilę. W fabule robi się przez to już nie bałagan, tylko zwykły burdel ideologiczny.

Coppola zakłada na "Megalopolis" kolejne płaszcze gatunkowe, korzysta z toposów i archetypów, miesza poetyki i stylistyki, próbując mydlić nam oczy. Nieudolnie ukrywa bowiem, że tak naprawdę mówi o samym sobie. I nie chodzi nawet o to, że te najbardziej symboliczne postacie noszą jego imię(sic!). Reżyser opowiada o czasie i przemijaniu, efemerycznych chwilach, które Cezar niezwykłymi zdolnościami potrafi zatrzymać. Twórca rozlicza się z przeszłością, tęskni za momentami chwały, jednocześnie z uśmiechem na ustach spoglądając w przyszłość. Tym samym teraźniejszość postrzega w kategoriach przejściowych, wyciągając oskarżycielski palec w stronę decydentów z milionami na kontach, niedoceniającymi prawdziwego geniuszu. Wychodzi z tego nie tyle artystyczny rachunek sumienia, co pełen żalu i gniewu testament.

Nie da się ukryć, że Coppola wystawia pomnik swojemu geniuszowi, zmieniając film we własne Imperium Rzymskie. Reżyser opowiada w starym stylu, mnożąc retro zabiegi stylistyczne. Od strony wizualnej jest to więc dzieło pełne klasy, przekonane o swej wyjątkowości. Trudno nie roześmiać mu się w twarz, gdy przemawia do nas z wyższością i w trybie rozkazującym. Może i reżyser nie ma nam do powiedzenia tyle, ile by sobie tego życzył, ale ze swoim napuszeniem produkcja na pewno potrafi rozbawić. Ogląda się ją z taką samą ironią, jakby się patrzyło na prezesa wielkiej korporacji, który w swoim nienagannie wyprasowanym garniturze wywala się na twarz.

Reżyser hołduje założeniom kina modernistycznego, przez co cały czas opowiada tak poważnie, że nawet nie zauważa, kiedy jego tragedia zmienia się w komedię. W ten sposób samemu gubi się w swojej artystycznej wizji. Przydałoby mu się trochę dystansu, ale być może jednak, ogólnie rzecz biorąc, ma rację. Jego nowe dzieło zostało niezrozumiane i niedocenione. Wątpię, żeby w przyszłości "Megalopolis" stawiano w jednym rzędzie z "Ojcem chrzestnym", "Czasem apokalipsy" czy "Draculą". Mimo to na pewno dostajemy opowieść niefrasobliwą, bezkompromisową i prowokacyjną. Okazuje się ona fascynująca na swój ułomny sposób, przez co ma szansę stać się kultowym klasykiem. Nie ma więc co czekać, aż nasze dzieci będą przy tej produkcji szaleć, skoro nawet dzisiaj da się z niej czerpać frajdę.

Premiera "Megalopolis" w ten piątek, 25 października w kinach.

Więcej o nowościach filmowych poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
  • Tytuł filmu: Megalopolis
  • Rok produkcji: 2024
  • Czas trwania: 138 minut
  • Reżyser: Francis Ford Coppola
  • Aktorzy: Adam Driver, Giancarlo Esposito, Nathalie Emmanuel
  • Nasza ocena: 5/10
  • Ocena IMDB: 5,1/10
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA