Netflix zapowiada rewolucję. W ramach subskrypcji dostaniecie gry wideo, ale na sport nie liczcie
Platforma Netflix bez większego entuzjazmu ogłosiła publicznie wyniki za 2. kwartał 2021 roku. Wzrost liczby subskrybentów ponownie był żenująco niski. Coraz więcej wskazuje więc na to, że firmę czeka małą rewolucja. Jej częścią będą gry wideo, a co ze transmisjami sportowymi na żywo?
Pierwsza połowa 2021 roku zdecydowanie nie jest najlepszym czasem dla serwisu Netflix. Zahamowanie wzrostu liczby nowych użytkowników to niepodważalny fakt, który szefowie firmy starają się bez powodzenia zrzucić na pandemię koronawirusa. COVID-19 miał niebagatelny wpływ na rynek VOD i faktycznie rozchwiał metodyczny i zdrowy wzrost subskrypcji w dłuższym okresie. Na początku pandemii Netflix zanotował olbrzymi bonus i mógł się pochwalić rekordowymi wynikami, ale tłumaczenie w ten sposób tegorocznych kłopotów zamazuje rzeczywisty obraz. Wyniki za 1. kwartał 2021 roku nie były jeszcze tragiczne, choć zamiast spodziewanych 6 mln nowych subskrybentów platforma przyjęła tylko 4 mln nowych klientów.
Wtedy mówiło się o sporym zawodzie, a teraz jest prawdziwa tragedia, o czym poinformował portal Deadline. Bo jak inaczej nazwać cztery miesiące, w trakcie których Netflix zwiększył globalną liczbę subskrypcji o zaledwie 1,54 mln użytkowników? Coraz więcej wskazuje na to, że platforma zahacza głową o sufit swoich możliwości na większości zachodnich rynków. Z kolei ekspansja na Wschodzie i w Afryce okazuje się trudniejsza niż szefostwo firmy początkowo zakładało. Co może dodatkowo niepokoić, to świetne osiągnięcia Disney+ i HBO Max w analogicznym okresie. Platforma mająca prawa m.in. do filmów Pixara i Marvel Studios w marcu dobiła już do 100 mln subskrypcji, z kolei HBO Max po słabym starcie może się pochwalić 64 mln klientów i planuje dodatkowo fuzję z Discovery. Wszystko to oczywiście trzeba postawić w odpowiednim kontekście, ale Netfliksa i tak czekają zmiany. Nikt tego zresztą nie ukrywa.
Netflix planuje rewolucję, której kluczowym elementem mają być gry wideo. Z kolei na sport Ted Sarandos nadal patrzy krzywym okiem.
Jak podaje portal Deadline, w oficjalnym liście do akcjonariuszy firma poinformowała o planach mocnej ekspansji na rynek gier wideo i gier mobilnych. Ta część oferty będzie rozwijana w podobny sposób jak wcześniej oryginalne filmy i seriale. Początki będą więc dosyć skromne, ale z czasem użytkownicy otrzymają dostęp do całej biblioteki produkcji stworzonych przez Netfliksa. Co więcej, korzystanie z tych gier nie będzie wymagać żadnych dodatkowych opłat. Plan serwisu wydaje się więc nieco podobny do usługi Prime Gaming, z której mogą korzystać posiadacze konta na Amazon Prime Video. Zasadnicza różnica jest taka, że za pomocą Netfliksa przynajmniej na początku będziemy mogli tylko w tytuły stworzone wewnętrznie. Trudno na tym etapie powiedzieć, czy z czasem do biblioteki mają szansę dołączyć też produkcje niezależnych producentów. Wiadomo natomiast, że Netflix na start pójdzie w gry mobilne i potem przejdzie do większych tytułów AAA.
Inaczej sprawa wygląda natomiast z dostępem do sportu na żywo. Ted Sarandos po raz kolejny wyraził przekonanie, że fundamentalnym produktem serwisu powinny być treści na życzenie i pozbawione reklam. A transmisje sportowe emituje się live z przerwami na reklamy. Oba modele funkcjonowania wyraźnie więc do siebie nie pasują. Szef amerykańskiego koncernu zaznaczył przy tym, że Netflix nadal jest bardzo zainteresowany tworzeniem treści związanych ze sportem. Chodzi m.in. o popularne filmy i seriale dokumentalne, spośród których warto wyróżnić „Ostatni taniec” o legendarnych Chicago Bulls czy debiutującą niedawno miniserię „Naomi Osaka”. Ted Sarandos zakończył cały wątek stwierdzeniem, że woli wydać 10 mld dolarów na tego typu nowości niż na prawa do jakiejś popularnej ligi, bo ceny za prawa do transmisji sportowych ciągle rosną. Boleśnie na polskim rynku przekonał się o tym ostatnio Canal+, który wkrótce utraci prawa do angielskiej Premier League.