Brawo, Netflix. Tak uprościł mierzenie oglądalności, że jest jeszcze bardziej skomplikowane
Netflix zmienia sposób mierzenia oglądalność swoich tytułów. Do teraz wyniki będzie podawał w godzinach spędzonych przy danym filmie lub serialu.
Netflix chce mierzyć popularności swoich tytułów w jasny i przejrzysty sposób - tak przynajmniej deklaruje, bo w praktyce nowe zasady tylko wszystko komplikują. Oto nadchodzi koniec podawania liczby gospodarstw domowych, w których zobaczono dwie minuty filmu czy serialu, zamiast tego dostaniemy jakiś dziwny pomysł z sumowaniem minut. A przecież wszystko mogło zostać po staremu.
Sposób mierzenia tego, ile widzów mają dane tytuły Netfliksa, od dawna budził kontrowersje. O dawna, czyli dokładnie od ostatnich miesięcy 2019 roku, kiedy to platforma postanowiła, że produkcja została obejrzana, jeśli ktoś oglądał ją przynajmniej przez dwie minuty. Jeśli więc włączyłeś "Bridgertonów" i nie wyłączyłeś ich przez następne 120 sekund, dzięki tobie serwis mógł się pochwalić, że serial widziało 99 mln osób. Niekoniecznie były to więc adekwatne dane, ale tak to się kręciło od dwóch lat.
Popularność Netfliksa mierzona w godzinach
Wcześniej dane Netfliksa wydawały się bardziej miarodajne. Film uznano za obejrzany, jeśli ktoś nie wyłączył go przez 70 proc. czasu jego trwania. Tak samo było w wypadku seriali - 70 proc. jednego odcinka i jesteś zliczany do liczby widzów danej produkcji. Nieidealne, ale całkiem niezłe, a na pewno lepsze niż zaliczanie dwóch minut. Tak mogłoby pozostać i nikt by nie miał z tym problemu. Jednak platforma postanowiła jeszcze bardziej skomplikować podawanie swoich wyników. Inaczej mówiąc, zamotali się w celu źle pojętej transparentności.
Teraz Netflix nie będzie informował, ile osób obejrzało dany tytuł. Jak podaje The Hollywood Reporter, podczas prezentowania wyników za III kwartał 2021 roku przedstawiciele platformy ujawnili, że teraz będą podawać liczbę godzin, którą spędzono przy filmie lub serialu. Na dobrą sprawę są to dane bezużyteczne.
Netflix będzie bardziej transparentny czy wprowadzi kompletny bałagan?
Co nam powie informacja, że "Squid Game" oglądano przez ponad 1,4 mld godzin? Że zamiast sprawdzać, kto zginie w trakcie kolejnej dziecięcej zabawy, moglibyśmy rozwiązać problem ubóstwa na świecie. Poza tym tak naprawdę mówi niewiele. To jest atakowanie widzów i inwestorów ogromnymi liczbami, które robią wrażenie, ale nic poza tym. Netflix obstaje jednak przy swoim.
Myślimy, że zaangażowanie mierzone w spędzonych w serwisie godzinach bardziej miarodajnie oddaje sukces naszych tytułów i satysfakcję użytkowników. Tak samo firmy zewnętrze mierzą oglądalność stacji telewizyjnych
- czytamy w liście do inwestorów.
Wszystko się teoretycznie zgadza. Tylko we wspomnianych pomiarach telewizyjnych podane są informacje, ile czasu spędzamy ogólnie przed telewizorem albo ile oglądając daną stację. Ogólnie. Nie, że "Koronę królów" ogląda się przez dwie godziny, a potem umiera z zażenowania. I tutaj tkwi różnica.
Poza tym, cytując słynnego mema z Obi-Wanem Kenobim, chciałoby się krzyknąć, że Netflix miał zniszczyć telewizję, a nie do niej dołączać. Wyszło jednak jak wyszło. Dane dotyczące tytułów platformy wciąż będą szokująco wysokie, a my będziemy oglądać je w towarzystwie części z niecałych 214 mln użytkowników serwisu na całym świecie. A tak na marginesie, wie ktoś co z tym 2. sezonem "Squid Game"?