REKLAMA

Napoleon pokonał Europę, ale jednego mu się nie udało. Nie podbił mojego serca... jeszcze

W ostatnich latach filmy Ridleya Scotta to loteria. Co drugi tak naprawdę wypada ok, albo nawet nieźle. Na szczęście twórca "Obcego" poprzednio zaserwował nam "Dom Gucci". W "Napoleonie" bez problemu przechodzi więc nad ustawioną w ten sposób poprzeczką.

napoleon recenzja premiera
REKLAMA

Biografię Napoleona Bonaparte chciał swego czasu zrealizować Stanley Kubrick. Nie udało mu się, a niedoszły projekt obrósł legendą. Pod redakcją Alison Castle powstała nawet książka "Stanley Kubrick's Napoleon: The Greatest Movie Never Made". Dla nieistniejącego już portalu miałem okazję przeprowadzić wywiad ze szwagrem reżysera, który był też producentem jego filmów. Zapytałem go, co dokładnie w tym tytule miało być wspaniałego. Odpowiedział, że nie wynikało to bezpośrednio ze scenariusza, ale główny bohater miał w nim być pokazany jednocześnie jako geniusz i idiota. Podobną drogą podąża Ridley Scott.

Reżyser nie ma problemu z Napoleonem idiotą. Obserwujemy drogę głównego bohatera od kapitana przez cesarza po wygnańca. Większą część filmu wypełniają jednak scenki rodzajowe z jego życia. Podczas ważkich dla Francji rozmów zasypia, a z pola bitwy ucieka, gdy tylko usłyszy pogłoski o zdradach świeżo poślubionej małżonki. Sceny pałacowe skupiają się na związku Bonapartego z Józefiną, który ma służyć wyolbrzymieniu jego wad i słabostek. Dlatego ukochana zmusza francuskiego władcę, aby oblewając się łzami, przyznał, że bez niej i bez swojej matki jest nikim. Gdy smali cholewy, udając byka, jakby urwał się z "Faworyty", opowieść nabiera charakteru czystej farsy.

Więcej o "Napoleonie" poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA

Napoleon - recenzja nowego filmu Ridleya Scotta

Scott dostrzega tragizm swojego bohatera. Bonaparte targany tu jest najniższymi emocjami. Mania wielkości, chęć spełnienia oczekiwań ludu i wypełnienia przeznaczenia, które uważa, że jest mu pisane, nakazuje poświęcenie własnych pragnień i potrzeb. Reżyser nie pozwala jednak temu wybrzmieć, bo ma problem z jego geniuszem. Wydaje się, jakby go nie lubił. Nie chce stawiać mu pomnika, tylko od razu go zburzyć - jest dekonstrukcja, nie ma inscenizacji. Bo nie poznajemy Napoleona jako genialnego wojskowego, genialnego stratega, genialnego dowódcy. Musimy uwierzyć postaciom na słowo, gdy zachwycają się jego talentami.

Napoleon - Ridley Scott - premiera

"Napoleon" to zresztą w ogóle film informacyjny. Ma tak epicki rozmach fabularny, że brakuje w nim głębszych emocji. Nie uświadczycie tu żadnej intymności, bo nawet mechaniczno-groteskowe sceny seksu, podkreślają jedynie reprodukcyjny charakter stosunku - jak to głównemu bohaterowi zależy na spłodzeniu potomka. Płci męskiej, oczywiście. Fajnie popatrzeć, jak to dawni żołnierze Bonapartego padają mu w ramiona, tylko należałoby to jakoś podprowadzić. Wcześniej Scott nawet się nie zająknie na temat ich zażyłości. Ta opowieść jest po prostu sucha. Brakuje w niej jedynie przypisów, które z pewnością by się przydały, abyśmy się w fabule nie pogubili.

Gwałtowny montaż przerzuca nas z miejsca w miejsce, z czasu w inny czas. Pomimo potężnego 2,5-godzinnego metrażu filmu nie ma tu przestrzeni, żeby się zatrzymać, pokontemplować, przyjrzeć się danemu epizodowi z życia Napoleona. Widowisko ratują więc tylko przepięknie zrealizowane sceny batalistyczne. Starcia pod Austerlitz czy Waterloo zapierają dech w piersiach swoją spektakularnością. Wylewa się z nich kontrolowany patos, dzięki czemu Scott w pełni popisuje się swoim inscenizatorskim talentem. Są to jednak tylko wyjątki potwierdzające regułę. Nie potrafią bowiem wystarczająco opowieści ożywić. Jej tempo i rytm zanikają, gubią się w tej całej skrótowości.

REKLAMA

Mimo wszystko "Joker 2" będzie miał szczęście, jeśli Joaquinowi Phoeniksowi uda się z Lady Gagą stworzyć podobny duet, co tutaj z Vanessą Kirby. Związek Napoleona z Józefiną napędzany jest totalnym szaleństwem, skrajnie silnymi emocjami. Wątle, bo wątle, ale zawsze usprawiedliwia to, że film robi z głównego bohatera Adasia Miauczyńskiego do końca swoich dni tęskniącego za jedyną prawdziwą miłością. Biorąc pod uwagę otaczający ich bałagan, ta chemia między aktorem i aktorką graniczy z kinowym cudem.

Wchodzący do kin "Napoleon" nie jest dziełem Ridleya Scotta. Wygląda jak film producenta bojącego się, że długość oryginalnej wizji odrzuci publiczność. Z niecierpliwością czekam więc na zapowiedzianą ponad 4-godzinną wersję reżyserską. To co trafia na wielkie ekrany, miewa bowiem przebłyski geniuszu. Dąży do rangi bezceremonialnego studium dwoistości ludzkiej natury, upojenia władzą, wzlotu i upadku wielkiego człowieka. Jeśli na Apple TV+ uda się produkcji ten cel osiągnąć, będzie dziełem wybitnym. Na razie jednak mojego serca nie zdobyła, a co najwyżej je rozerwała.

Kinowa premiera "Napoleona" w piątek 24 listopada.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA